Nauka niemieckiego w Niemczech

Nauka niemieckiego w Niemczech

Postem na moim blogu (tematyka: nauka niemieckiego w Niemczech), który wzbudził najwięcej kontrowersji, był ten pod tytułem Typowe błędy u osób uczących się niemieckiego ze słuchu z 17 listopada 2013. Dzisiaj prawie nic bym w nim nie zmieniła. Znajdziesz go tu:

Typowe błędy u uczących się niemieckiego ze słuchu

Drugim postem na podobny temat jest ten pt. Czy nauczysz się niemieckiego mieszkając w Niemczech? Znajdziesz go tu:

Czy nauczysz się niemieckiego mieszkając w Niemczech?

A tu post na ten sam temat na blogu Agnieszki Drummer:

Nauczę się niemieckiego w Niemczech. Automatycznie

Ktoś niedawno napisał mi, że podobał mu się styl, w jaki kiedyś pisałam na blogu. No to dzisiaj będzie dokładnie w tym stylu.

Zanim zaraz po ukończeniu studiów wyjechałam do Niemiec, naiwnie wierzyłam w to, że każdy, kto tam wyjeżdża, uczy się niemieckiego. No cóż, przeżyłam dużo gorzkich rozczarowań.

Być może ten post wzbudzi kontrowersje, ale no cóż – nie rusza mnie to Zaznaczę tu, że nikogo nie wyśmiewam, od tego jestem daleka. Wręcz przeciwnie – może kogoś zachęcę do nauki. .

Sytuacja nr 1

Kiedyś, wiele lat temu, usłyszałam rozmowę dwóch opiekunek osób starszych. Kluczowym do zrozumienia tej historii jest znajomość słowa das Bettlaken (prześcieradło).

Więc* jedna z tych opiekunek opowiadała drugiej, że babcia chciała, żeby dała jej nowe Bettlaken. I pokazywała na łóżko. A tak się składa, że słowo Bettlaken brzmi trochę podobnie do polskiego bydlaki. Tzn. wcześniej nie przyszłoby mi to do głowy, ale jak się zastanowić, to w sumie* tak. No i ta opiekunka tłumaczyła babci po polsku „Nie, nie, my w Polsce nie śpimy z bydlakami, śpimy w domu” No tak, aż kłaniają się tu bydlaki

Ale jakby się tak zastanowić… Gdyby nawet ta babcia trochę znała polski, to prawdopodobnie nie znałaby słowa „bydlaki”, tylko raczej „woda”, „dom” albo „stół”. A poza tym po polsku nie mówimy „bydlaki”, tylko bydło. Nigdy nie spotkałam się z tym, żeby jakiś rolnik określił bydło jako bydlaki. Moi dziadkowie też tak nie mówili.

W każdym razie historia skończyła się tak, że babcia musiała sama sobie wyciągnąć prześcieradło, bo to porozumienia nie doszło.

Sama pracowałam przez kilka lat jako opiekunka osób starszych. Kiedyś od kogoś usłyszałam, że do tego wcale nie potrzeba znajomości języka, bo wiadomo, co robić. Co za głupota! Oczywiście, że znajomość języka jest potrzebna. Nawet całkiem teoretycznie: Najczęściej wiadomo, co trzeba zrobić, ale czasem starszy człowiek chce po prostu porozmawiać. Pracowałam w sumie u czterech osób. Tylko jedna z nich była w takim stanie, że już nie mówiła, ale nieraz rozmawiałam z członkami jej rodziny. I co, nie trzeba mi było znajomości języka? Poza tym nieraz musiałam rozmawiać z lekarzem/lekarką. Nieraz musiałam dzwonić do członka rodziny w jakiejś sprawie. 

Ten argument, że w ogóle są sytuacje, w których znajomość języka nie jest potrzebna, jest tak bzdurny, że brak słów na to. Jeśli tak sądzisz, to wybierz się na urlop do jakiegoś kraju, którego języka nie znasz i spróbuj tam coś załatwić. Ale sam/sama, nie z innymi Polakami. Brak znajomości języka to gotowy przepis na kłopoty. Niewiele trzeba, żeby zostać oszukanym. 

Sytuacja numer 2

Dobre parę lat temu udałam się na międzynarodowe spotkanie kobiet. Miałam nadzieję, że spotkam tam kogoś ciekawego. Może i bym spotkała, gdyby ktoś mówił po niemiecku Możesz domyślić się więc, że dałam sobie spokój z tymi spotkaniami, gdyż wyglądało to tak, że Ukrainki rozmawiały ze sobą po ukraińsku czy rosyjsku, Arabki po arabsku itd.

Na pierwszym spotkaniu, na którym byłam, zaobserwowałam następującą sytuację: Niemiec zapytał się jednej z pań biorących udział: Wollen Sie Tee oder Kaffee? Ona z tego kompletnie nic nie zrozumiała, a zaznaczę w tym miejscu, że ten Niemiec mówił całkiem normalnie i nie miał żadnych naleciałości dialektu (a są takie dialekty, gdzie a wymawia się prawie jak o i wtedy potrzeba czasu, żeby się na to przestawić). Ale nie, on mówił całkiem normalnie. Wtedy sobie pomyślałam: Ok, może ona dopiero przyjechała do Niemiec. Ale nie – okazało się, że mieszka tu od dwóch lat, więc nieuchronnie nasuwa się tu pytanie: Serio!? Mieszkasz w Niemczech dwa lata i nie znasz słów takich jak Tee i Kaffee? No to coś tu poszło bardzo, bardzo nie tak!

Postanowiłam dać tym spotkaniom szansę, ale na kolejnym było tak samo, więc odpuściłam. Spotkałam wtedy dziewczynę z Hiszpanii, to przynajmniej pogadałam z nią po hiszpańsku. Nie o to mi jednak chodziło, więc nie traciłam więcej czasu.

Ktoś napisał na Instagramie, że ludzie przychodzą na spotkania międzynarodowe, żeby spotkać osoby ze swojego kraju. To nie do końca prawda. Czego oni się spodziewają? Że osoby prowadzące te spotkania nie będą Niemcami czy jak? Absurd. Pojawił się jeszcze komentarz, że osoba, która została zapytana o kawę czy herbatę, pewnie strasznie się zestresowała. No ale nie popadajmy tu w absurdy! Jeśli aż takie są nerwy na luźnym, niezobowiązującym spotkaniu, to strach pomyśleć, kiedy szef/szefowa odezwie się w pracy. Wtedy to już pewnie koniec. 

Sytuacja numer 3

Nie tak dawno temu byłam świadkiem rozmowy, w której pewna Niemka próbowała coś wytłumaczyć dziewczynie z Polski. I znowu: mówiła powoli, całkiem normalnie (czyli Hochdeutsch). Tak, pomogłam w tłumaczeniu, kiedy widziałam, jak ta dziewczyna się męczyła, ale nie mogłam wygonić z głowy myśli w stylu: Serio, mieszkasz w Niemczech już ponad 10 lat i nie znasz słów takich jak Name i Beispiel?????

Tutaj dodam, że znałam tę dziewczynę osobiście i wiem, że ona w ogóle nie uczyła się niemieckiego. Nic nie robiła w tym celu. To nie nerwy, to nie stres. To lenistwo. 

Sytuacja numer 4

Kiedyś udzielałam dużo prywatnych lekcji. Pewnego razu przyszli do mnie ludzie, którzy bardzo, ale to bardzo chcieli nauczyć się niemieckiego. Trochę się wtedy zdziwiłam, bo wiedziałam, że mieszkali tu od ponad 25 lat. No ale ok, pomyślałam, są różne sytuacje. Zaczęliśmy więc pierwszą lekcję i nigdy nie zapomnę ich zdziwienia, kiedy dowiedzieli się, że Ja się nazywam… to po niemiecku Ich heiße… Tak, wtedy to mnie bardzo zaskoczyło, ale teraz już nic mnie nie zaskoczy.

Ale co się okazało? Że oni nigdy nie mieli możliwości! Naprawdę? 25 lat! 25 lat! Przez ten czas naprawdę nie było okazji??? Nigdzie, nigdy??? Przez tyle lat??? Szczególnie od czasu, kiedy jest Internet?

Pewnie zgadniecie, że długo nie pochodzili do mnie na lekcje, bo okazało się, że samo do głowy nie wejdzie, że trzeba się uczyć i że czasowniki się odmieniają.

Pojawił się komentarz, że ci ludzie pewnie faktycznie nie mieli możliwości. Ale to jest moim zdaniem kolejny absurd. Nie uwierzę w coś takiego. Gdyby chcieli, to nauczyliby się choćby kilku zwrotów z tzw. samouczka, których kiedyś było pełno. Owszem, nie zawsze „chcieć to móc”, jednak najczęściej okazuje się, że ktoś nie mógł, bo nie chciał. Owszem, nauka niemieckiego nie jest łatwa, a nauka niemieckiego w Niemczech wcale nie musi być łatwiejsza czy szybsza. Jedno jest jednak pewne: Jeśli człowiek nic nie robi, to się nie nauczy. 

Podsumowując moje refleksje…

Kogo krytykuję?

Leniwych ludzi.

Ludzi, którym uczyć się nie chce, ale umieć by chcieli.

Ludzi, którzy zadają mi pytania w stylu: Skąd ty tak dobrze mówisz po niemiecku?

Nauczyłam się! Nikt mi nie dał niczego za darmo, z nieba mi nie spadło.

Jak ty się nie będziesz uczył/a, to nie będziesz umieć.

Koniec.

Rola gramatyki 5. Immersja językowa

Rola gramatyki 5. Immersja językowa

Czas na kolejny i ostatni fragment mojego tekstu „Rola gramatyki”. Dzisiaj dowiesz się, co to jest immersja językowa. Poprzednie części tekstu znajdziesz tutaj:

Rola gramatyki 1

Rola gramatyki 2

Rola gramatyki 3

Rola gramatyki 4

O immersji językowej pisałam już w 2018 roku. Ten tekst znajdziesz tutaj:

Immersja językowa

Immersja językowa

Jaki argument przeciwko uczeniu się gramatyki pojawia się najczęściej? Zapewne taki, że dzieci nie uczą się gramatyki, a mimo to uczą się mówić. Owszem, tak jest. Jednak spójrzmy na to, jak uczą się dzieci: One nie zniechęcają się błędami. Nie przejmują się tym, że ktoś mógłby je wyśmiać ze względu na popełniony błąd, nie mają oporów przed mówieniem. Uczą się bardzo szybko, są totalnie zanurzone w języku. To właśnie totalna immersja językowa – metoda, o której teraz sporo się mówi. Można ją stosować również nie mieszkając w kraju niemieckojęzycznym, chociaż oczywiście w ograniczonym zakresie. Wracając do gramatyki: Z biegiem czasu rozwijamy kompetencje językowe oraz system poznawczy, więc trudno, aby nasza nauka mogła być taka sama jak nauka małego dziecka. Będąc nastolatkiem czy dorosłym, człowiek może decydować, jak się będzie uczył. Może wybrać najlepszą dla siebie metodę, korzystać z wybranych zasobów. Może uczyć się świadomie: poszukiwać, wybierać, decydować, stosować wiedzę w praktyce, poprawiać błędy.

Zmierzając ku końcowi, chciałabym zaznaczyć, że moim zdaniem kluczowe jest to, aby gramatyka była łączona z innymi aktywnościami lekcyjnymi. Aby uczniowie dostrzegali sens uczenia się reguł i mieli świadomość tego, że uczą się ich, aby lepiej i bardziej precyzyjnie się komunikować.

Co u mnie? / Kto jeszcze czyta blogi?

Co u mnie? / Kto jeszcze czyta blogi?

Hej, dawno mnie tu nie było. Zajęta studiami i egzaminami, nie miałam czasu na „Niemiecki po ludzku”. Teraz intensywnie zastanawiam się nad powrotem i nad tym, kto z Was jest tym zainteresowany ❤️
Od dwóch lat jestem zajęta studiowaniem angielskiego na uniwersytecie w Trier. Wszystkie egzaminy mam już za sobą. Intensywna nauka sprawiła, że na prowadzenie tego profilu i bloga zabrakło mi czasu. Studiów jeszcze nie skończyłam, ale przynajmniej już nie muszę zdawać żadnych egzaminów.
Bardziej niż nimi byłam i jestem zajęta moimi dziećmi, które są dla mnie najważniejsze ❤️❤️❤️Dlatego nie oczekujcie ode mnie, że na komentarze czy maile będę odpowiadać od razu. Na to mam ściśle wyznaczony czas od poniedziałku do piątku przed południem i tego będę się trzymać. Jeśli ja lub ktoś z mojej rodziny będzie chory, to oczywiście to będzie dla mnie priorytetem, a nie odpowiadanie na komentarze.
Obecnie biorę udział w kilkumiesięcznym szkoleniu w Goethe-Institut „DaF/Daz für Lehrkräfte an Schulen”.
Mam nadzieję, że za kilka miesięcy będę mogła powrócić z „Niemiecki po ludzku” i z nowymi produktami dla Was. Mam już kilka fajnych pomysłów.
Jak może pamiętacie, opublikowałam również dwa podręczniki w wydawnictwie Preston Publishing. Obecnie w przygotowaniu jest „Niemiecki. Trening gramatyczny B1”
——–
Na Instagramie będę pisać w kolejnych tygodniach i miesiącach głównie o życiu w Niemczech, więc daj znać, jakie tematy Cię interesują.
——–
Na koniec dodam, że nie ma i nie będzie tu miejsca dla idiotów, czyli np. dla ruskich trolli, dla szarlatanów, dla oszustów, dla antyszczepionkowców itp. A uwierzcie mi, że tacy szukają zwolenników również na małych profilach takich jak profil „Niemiecki po ludzku” na Instagramie i takich jak ten blog. Takie osoby będą blokowane na Instagramie, a tu – na blogu – ich komentarze oczywiście nie będą akceptowane. 

I na koniec ważne pytanie: Czy ktoś jeszcze czyta blogi? Daj proszę znać, czy czytasz blogi, a jeśli tak, to czego oczekujesz od mojego. Jakiego rodzaju treści?

Moja książka „Niemiecki. Trening A2”

Moja książka „Niemiecki. Trening A2”

Bardzo miło mi Was poinformować, że 7 listopada premierę będzie miała moja książka, która ukaże się w wydawnictwie Preston Publishing, czyli „Niemiecki. Trening A2”. Może pamiętacie, że napisałam już „Niemiecki. Trening A1” (na okładce tamtej książki widniało jeszcze moje panieńskie nazwisko – Surowiec). Z okładki książki do A2 wita Was już Magdalena Welter:
Tu znajdziesz moje posty związane z książką „Niemiecki. Trening A1”:
Książka „Niemiecki. Trening A2” zawiera 38 rozdziałów. Każdy rozdział składa się z powtórki z teorii oraz z ćwiczeń. Starałam się, aby ćwiczenia były jak najbardziej różnorodne i aby nikt się przy nich nie nudził. Dodatkowo można poćwiczyć słownictwo, rozwiązując krzyżówki. Na końcu znajduje się oczywiście klucz do ćwiczeń.
Podręcznik kupisz tutaj, tu również znajdziesz szczegółowe informacje: 
Tematy omówione w „Niemiecki. Trening A2” to m.in. czasy przeszłe (Präteritum i Perfekt), liczebniki porządkowe i daty, odmiana przymiotnika, zdania bezokolicznikowe z zu i bez zu, różne typy zdań podrzędnych (np. z damit, wenn/falls, als, obwohl), przyimki, zaimki względne.
Jeśli właśnie chcesz wejść na poziom A2 lub go powtórzyć, to bardzo polecam ten podręcznik. Z doświadczenia w nauczaniu niemieckiego (już 13 lat) dobrze wiem, że wiele osób, które celuje właśnie w osiągnięcie wyższego poziomu, ma luki z A2, a nie da się pójść dalej bez ich wypełnienia i solidnej powtórki.
Bardzo dziękuję wydawnictwu Preston Publishing za miłą współpracę i za danie mi szansy.
Moje studia w Niemczech. Część 1

Moje studia w Niemczech. Część 1

Dlaczego zaczęłam studiować w Niemczech angielski?

Zacznę od tego, że w 2010 roku ukończyłam studia magisterskie w Polsce, na kierunku filologia germańska, specjalność nauczycielska. Takie studia umożliwiły mi potem nauczanie niemieckiego jako języka obcego tak naprawdę gdziekolwiek (moje doświadczenia obejmują nauczanie stacjonarne w Niemczech, w Meksyku oraz nauczanie online). O moich doświadczeniach zawodowych napisałam sporo postów, znajdziesz je tutaj.

Obecnie uczę niemieckiego jako języka obcego w Realschule w Niemczech. Bardzo lubię tę pracę, ale niemiecki jako drugi język (Deutsch als Zweitsprache – DaZ) nie jest przedmiotem szkolnym. Są to zajęcia dla obcokrajowców, które uczniowie mają w ramach normalnych lekcji i które są dla nich obowiązkowe. Uczniowie są oceniani, ale na koniec semestru nie otrzymują oceny z DaZ na świadectwie, lecz ocenę opisową (Verbalbeurteilung).

Co jednak oznacza dla mnie fakt, że DaZ oficjalnie nie jest przedmiotem szkolnym?

Oznacza to, że nie mogę stawiać ocen, które będą potem na świadectwie. Poza tym nie mogę dostać umowy o pracę na czas nieokreślony. Zawsze dostaję umowę na jeden semestr, potem następną i następną, co oznacza, że na wakacjach jestem bezrobotna.

Z tego właśnie powodu musiałam podjąć studia. Żeby pracować w Niemczech jako nauczycielka, muszę mieć kwalifikacje do nauczania dwóch przedmiotów. Potem muszę uczyć się w tzw. Studienseminar, żeby wyrównać różnice – w moim wypadku oznacza to np. nauczenie się, jak wygląda ocenianie na niemieckim (chodzi tu o rzeczy, których nie miałam na polskiej germanistyce, odnoszące się bezpośrednio do niemieckiego systemu, a dokładniej do systemu w Rheinland-Pfalz, czyli w landzie, w którym będę się starać o uznanie dyplomu). Dodam tutaj, że moje studia germanistyczne w Polsce zostały uznane. Miałam tam takie przedmioty jakie miałabym w Niemczech, czyli językoznawstwo, literaturoznawstwo, historię języka itd. Kiedy pracowałam w niemieckim gimnazjum czy w innych szkołach, to zrozumiałam, że germanistyka była na moim uniwersytecie na dobrym poziomie, gdyż nie miałam luk w wiedzy.

Wniosek o uznanie dyplomu 

Wniosek o uznanie dyplomu złożyłam w lutym 2022 w ministerstwie edukacji Rheinland-Pfalz. Musiałam przedłożyć wszelkie dokumenty związane z kwalifikacjami nauczycielskimi (dyplom ukończenia studiów, suplement do dyplomu, spis moich doświadczeń zawodowych, certyfikaty itd.). Dwa miesiące później dostałam odpowiedź. W liście z ministerstwa było szczegółowo napisane, co muszę zrobić, aby uczyć w szkole podstawowej, w gimnazjum lub w Realschule. Było napisane, że moje studia germanistyczne zostają uznane pod pewnymi warunkami, które muszę spełnić (czyli wspomniane wyrównanie różnic i studiowanie drugiego kierunku).

Dla mnie było oczywiste, że będę studiować angielski. Zawsze chciałam skończyć ten kierunek, ale nigdy nie było odpowiedniego momentu. Cóż, teraz też nie ma, bo gdybym nie musiała, to bym na tym etapie życia nie studiowała, ale jak to się mówi – coś za coś. Było też dla mnie oczywiste, że chcę kiedyś pracować w Realschule. Obecnie uczę tam DaZ i odpowiada mi ten typ szkoły.

W maju 2022 dostałam od urzędnika z ministerstwa kontakt do osoby z anglistyki na uniwersytecie Trier. Ta osoba bardzo szybko znalazła dla mnie czas i wyjaśniła mi, jak wygląda studiowanie anglistyki w Trier. Wybrałam ten uniwersytet, gdyż jest to najbliższy uniwersytet od mojego miasta.

Jak być może wiesz, w Niemczech trzeba studiować dwa kierunki (Hauptfach i Nebenfach). Wiem, że są od tego wyjątki (nie jestem pewna jakie, ale zakładam, że zapewne medycyna). Ja jednak otrzymałam specjalny list od ministerstwa, w którym było napisane, że muszę studiować angielski, aby wyrównać różnice. Dlatego zostałam zapisana na jeden kierunek studiów.

Na jakim poziomie musiałam znać niemiecki i angielski, aby dostać miejsce na uniwersytecie?

To zależy, czy ktoś stara się o miejsce jako niemiecki kandydat czy jako zagraniczny. Ja starałam się jako Niemka, gdyż od 2016 mam również niemieckie obywatelstwo.

Dokumenty:

Świadectwo maturalne – zasadniczo to by mi wystarczyło, gdybym była tylko i wyłącznie Niemką, ale musiałam przedłożyć również dyplom ukończenia studiów germanistycznych, gdyż wystarczyło to jako potwierdzenie znajomości niemieckiego na odpowiednim poziomie.

Jeśli ktoś aplikuje jako kandydat zagraniczny, to potrzebna jest matura oraz potwierdzenie znajomości niemieckiego na poziomie minimum C1. Uznawane są różne certyfikaty, np. Goethe-Institut, telc DeutschC1 Hochschule czy Test DaF.

Dodam, że są kierunki, na których wystarczy znać niemiecki na B2, ale takie rzeczy trzeba oczywiście sprawdzić wcześniej.

Jeśli chodzi o angielski, to miałam:

Maturę z angielskiego zdaną w 2010, czyli 5 lat po mojej maturze. Na maturze w 2005 zdawałam polski, niemiecki i historię. 5 lat później, na ostatnim roku studiów, zdałam maturę z angielskiego na poziomie rozszerzonym.

Dodatkowo miałam certyfikat Cambridge CAE, który jest na poziomie C1. Zdałam go w czerwcu 2021 (wtedy zrobiłam to dla siebie, bez konkretnego celu).

Ile kosztują mnie studia?

Tylko Semesterbeitrag – za semestr zimowy zapłaciłam 293,94 euro, za letni 280,44 euro. W cenę wlicza się bilet semestralny, na którym mogę podróżować publicznymi środkami transportu po całym landzie, więc można stwierdzić, że studia są prawie za darmo. Oczywiście na obecnym etapie życia mieszkam z moim mężem. Nie muszę więc kombinować, z czego się utrzymam ani składać wniosku o stypendium. Nie muszę również dlatego, że nadal pracuję. To mój drugi koszt – ze względu na studia ograniczyłam pracę. W tym roku szkolnym pracuję dwa dni w tygodniu, w poniedziałki i piątki. W pozostałe dni jestem na uczelni. Nadal jednak zarabiam całkiem nieźle, więc jestem zadowolona. Tak jak wspomniałam – wolałabym pracować od poniedziałku do piątku, ale nie mogę się skarżyć. Bez wątpienia mogę stwierdzić, że jestem zadowolona z obecnego stanu rzeczy.

W kolejnym poście przeczytasz, jakie zalety i wady mają dla mnie studia w Niemczech.

Czy nauczysz się niemieckiego mieszkając w Niemczech?

Czy nauczysz się niemieckiego mieszkając w Niemczech?

Często słyszę opinie w stylu: „Nauczę się niemieckiego w Niemczech”, „Nauczę się niemieckiego, rozmawiając z ludźmi”. Nic bardziej mylnego. W dzisiejszym wpisie napiszę o tym, dlaczego dla większości osób tak nie będzie i zapraszam Cię na kolejny wpis z serii „nauka niemieckiego w Niemczech”.

Mój wpis z 2013 roku – „Typowe błędy u osób uczących się niemieckiego ze słuchu” jest jednym z najczęściej komentowanych na moim blogu. Dzisiaj prawie nic bym w nim nie zmieniła. Znajdziesz go tutaj.

Polecam bardzo również wpis na blogu Agnieszki Drummer – „Nauczę się niemieckiego w Niemczech. Automatycznie” (tutaj).

Dlaczego więc nie będzie tak, że nauczysz się niemieckiego w Niemczech i to automatycznie, rozmawiając z innymi?

  1. Pierwszym powodem jest na pewno to, że trzeba umieć coś powiedzieć, żeby rozmawiać. Nie mam pojęcia, jak można rozmawiać z Niemcami, nie znając ich języka nawet w minimalnym stopniu. Aż prosi się o to, żeby nauczyć się wcześniej choć trochę. Tak jak pisałam w 2013 roku: Pewnych rzeczy trzeba się nauczyć. Wziąć podręcznik do ręki i się ich nauczyć.
  2. Nie można nauczyć się języka obcego, słuchając i powtarzając. Raczej nie uda się to dorosłym. Ludzie czasami wygłaszają opinię, że przecież dzieci tak się uczą. Owszem, ale dzieci to dzieci. One uczą się zupełnie inaczej od dorosłych, ich mózg funkcjonuje inaczej. Dzieci uczą się, powtarzając i słuchając, ale potem ta umiejętność zanika. Kiedy dorosłych chce się nauczyć w ten sposób języka zupełnie dla siebie obcego, to pojawiają się problemy ze zrozumieniem i z poprawnym powtórzeniem. Zresztą nawet gdyby udało się poprawnie powtórzyć, to nie możemy bazować tylko na usłyszanych zdaniach. Chodzi przecież o to, żeby budować własne. Jeśli chodzi o dzieci, to już dawno zostało zaobserwowane, że budują one poprawne zdania, których wcześniej nie usłyszały. Po prostu ich mózg działa inaczej.
  3. W ciągu lat spędzonych w Niemczech poznałam osoby, które mieszkają tu 20-25 lat, a nie są w stanie poprawnie się przedstawić (tak, naprawdę!). Takie osoby przychodziły do mnie na lekcje, ale najczęściej są to ludzie, którzy oczekują cudu i którym po prostu nie chce się uczyć. Tacy ludzie szybko rezygnują z lekcji. No cóż, gdyby chcieli, to nauczyliby się trochę wcześniej. Wcale nie jest więc tak, że wystarczy być w Niemczech, żeby się nauczyć. Pisałam kiedyś też o tym, że znałam kogoś, kto codziennie chodził po bułki do piekarni, a nie wiedział, że to „Bäckerei”.
  4. Wcale nie jest tak, że w Niemczech na pewno dogadasz  się po angielsku. Owszem, jest tu dużo ludzi, którzy znają ten język, ale nie można się na to zdawać. Młodsi ludzie często nieźle mówią po angielsku, ale u ludzi w średnim wieku i u starszych niekoniecznie tak jest. Podobnie jak w Polsce. Poza tym słuszne jest tu przysłowie: kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one. Moim zdaniem nie jest w porządku jechać do innego kraju, chcieć tam mieszkać i po prostu żyć, w ogóle nie dostosowując się do ludzi. Poza tym nie bez powodu mówi się, że język jest kluczem do integracji. Bez znajomości języka nie można liczyć przecież na to, że to inni dopasują się do nas.
  5. Argument, że nauczysz się niemieckiego, rozmawiając z Niemcami, jest moim zdaniem tak nielogiczny, że aż dziwię się, kto na to wpadł. Jest on związany z punktami 1 i 2, a skutek jest taki jak w punkcie 3. Nie rozumiem, jak można nauczyć się obcego języka, którego się nie zna, rozmawiając z ludźmi. Jak można rozmawiać, nie umiejąc nic powiedzieć?

 

Co myślisz o moich argumentach i powodach? Jeśli mieszkasz w kraju niemieckojęzycznym, to jak wygląda / wyglądała Twoja nauka niemieckiego? 

Biznes w Polsce: Moje wnioski po 3,5 roku prowadzenia własnej firmy

Biznes w Polsce: Moje wnioski po 3,5 roku prowadzenia własnej firmy

W związku z tym, że za kilka dni zamykam moją działalność gospodarczą w Polsce, zdecydowałam się na krótkie podsumowanie. Trzy lata temu napisałam post o tym, dlaczego uczyłam wtedy tylko online. Znajdziesz go tutaj. Dzisiaj więc kolejny post z serii „biznes w Polsce”.

Dlaczego założyłam firmę?

Moją działalność gospodarczą w Polsce założyłam 2 marca 2019 roku. Dokładnie tego dnia moja córka skończyła rok, a ja chciałam wrócić do pracy. W Polsce nie widziałam innej możliwości. Gdybym poszła do pracy do biura w jakiejś firmie, zarobiłabym w moim regionie pewnie 3000 zł netto, a jeszcze musiałabym „użerać się” z szefem i ze współpracownikami oraz dojeżdżać. Dodam, że nie lubię pracy w zespole i nie mam prawa jazdy. Uwielbiam uczyć i koniecznie chciałam to robić. Online uczyłam przez wiele lat wcześniej i miałam w tym już spore doświadczenie. Nigdy nie robiłam tego na własną rękę i wtedy nadszedł odpowiedni czas. Firma była moim drugim dzieckiem 🙂

Co robiłam?

Uczyłam online przede wszystkim niemieckiego, ale też angielskiego. Działałam intensywnie na Instagramie (tutaj), na Facebooku tutaj. Pisałam e-booki i opracowywałam kursy online. Mój sklep znajdziesz tutaj. Każdą z tych czynności bardzo lubię. Dodatkowo wydałam książkę z wydawnictwem Preston Publishing (tutaj). Okresowo zajmowałam się również coachingiem językowym, dokształcając się w tej dziedzinie. Dokształcałam się także przede wszystkim jako nauczycielka.

Czy zarabiałam wystarczająco dużo na miesiąc? 

Tak. Już przed założeniem firmy zadbałam o to, żeby od razu mieć wystarczająco dużo uczniów. Nigdy nie było tak, żebym miała za mało pieniędzy, chociaż oczywiście kokosów nie zarabiałam. Większe zastrzyki gotówki miałam przy premierach dużych e-booków. Mogłam jednak pozwolić sobie na urlop 3-4 razy w roku. Każdy z tych urlopów trwał 2-3 tygodnie.

Dla mnie ZUS nie był za wysoki, ale trzeba wziąć pod uwagę to, że moja działalność była w 100% online. Nie musiałam kupować towaru i potem go sprzedawać. Nie musiałam płacić za wynajem lokalu. W żaden sposób nie musiałam mrozić pieniędzy.

Dodam, że niektórzy nazywają „ZUS” podatkiem od wolności. To moim zdaniem dobre określenie.

Do moich kosztów zaliczały się: laptop (raz go kupiłam), notesy, pisaki, podręczniki, szkolenia. Mogłam jednak sama zdecydować, kiedy co kupuję.

Dlaczego zamknęłam firmę?

We wrześniu 2021 wyjechałam z córką do Niemiec. W Niemczech zarabiane pieniądze mi nie wystarczały, więc od stycznia 2022 wróciłam do pracy w niemieckiej szkole i od tego czasu uczę języka niemieckiego jako obcego w Realschule. Jeszcze przez jakiś czas godziłam oba te zajęcia – pracę w szkole i online, ale od października 2022 studiuję angielski na uniwersytecie w Trier. Przygotowanie na zajęcia pochłania mi dużo czasu, wobec tego postanowiłam w ogóle zrezygnować z nauczania online, tym bardziej, że nadal pracuję tutaj w szkole. Godzę więc pracę ze studiami, ale tak chcę, ponieważ w ogóle nie mogę sobie wyobrazić finansowej zależności od męża. Chcę zarabiać i mieć własne pieniądze.

Czy założyłabym firmę w Polsce jeszcze raz?

Tak, oczywiście, ale znowu tylko online. Nie stacjonarną. Nastawiam się na to, że kiedyś wrócę do Polski. A wtedy znowu tylko praca online. W Polsce nie chciałabym ani uczyć w szkole publicznej, ani pracować w firmie. Ewentualnie mogę sobie wyobrazić pracę w szkole językowej. Ale oczywiście „nigdy nie mów nigdy”.

P.S. Nadal będę prowadzić tego bloga. Będę także aktywna na Instagramie i na Facebooku, chociaż w ograniczonym zakresie.

10 lat bloga – 10 pytań

10 lat bloga – 10 pytań

10 lat bloga – 10 pytań. Taki temat mam dla Ciebie dzisiaj. Bloga „Niemiecki po ludzku” zaczęłam prowadzić 17 października 2012, więc może czas na podsumowanie.

Skąd wzięła się nazwa bloga?

Niestety już nie pamiętam. Na pewno nazwa ma coś wspólnego z tym, że chciałam wyjaśniać zrozumiale dla jak najszerszego kręgu osób.

Dlaczego zaczęłaś prowadzić bloga?

Chciałam zacząć się dzielić moją wiedzą z różnymi osobami: Nie tylko z tymi, którzy mają ze mną zajęcia indywidualne. Miałam pozytywny feedback od moich uczennic i uczniów, więc stwierdziłam, że warto „podać to dalej”.

Co uważasz za swój największy sukces w ciągu tych lat?

Wydanie kilkunastu e-booków, książki w wydawnictwie Preston Publishing, fakt, że tyle osób chętnie „mnie” czyta, niezłą sprzedaż moich kursów online mimo braku reklam.

Moje książki znajdziesz tutaj:

SKLEP

Niemiecki. Trening A1

Co uważasz za swoją największą porażkę?

Wydanie mojego pierwszego e-booka nie samodzielnie, lecz w wydawnictwie, które wydaje e-booki. Nie zarobiłam na tym praktycznie nic, a myślę, że dołożyłam do „interesu”.

Czy obecnie można zapisać się do Ciebie na zajęcia online?

Nie można zapisać się na regularne zajęcia. Można zapisać się na intensywne kursy w okresie od połowy lutego do połowy kwietnia 2023. Jeśli jesteś zainteresowana/y, to napisz do mnie na adres: kontakt@niemieckipoludzku.pl

O czym najbardziej lubisz pisać na blogu?

Myślę, że nie mam ulubionej tematyki. W zasadzie o wszystkim piszę chętnie.

O czym chciałabyś pisać na blogu w przyszłości?

Jw., ale chciałabym na pewno pisać też więcej o życiu w Niemczech.

Gdzie obecnie pracujesz? Czym się zajmujesz?

Pracuję w Realschule, uczę niemieckiego jako języka obcego. Poza tym studiuję angielski na uniwersytecie w Trier (Trewir).

Co robisz w wolnym czasie?

Po pracy oraz w weekendy przede wszystkim spędzam czas z moją córką.

O czym będzie kolejny podręcznik, który opublikujesz?

Będzie to podręcznik ze zwrotami do egzaminu Test DaF.

Na koniec mam dla Ciebie obrazkowe podsumowanie:

 

Wydawanie książki samodzielnie vs. z wydawnictwem

Wydawanie książki samodzielnie vs. z wydawnictwem

Dzisiaj przeczytasz o tym, czym różni się samodzielne wydawanie e-booków od pracy nad książką z wydawnictwem. Wydawanie książki z wydawnictwem jest zupełnie innym doświadczeniem od samodzielnego wydawania e-booków, więc zapraszam Cię do poczytania.

Jak wiesz, jestem autorką wielu e-booków. Wszystkie znajdziesz tutaj. Teraz mogę już porównać pracę samodzielną i pracę nad książką z wydawnictwem. Wymienię pięć różnic:

  1. Główna różnica między wydawaniem własnych e-booków a książki w wydawnictwie polegała dla mnie na tym, że pisząc własnego e-booka, ja decydowałam o wszystkim. Jednak tak jak wspomniałam wcześniej – wydawnictwo Preston Publishing niczego mi nie narzucało. Wszelkie zmiany były ze mną konsultowane. Współpraca z Preston Publishing układała się bardzo dobrze, nie spotkało mnie nic nieprzyjemnego z ich strony, także mogę powiedzieć tylko dobre rzeczy.

2. Na pewno w pracy nad książką z wydawnictwem dobre jest to, że wydawnictwo zapewnia korektorów / korektorki. Wydając e-booki samodzielnie, musiałam robić korekty również samodzielnie, co było strasznie mozolnym zadaniem. Cieszyłam się więc z tego, że inni byli odpowiedzialni za korekty, chociaż ja oczywiście musiałam się do nich odnieść.

3. Koszty wydania papierowej książki samodzielnie byłyby dla mnie zbyt wysokie, dlatego tu jest super, że wydawnictwo bierze to na siebie. Pod tym względem samodzielne wydawanie książki papierowej na pewno jest o wiele trudniejsze.

4. Wydając e-booki samodzielnie, musiałam zająć się wszystkimi innymi rzeczami oprócz pisania: Musiałam zlecić projekt okładki, grafiki do promocji, zrobienie strony sprzedażowej, wstawienie produktu do sklepu i oczywiście „obrobienie” e-booka w specjalnym programie. Przy pracy z wydawnictwem takie zadania odpadły, chociaż muszę wspomnieć, że wspomniane zadania nie były dla mnie zbytnio uciążliwe, gdyż mam bardzo dobrą wirtualną asystentkę.

5. Poza tym oczywiście znaczenie miało wynagrodzenie, które zaproponowało Preston Publishing. W tym samym czasie miałam rozmowy z innym wydawnictwem i tam zaproponowano mi stawkę o ponad połowę niższą. Nie zaakceptowałabym takiej, bo doskonale wiem, ile czasu i wysiłku potrzeba do napisania książki, nie ma znaczenia, czy to e-book czy papierowa, bo liczy się jakość.

Podręcznik mojego autorstwa możesz kupić na stronie wydawnictwa Preston Publishing:

Niemiecki. Trening A1

Case studies: Paulina o egzaminie Goethe-Zertifikat C1

Case studies: Paulina o egzaminie Goethe-Zertifikat C1

Dzisiaj przeczytasz na blogu wywiad z moją Uczennicą Pauliną, która ostatnio zdała egzamin Goethe-Zertifikat C1. Przypomnę, że wszystkie wywiady na blogu znajdziesz tutaj.

Bardzo dziękuję Paulinie za udzielenie odpowiedzi na pytania.

  1. Opowiedz kilka słów o sobie. Skąd w Polsce pochodzisz?

Nazywam się Paulina, jestem lekarzem po skończonych studiach medycznych w Polsce. Pochodzę ze Szczecina i chciałabym rozpocząć specjalizację w Austrii, stąd też podchodziłam do egzaminu wpierw B2, a następnie C1.

  1. Co lubisz w Austrii, a czego nie?

Służba zdrowia wygląda zupełnie inaczej, owszem jest dużo pracy, ale występuje o wiele większa kultura pracy i wszystko jest bardziej uporządkowane. W Austrii również bardzo podoba mi się kultura, bliskość gór i docelowo Wiedeń, w którym chcę w przyszłości mieszkać.

  1. Kiedy zaczęłaś uczyć się niemieckiego? Gdzie / z kim się uczyłaś?

Niemieckiego uczyłam się praktycznie od podstawówki, przez gimnazjum i liceum. Nie zdawałam jednak matury z języka niemieckiego. Przyznam jednak, że mój poziom wiedzy czy też najprostszej rozmowy po tych latach nauki w szkole był dość niski i niepewny. Zaczęłam tak naprawdę poważnie naukę niemieckiego, kiedy w piątym roku studiów odbyłam kurs niemieckiego w Berlinie na poziomie A2. Tam dopiero zobaczyłam, że ten język jest całkiem przyjemny do nauki i wcale nie brzmi tak szorstko i sztywno w codziennej rozmowie.

  1. Kiedy zaczęłaś lekcje niemieckiego ze mną? Jaki był w tamtym momencie Twój poziom?

Lekcje niemieckiego z panią Magdą zaczęłam w czerwcu 2021. Wówczas chciałam nauczyć się tego języka oraz przygotować się też pod egzamin Goethe.

  1. Dlaczego chciałaś zdać egzamin z niemieckiego? Po co był on Ci potrzebny?

Egzamin z niemieckiego był mi potrzebny do nostryfikacji dyplomu – uzyskania prawa do wykonywania zawodu lekarza na terenie Austrii. Z początku zdałam egzamin B2 (w listopadzie 2021), ponieważ myślałam, że specjalizację chcę zacząć w Niemczech. Jednak później zdecydowałam rozpocząć ją w Austrii, stąd też musiałam zdać też egzamin C1 (który jest tam wymagany).

  1. Co było dla Ciebie najtrudniejsze w przygotowaniu się do egzaminu?

W przygotowaniu do egzaminu najtrudniejsza była nieco inna forma tego egzaminu, niż egzaminu B2. Nie jest on już oceniany modułowo jak B2, obawiałam się też części Lesen, gdyż nigdy nie wiadomo na jaki temat się trafi – może akurat taki, z którego mamy niewielki zasób słownictwa. Obawiałam się również zadania z wstawianiem własnych propozycji słów na podstawie tekstu.

  1. Jak oceniasz moją terapię błędów?

Bardzo dobrze, wielokrotnie błędy mówione były od razu korygowane we wspólnym dokumencie internetowym, a błędy pisemne były wspólnie omawiane i szybko korygowane.

  1. Jak było na egzaminie? Czy możesz krótko opisać egzamin ustny i pisemny? Czy „podeszły” Ci tematy? Jak wypadła rozmowa z drugim zdającym?

Na egzaminie na szczęście nie było tak źle! Nie taki diabeł straszny jak go malują. Zadania były dość zrozumiałe, tematy nie były najtrudniejsze. Część Hören była nieco trudna, bo rozmowa rzeczywiście była dość szybka i niełatwo było wszystkie słowa wyłapać. W części pisemnej: w mojej grupie wszyscy wybrali ten sam temat, który dotyczył użycia komputera na lekcjach przez nauczycieli i widniała tam także ocena uczniów na temat umiejętności komputerowych nauczycieli. Niestety tutaj poległam nieco, bo za bardzo popłynęłam czasowo pisząc pracę najpierw na brudno – przepisywanie mi tyle zajęło, że miałam tylko kilka minut na drugie zadanie, w związku z czym na pewno parę punktów mi uciekło.

Co do części Sprechen, temat był dla mnie bardzo przyjemny – niestety tematu wykładu już nie pamiętam (ale były to w dużej mierze tematy bardzo ogólne, więc raczej nie ma co się martwić, że trafi się na szczegópowe polityczne czy gospodarcze tematy). W dyskusji trafiłam na pana, który mieszkał już w Berlinie, rozmawiał bardzo swobodnie i miał dobry akcent. Z początku byłam nieco przerażona, że na jego tle wyjdę na pewno o wiele gorzej. Nasz temat: Jesteśmy studentami i chcemy studiować X, uniwersytety z tym kierunkiem znajdują się w poniższych miastach: Berlin, Monachium, (…). Każde miasto było po krótce opisane i mieliśmy dyskutować o tym, gdzie najlepiej będzie nam się mieszkało i studiowało. Rozmowa przebiegła bardzo sprawnie i wymienialiśmy się różnymi argumentami.

  1. Gdzie zdawałaś egzamin i jak długo czekałaś na wyniki?

Egzamin zdawałam w szczecińskiej filii Instytutu Goethe. Egzamin zdawałam 20.06.22 i na wyniki czekałam do 09.07.22, odbiór certyfikatów dopiero od 18.07.22.

  1. Jaką radę dałabyś osobie przygotowującej się do Goethe-Zertifikat C1?

Koniecznie uważać na czas przy module Schreiben! Trzeba pamiętać, że są dwa zadania (żeby nam starczyło czasu na drugie zadanie, bo jest warte 10 punktów!) Więc może warto zacząć od niego, zajmie ok 10-15 min., a potem pisać już do końca analizę wyników. Temat można wybrać spośród dwóch tematów.

Co do Hören: jak najwięcej słuchać i obyć się z językiem niemieckim. Jak najwięcej różnych podcastów, filmików, osób, które mówią po niemiecku. Żeby potem osoba mówiąca trochę szybciej i niewyraźnie nie była dla nas zdziwieniem.

Jak najwięcej też czytać różnych tekstów w niemieckim i przerabiać jak najwięcej testów, żeby obyć się z różnymi tematami i mieć jak największe słownictwo.

Przy Sprechen: ułożyć sobie na pewno wcześniej cały plan wykładu: mi BARDZO pomógł skrypt, który przygotowała pani Magda, naprawdę są tam bardzo potrzebne zwroty i bardzo mi to pomogło w mówieniu. Przy dyskusji konieczne jest reagować na wszystko co mówi partner, odnosić się do tego i zadawać pytania.

11. Podziel się proszę wynikiem swojego egzaminu (oczywiście tylko, jeśli chcesz): Lesen: 14,5/25, Hören: 17/25, Schreiben: 14,5/25, Sprechen: 21,5/25. Grad (ocena): ausreichend

12. Jaki jest teraz Twój cel językowy?

Obecnie jeszcze czeka mnie egzamin FSP i potem mogę zacząć nostryfikować dyplom i rozpocząć specjalizację w Austrii 😊

Tutaj znajdziesz mój e-book, który pomógł Paulinie w przygotowaniu do egzaminu: E-book Goethe-Zertifikat C1

Podręcznik w nauce języka obcego: tak czy nie?

Podręcznik w nauce języka obcego: tak czy nie?

Podręcznik w nauce języka obcego

Ostatnio zauważam w sieci pewien trend. Obserwuję na Instagramie profile różnych osób uczących różnych języków i coraz częściej widzę rolki czy posty, w których ludzie reklamują się / promują się w sposób: „Na moich kursach nie używam podręczników”, „Czasami używam podręczników, ale …”, „Nie uczę podręcznikowego angielskiego / niemieckiego / francuskiego …” i tak się zastanawiam, z czego to wynika? Czy używanie na kursach podręcznika wymaga usprawiedliwienia i tłumaczenia się z tego? Czy podręcznik to zło lub zło konieczne?

Często słyszę stwierdzenie: „Podręcznik nie powinien być jedynym źródłem”. To prawda, ale Internet też nie powinien być jedynym źródłem. Gazety też nie. Karty pracy też nie. Autorskie materiały nauczyciela też nie. Na kursie języka obcego zawsze należy używać różnorodnych materiałów. Inaczej jest to nużące zarówno dla ucznia, jak i dla nauczyciela.

Z czego wynika stwierdzenie, że podręcznikowy język jest sztuczny? Nie powiedziałabym tego. Wszystkich języków, których się uczyłam (oprócz hiszpańskiego), uczyłam się z pomocą podręczników. I na pewno nie mogę powiedzieć, że mój język jest sztuczny. Oczywiście mam szczęście, że już ósmy rok mieszkam w Niemczech, więc na pewno mój niemiecki jest autentyczny. Ponadto ponad rok spędziłam w Meksyku, więc douczyłam się hiszpańskiego w rozmowach z Meksykanami.

Jeśli chodzi o moją naukę hiszpańskiego – brakowało mi nieco progresji. Uczyłam się prawie tylko z autentycznych materiałów, nigdy nie miałam klasycznego podręcznika. Muszę jednak zaznaczyć, że jestem osobą ze smykałką do nauki języków obcych. Uczę się ich dosyć łatwo i od razu rozpoznaję struktury gramatyczne. Mimo to pomoc nauczyciela przydała mi się, a teraz powtarzam gramatykę z nauczycielką mieszkającą w Hiszpanii.

O mojej samodzielnej nauce języka hiszpańskiego przeczytasz tutaj: 

Samodzielna nauka języka

Teraz uczę online zdecydowanie mniej niż wcześniej, gdyż pracuję w dwóch niemieckich szkołach. Na moich lekcjach online z niektórymi uczniami używam podręcznika, z innymi nie. Po 12 latach pracy w zawodzie nauczycielki niemieckiego na pewno potrafię wybrać dobry podręcznik, z którym nauka może być przyjemna i ciekawa.

Zalety używania podręcznika

  1. Główna zaleta to na pewno progresja materiału. Kiedy uczymy się z podręcznikiem, to płynnie przechodzimy od mniej do bardziej skomplikowanych struktur gramatycznych. Wiadomo, co trzeba umieć, żeby pójść dalej. Ta kolejność nie jest przypadkowa. Nie bez powodu najpierw uczymy się w niemieckim biernika (Akkusativ), a potem celownika (Dativ).
  2. W wielu podręcznikach znajdują się ciekawe ćwiczenia do wymowy. Na kursach wymowa nieraz jest zaniedbywana, więc z podręcznikiem można samemu poćwiczyć.
  3. Podręcznik zapewnia ćwiczenia do wszystkich sprawności językowych: czytanie, słuchanie, pisanie, mówienie. Żadna z nich nie jest zaniedbywana, co często zdarza się na kursach lub przy samodzielnej nauce.

Wady używania podręcznika

  1. W niektórych podręcznikach rozdziały są bardzo długie, więc zajmowanie się jednym tematem przez długi czas może być nużące.
  2. W niektórych podręcznikach faktycznie język jest nieco sztuczny, ale myślę, że to też się zmienia i nowoczesne podręczniki idą w innym kierunku.
  3. W niektórych podręcznikach jest za mało ćwiczeń gramatycznych: Zdarza się, że do danej struktury gramatycznej jest tylko jedno czy dwa ćwiczenia. Jednak z drugiej strony autorzy podręczników często przygotowują osobne repetytorium z ćwiczeniami.

A co Ty myślisz? Podręcznik w nauce języka obcego: tak czy nie? 

Austria: moje wspomnienia. Część 1 – Wiedeń

Austria: moje wspomnienia. Część 1 – Wiedeń

We wrześniu 2021 po raz pierwszy bylam w Austrii. Spędziłam 4 dni w Wiedniu i około tydzień w górach, w mieście Radstadt. Dzisiaj pierwsza część serii. Wiedziałam, że Austria to piękny kraj i nareszcie spełniło się moje marzenie o pobycie tam.

Na pierwszy urlop z córką, obecnie 4-letnią, wybrałam się w czerwcu 2021. Poleciałyśmy odwiedzić przyjaciół w Niemczech. Moja córka miała wtedy 3 lata i 3 miesiące. Wiele osób odradzało mi podróż z dzieckiem, ale cieszę się, że nie dałam się im przekonać, bo okazało się, że moja córka jest już w idealnym wieku na wspólne podróżowanie bez większych problemów.

W Wiedniu byliśmy 2 września. Nocowaliśmy w hotelu Bajazzo. Wszystko było tam w porządku, śniadania bardzo dobre. Bardzo blisko był ogromny plac zabaw, więc raj dla mojej córki. Trafiliśmy na idealną pogodę. Było ciepło, ale nie gorąco.

W ogóle nie miałam problemu ze zrozumieniem Austriaków. Wiadomo, że austriacki niemiecki jest trochę inny od tego w Niemczech. O wiele łatwiej jest jednak zrozumieć, kiedy dobrze zna się standardową odmianę języka, a ja dodatkowo znałam już wcześniej dużo austriackich słów.

Śniadanie w hotelu:

Kilka zdjęć z centrum miasta. Pamiętam doskonale, że wywarło ono na mnie bardzo duże wrażenie. Chyba nigdy wcześniej nie byłam w mieście, w którym były tak wysokie i w zdecydowanej większości piękne budynki. Zastanawiałam się, ile sklepy typu Chanel czy Gucci płacą tam za wynajem lokalu.

Kolacja na mieście:

Już pierwszego wieczoru widziałam po raz pierwszy zamek Hofburg. Chyba następnego dnia byłam tam na wystawie, o której napiszę następnym razem.

Hofburg to rezydencja władców Austrii. Jej budowa została rozpoczęta już w XIII wieku. Była to rezydencja Habsburgów aż do 1918 roku (z przerwami).

Następnym razem napiszę o tym, co jeszcze widziałam w Wiedniu.