utworzone przez Magdalena Welter | 6 sty 2019 | Aktualności, Ciekawostki, egzaminy z niemieckiego, Linki i materiały, Metody nauki, O mnie i mojej pracy, O pracy nauczyciela, Podsumowania
Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić moim podsumowaniem 2018 roku oraz planami, które chciałabym zrealizować w nowym roku.
Co udało mi się zrobić w 2018 roku?
Myślę, że całkiem dużo, biorąc pod uwagę to, że na początku marca zostałam mamą zdrowej, ślicznej córeczki. Teraz czasu dla siebie nie mam w ogóle, ale takie jest macierzyństwo. Starałam się jednak rozwijać „Niemiecki po ludzku” i sporo rzeczy osiągnęłam. Myślę, że udało się to dlatego, że jestem jako matka bardzo szczęśliwa. Z małą istotką u boku chce się żyć i chce się działać.
Przede wszystkim udało mi się rozwinąć fanpage „Niemiecki po ludzku” na Facebooku. Prawie codziennie zamieszczałam infografiki, które cieszyły się dużą popularnością i bardzo często były udostępniane. Infografiki podzieliłam na kilka grup: „Zagadki językowe”, „Pułapki językowe”, „Gramatyka”, „Powiedzenia” oraz „Słownictwo”. Tutaj kilka przykładów:
Do tej pory ukazało się 315 grafik. Na palcach jednej ręki mogę policzyć dni, kiedy nic nie opublikowałam, a były dni, kiedy publikowałam dwie grafiki. Zyskały one dużą popularność i dostaję wiele pozytywnych wiadomości z nimi związanych.
Dodatkowo od kwietnia działa na Facebooku grupa „Egzaminy z niemieckiego”. Dołącza do niej coraz więcej osób i coraz więcej klika w polecane przeze mnie linki, co uważam za sukces, bo wiem, jak trudno jest zaktywizować grupę na Facebooku.
Niezwykle ważne jest dla mnie logo „Niemiecki po ludzku”, które nareszcie mam dzięki mojej wspaniałej koleżance M.
Ostatnio logo przeszło małą modyfikację dzięki Kasi z Calm design, która opracowała graficznie mojego e-booka.
Bardzo dziękuję Wam obu. Przesyłam wielkie uściski!!!
Zaczęłam się intensywnie zajmować tematem egzaminów, co przejawia się w regularnie przeze mnie publikowanych wpisach z serii „Egzaminy z niemieckiego”, które znajdziecie tutaj.
Bardzo zaangażowałam się w temat metod nauki, gdyż uważam go za bardzo zaniedbywany. Na stronie pojawiały się wpisy z serii „Metody nauki” – tutaj. Zapisując się na newsletter, otrzymacie darmowy e-book „Skuteczna nauka niemieckiego”.
Na stronie znajduje się zakładka „Poradź się”. Od czytelników dostawałam sporo maili oraz wiadomości na Facebooku. Pytaliście mnie o życie w Niemczech, o naukę niemieckiego, o materiały do nauki. Starałam się odpowiadać na maile jak najszybciej, chociaż nie zawsze dawałam radę, bo w zeszłym roku były również trudne momenty. Tę działalność zamierzam kontynuować.
Kilka miesięcy temu zaoferowano mi współpracę przy nowym magazynie dla germanistów i dla nauczycieli niemieckiego. Chodzi o „Horyzonty germanistyki” – informacje tutaj. Pierwszy artykuł już napisałam i bardzo się on spodobał wydawnictwu. Nie mogę się już doczekać, kiedy zobaczę go w wersji drukowanej, a to już za niecałe dwa miesiące.
27 grudnia na portalu Woofla – Świat Języków Obcych został opublikowany mój tekst pt. „Jak osiągnąć poziom biegłości (C2) w języku niemieckim?” Przeczytacie go tutaj.
Nadal szkoliłam się jako nauczyciel, m.in. kontynuując bardzo obszerny kurs Goethe-Institut pod nazwą „Deutsch lehren lernen”. O szkoleniach, jakie zrobiłam i robię, aby poszerzyć swoje nauczycielskie kompetencje, jeszcze napiszę.
Co mi się nie udało?
Przede wszystkim rozwinięcie profilu „Niemiecki po ludzku” na Instagramie. Często zamieszczałam tam zdjęcia, a pod nimi zawsze niemieckie słówka i zwroty, ale celem na kolejny rok jest na pewno zdobycie większej ilości aktywnych followersów i popularyzacja profilu.
Nie udało mi się również opublikować kolejnego podręcznika pod tytułem „Niemieckie przyimki”. Szkoda, bo jest prawie gotowy. Zostało mi tylko sprawdzenie całości. Jest część teoretyczna, jest praktyczna, są rozwiązania, więc mam nadzieję, że do marca dam radę poskładać to w całość. Przyimki to temat „gryzący” wiele osób i tak dokładnych wyjaśnień jak w moim podręczniku, nie ma w żadnym innym dostępnym na polskim rynku.
Co planuję na 2019 rok?
Publikację dwóch podręczników: „Niemieckie przyimki” oraz „Naucz się języka obcego efektywnie i proaktywnie” (możliwa lekka zmiana tytułu).
Kilka tygodni temu zostałam zaproszona jako prelegentka na konferencję do Warszawy. Już się stresuję, na dniach muszę zacząć przygotowywać wystąpienie. Więcej informacji na krótko przed konferencją. Co tu dużo mówić: publiczne wystąpienia nie należą do moich mocnych stron i unikam ich jak ognia (chociaż w swojej karierze prowadziłam kurs online na żywo oglądany przez dużą ilość osób). Muszę i chcę dać radę!
Nadal zamierzam szkolić się jako nauczyciel.
Na Instagramie pojawi się seria „Zdanie w języku niemieckim” – od lutego lub od marca.
Chcę wskrzesić lubiane serie na blogu, szczególnie na sercu leżą mi „Vitamin C” oraz „Komunikacja”.
W planach jest również prowadzenie live na Facebooku. Zacznę, kiedy tylko ogarnę to pod względem technicznym.
Chcę reaktywować grupę na Facebooku „Deutsch mit Magdalena”, w której członkowie pisali tylko po niemiecku. Dostałam sygnały, że taka grupa jest potrzebna.
utworzone przez Magdalena Welter | 27 gru 2018 | Aktualności, egzaminy z niemieckiego, metody nauczania, Metody nauki, O mnie i mojej pracy, O pracy nauczyciela
W serii „Egzaminy z niemieckiego” (wszystkie teksty znajdziecie tutaj) przyszedł czas na moją perspektywę nauczyciela. Posiadam licencje Goethe-Institut dla poziomów od A1 co C1. Przygotowywałam do egzaminów wiele osób, a najwięcej doświadczeń zebrałam, pracując w Centro de idiomas (Centrum języków) firmy Volkswagen w Meksyku. Centro de idiomas jest oficjalnym partnerem Goethe-Institut i dlatego osoby uczące się tam zdawały egzaminy właśnie Goethe-Institut.
Tutaj znajdziecie oficjalną stronę Centro de idiomas.
Pracowałam w największej filii VW na świecie (w mieście Puebla), tam, gdzie odbywała się produkcja samochodów. Było więc tak, że uczniowie przychodzili na zajęcia do centrum językowego w trakcie pracy, po niej lub przed nią. Pracowałam na pełen etat, więc o przygotowaniu do egzaminów dowiedziałam się całkiem sporo. Poza tym w soboty przejmowałam zastępstwa w szkołach VW w mieście (Zavaleta, San Manuel, Diagonal).
W tym tekście odniosę się jednak do wszystkich moich doświadczeń zebranych w nauczycielskiej karierze.
Zacznę od moich błędów, na których bardzo dużo się nauczyłam. Na początku mojej drogi jako nauczycielka niemieckiego nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak ważne jest planowanie. Wychodziłam z założenia, że skoro na lekcji prawie nigdy nie realizuje się tego, co jest zaplanowane, to nie warto planować. To było oczywiście błędne założenie i szybko się go pozbyłam. Dlaczego myślałam w ten sposób? Lekcje zawsze miałam zaplanowane, ale w ich trakcie zauważałam, że mało kiedy plan był zrealizowany, bo uczniowie zadawali dużo pytań, bo czegoś nie rozumieli, bo musiałam wracać do starych zagadnień. A przecież program musiał być zrealizowany, więc szybko zrozumiałam, że owszem – powinnam odpowiadać, wyjaśniać, ale tak, aby nie rozwalało to początkowej koncepcji.
W przygotowaniu do egzaminów planowanie jest niezwykle ważne, wielokrotnie o tym pisałam. Oczywiście inaczej jest, kiedy lekcje są indywidualne, a inaczej, kiedy nauczyciel pracuje w szkole publicznej czy prywatnej. Nie zmienia się to, że należy zaplanować czas na ćwiczenie wszystkich sprawności językowych oraz na symulację egzaminu.
Drugim błędem było zbyt rzadkie rozmawianie z uczniami o strategiach egzaminacyjnych. Czasem wyglądało to tak, że uczeń, który wcześniej oblał dany egzamin i jeszcze raz się do niego przygotowywał, potrafił udzielić więcej wskazówek niż ja.
Te doświadczenia doprowadziły do tego, że zaczęłam przywiązywać wagę do metod uczenia się oraz że zrozumiałam, jak ważna jest pozytywna motywacja. UWAGA! Pozytywna motywacja. Istnieje również motywacja negatywna, która też ma swoje zalety, ale oczywiście lepiej mieć pozytywną. Od kilku lat intensywnie zajmuję się metodami oraz strategiami uczenia się. Szkoda, że we współczesnej szkole nadal tak mało się o nich mówi.
Zrozumiałam, że uczenie się na pamięć do niczego nie prowadzi. Zrozumiałam, że szkoła w dużej mierze zniszczyła moją młodość. Właśnie dlatego że nauczyciele kazali się uczyć (i chwała im za to!), ale nikt mi nie mówił, jak mam się uczyć. W rezultacie spędzałam nad książkami tyle godzin, że teraz żal mi siebie samej. Czasu już nie cofnę, ale chcę pomagać innym. Ktoś mógłby powiedzieć: „Trzeba było się tyle nie uczyć”. Oczywiście, ale mimo wszystko nie żałuję, że się tyle uczyłam, bo przecież nie wszystkiego uczyłam się na pamięć. Wiele rzeczy rozumiałam, wiele zapamiętałam i pamiętam do dziś. Oczywiście trzeba trenować pamięć, ale nie uczeniem się na pamięć.
Cieszę się, że teraz, jako nauczycielka, jestem tego świadoma i że będę mogła pomóc mojej córce. Bo daję słowo, że jeśli kiedyś ktokolwiek powie do niej: „Naucz się tego na pamięć”, to nóż otworzy mi się w kieszeni. Chcę, żeby wiedziała wiele rzeczy, żeby uczyła się efektywnie, a nie żeby godzinami, całymi dniami siedziała nad książkami.
Dlaczego to piszę? Aby uświadomić Wam, drogie Czytelniczki i drodzy Czytelnicy, że uczenie się na pamięć naprawdę do niczego nie prowadzi i że w ten sposób nie zdacie egzaminu (no chyba że będziecie mieć szczęście) i że w dłuższej perspektywie nie przysłuży się to komunikacji w języku obcym.
Na początku mojej drogi rzeczywiście nie mówiłam uczniom, jak mają się uczyć. Na szczęście potem wiele rzeczy zrozumiałam i już nie popełniałam tego wielkiego błędu.
Z perspektywy nauczyciela egzaminy to mnóstwo roboty papierkowej, wypełnianie dokumentów, sprawdzanie, czy wszystko się zgadza oraz oczywiście ocenianie. Goethe-Institut dokładnie określa normy (zresztą inne centra zapewne też), jednak nie bez powodu na egzaminach obecni są dwaj nauczyciele. Jeśli nie zgadzają się w ocenie, to muszą dojść do porozumienia i zawrzeć kompromis. Tak samo jest na egzaminach pisemnych: jeden nauczyciel ocenia, potem drugi i ponownie – jeśli ocenili inaczej, to muszą dojść do porozumienia. Tylko na czytaniu i słuchaniu nie ma tych problemów, gdyż te części egzaminu składają się z zadań zamkniętych.
utworzone przez Magdalena Welter | 18 lis 2018 | Aktualności, egzaminy z niemieckiego, Metody nauki, O mnie i mojej pracy
Niedawno pisałam o tym, dlaczego i gdzie uczę się fińskiego. Ten wpis znajdziecie tutaj. Natomiast tu znajdziecie wszystkie wpisy o metodach nauki. Temat dzisiejszego tekstu ma dużo wspólnego z moim czasem na naukę.
Myślę, że zmorą wielu osób są pożeracze czasu. Prawie każdy swoje ma. U mnie kiedyś były to media społecznościowe, dlatego napiszę o tym, z jakich powodów prawie wcale ich nie używam.
Kiedyś spędzałam dużo czasu na Facebooku. Jednak przyszedł pewien dzień około 5 lat temu, kiedy wieczorem, krótko przed pójściem spać, stwierdziłam, że nic pożytecznego nie zrobiłam. Całe popołudnie spędziłam na Facebooku i nic dobrego z tego nie wynikło. W tamtym momencie postanowiłam drastycznie ograniczyć korzystanie z tego portalu.
Kiedy ktoś pyta mnie, czy nie chcę wiedzieć, co słychać u starych znajomych, odpowiadam: „W ogóle mnie to nie interesuje”. Jest to jak najbardziej zgodne z prawdą. Już od kilku lat nie przeglądałam ściany na Facebooku, bo myślę, że nie jest mi to do niczego potrzebne. Nie zauważyłam, żeby w ten sposób jakość mojego życia spadła. Wręcz przeciwnie. Utrzymuję kontakt z pewnymi osobami z dawnych czasów, ale nie komunikuję się z nimi przez Facebooka. Portalu używam przede wszystkim dla strony „Niemiecki po ludzku” oraz prowadząc grupę „Egzaminy z niemieckiego”. Jestem co prawda jeszcze w kilku grupach, ale spędzam tam mało czasu. Jeśli zauważam, że z danej grupy już nie korzystam, to wypisuję się z niej.
Nigdy nie przeglądam Instagrama ani nie oglądam Insta stories. Być może niektóre treści by mnie zainteresowały, ale uważam, że oglądanie zdjęć 10 razy na dzień nie poprawi jakości mojego życia. Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeglądałam Instagrama. Używam go tylko dla profilu „Niemiecki po ludzku”.
Rzadko korzystam ze smartfona. Nie sprawdzam godziny na telefonie, lecz noszę „normalny” zegarek na ręce. Nie używam budzika w telefonie, mam zwykły tradycyjny budzik. Dla wielu osób jest to pułapka: chcą tylko sprawdzić, która jest godzina, a tu wyskakuje wiadomość od kogoś albo jakieś powiadomienie.
Prawie nigdy nie odpisuję na wiadomości od razu. Nie zauważyłam, żeby ktoś był zły z tego powodu. Nic się nie stanie, jeśli odpiszę po kilku godzinach. Na smartfona spoglądam dwa razy dziennie.
Niczego nie czytam na telefonie, nie przeglądam na nim Internetu. Zdaję sobie sprawę z tego, że spędzanie dużych ilości czasu na smartfonie ma negatywny wpływ na odcinek szyjny kręgosłupa. Odczuwam to już, kiedy odpisuję na wiadomości. Dlatego w ogóle nie mogę sobie wyobrazić czytania czegoś w Internecie, korzystając ze smartfona. Internet przeglądam tylko na komputerze.
Nie wrzucam moich zdjęć ani tym bardziej zdjęć mojej córki do Internetu. Nie sądzę, aby było to do czegokolwiek konieczne. Zdjęcia wysyłam kilku osobom i to wystarczy.
Oczywiście są wyjątki: Jeśli ktoś rozwija firmę i zdobywa klientów albo ma chore dziecko, z którym musi utrzymywać kontakt, to rozumiem, że potrzebuje telefonu.
Są też inne pożeracze czasu: może telewizja, może gry komputerowe, może spożywanie za dużej ilości jedzenia, może czytanie plotkarskich portali. Moim pożeraczem czasu były media społecznościowe, więc radykalnie zmieniłam swoje podejście i teraz mam świadomość tego, że nie marnuję cennego czasu. Zawsze powtarzam: Pieniądze mogę zarobić, ale zmarnowanego czasu już nie odzyskam.
Mam również taką zasadę, że około dwie godziny przed snem nie zerkam na komputer ani na telefon. Pozwala mi to na wyciszenie się przed zaśnięciem.
Odkąd zmieniłam swoje podejście do mediów społecznościowych, nie marnuję czasu. Staram się nie robić niczego, co nie wnosi wartości w moje życie. Tak, czasami też potrzebuję się „odmóżczyć”, ale wtedy oglądam coś w tv 🙂
Myślę, że większość osób ma różne pożeracze czasu. W nauce jest to zgubne, powoduje marnowanie ogromnej ilości czasu. Zawsze jesteśmy w stanie znaleźć czas, ale niestety nie zawsze właściwie nim gospodarujemy.
utworzone przez Magdalena Welter | 25 lis 2017 | Aktualności, Kulturoznawstwo, O Niemczech, Trier/Trewir, W 80 blogów dookoła świata
W ramach akcji „W 80 blogów dookoła świata” w tym miesiącu piszemy o obiektach wpisanych na listę UNESCO w poszczególnych krajach. Ja postanowiłam napisać o Porta Nigra.
W Trier jest wiele budowli, a tak właściwie ich pozostałości, z czasów Cesarstwa Rzymskiego. Poza tym bardzo lubię piękną katedrę. Rynek też jest śliczny, ale aż tak bardzo go nie lubię, bo za dużo na nim handlarzy wszystkim, co tylko możliwe.
Na początku nie byłam pewna, czy pamiętam, jak dojść do Porta Nigra i do rynku, ale po chwili odświeżyłam pamięć i trafiłam. Tutaj już wyłania się Porta Nigra:
Porta Nigra („czarna brama”) uchodzi za symbol miasta. Zawsze robiła i robi na mnie ogromne wrażenie. Jest do dawna rzymska brama miejska oraz najlepiej zachowana rzymska brama miejska na terenie Niemiec. Od 1986 roku Porta Nigra jest wpisana na listę dziedzictwa światowego UNESCO.
Brama została wybudowana około 180 roku n.e. jako północne wejście do miasta Augusta Treverorum, czyli do dzisiejszego Trewiru. Nigdy nie została ukończona. Nazwa Porta Nigra używana jest od średniowiecza, kiedy to ciemny kolor powstał na skutek wietrzenia piaskowca. Inna dawna nazwa to „Porta Martis” (brama Marsa).
Pochodzący z Sycylii bizantyjski mnich Symeon w 1028 osiedlił się w Porta Nigra jako pustelnik. Rzekomo kazał się tam zamurować. Po śmierci w 1035 roku został tam też pochowany, a biskup Trewiru doprowadził w tym samym roku do jego kanonizacji. Ustanowił kapitułę Symeona (Simeonstift) i wybudował bramę do bocznego kościoła, w którego dolnej kaplicy pochowany był Symeon.
W 1802 roku Napoleon nakazał zamknąć kościół i kapitułę, a podczas swojej wizyty w Trewirze w 1804 roku zarządził rozbiórkę budowli kościelnych. W latach 1804-1809 budynek został całkowicie przebudowany. Prusacy zarządzili w 1815 roku wyburzenie budowli powstałych za Napoleona, więc brama Porta Nigra znowu była doskonale widoczna.
W latach 70-tych XIX wieku rozebrano miejski mur i prawie wszystkie średniowieczne bramy miejskie, między innymi także bramę Symeona.
Porta Nigra można dokładnie obejrzeć również od środka.
Ulica, która prowadzi od Porta Nigra do rynku, czyli Simeonstrasse, jest klasycznym deptakiem. Znajduje się na niej oczywiście mnóstwo sklepów. Do centrów handlowych w stylu Karstadt czy Galeria Kaufhof nawet nie wchodziłam, bo nie lubię takich miejsc. Wolę małe sklepiki. Ktoś kiedyś powiedział mi, że czynsze na Simeonstrasse są najwyższe w całych Niemczech, wyższe niż nawet w Berlinie.
Jak przystało na bloga o języku niemieckim, przygotowałam dla Was również informację w tym języku:
Die Porta Nigra ist das Wahrzeichen von Trier. Es ist ein ehemaliges römisches Stadttor (Porta Nigra bedeutet auf Lateinisch „Schwarzes Tor“) und das besterhaltene römische Stadttor Deutschlands. Seit 1986 ist die Porta Nigra Teil des UNESCO-Welterbes Römische Baudenkmäler, Dom und Liebfrauenkirche in Trier.
Das Stadttor wurde um 180 n. Chr. als nördlicher Zugang zur Stadt Augusta Treverorum, dem heutigen Trier, erbaut. Das Tor wurde nie fertiggestellt. Der seit dem Mittelalter bezeugte Name Porta Nigra ist von der dunklen Färbung abgeleitet, die durch die Verwitterung des Kordeler Sandsteins entstand. Ein anderer Name lautete Porta Martis („Tor des Mars“).
Der aus Sizilien stammende byzantinische Mönch Simeon ließ sich in dem Gebäude nach 1028 als Einsiedler nieder. Angeblich hatte er sich dort einmauern lassen. Nach seinem Tod 1035 wurde er im Erdgeschoss bestattet und der Trierer Erzbischof Poppo erwirkte noch im selben Jahr seine Heiligsprechung. Er errichtete das Simeonstift und baute das Tor zur Doppelkirche um, in deren Unterkapelle Simeon bestattet war. Es wurden zwei Kirchenräume angelegt, von denen heute noch eine Apsis zu sehen ist.
Die Kirche und das Stift ließ Napoleon 1802 aufheben und bei seinem Besuch in Trier im Oktober 1804 verfügte er den Rückbau der kirchlichen Anbauten. Von 1804 bis 1809 wurde das Gebäude völlig umgebaut. Die Preußen vollendeten ab 1815 die Abbrucharbeiten, so dass nun wieder das römische Tor zu sehen ist. Lediglich den unteren Teil der mittelalterlichen Apsis ließ man stehen.
In den 1870er Jahren riss man die Stadtmauer und fast alle mittelalterlichen Stadttore ab, darunter auch das Simeonstor.
Quellen:
Heinz Cüppers: Porta Nigra. In: H. Cüppers (Hrsg.): Die Römer in Rheinland-Pfalz. Lizenzausgabe, Nikol, Hamburg 2002.
Sabine Faust: Porta Nigra. In: Rheinisches Landesmuseum Trier (Hrsg.): Führer zu archäologischen Denkmälern des Trierer Landes. Trier 2008.
Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa – pochodzą z 2012 i 2014 roku.
Tak jak wspomniałam na początku, mój wpis jest częścią akcji „W 80 blogów dookoła świata”
Co miesiąc blogerzy językowi i kulturowi przygotowują dla Was wpisy na wybrany temat. Tu znajdziecie notki na poszczególnych blogach uczestników naszej akcji:
Austria
Viennese breakfast – Austria na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO
Chiny
Biały Mały Tajfun – Lijiang
Francja
Demain, viens avec tes parents – UNESCO
Gruzja
Gruzja okiem nieobiektywnym – Dziedzictwo narodowe, dziedzictwo światowe
Hiszpania
Hiszpański dla Polaków – Katedra w Salamance i jej nietuzinkowi mieszkańcy
Irlandia
W Krainie Deszczowców – Irlandzkie obiekty na liście UNESCO
Japonia
japonia-info.pl Kuchnia japońska dziedzictwem światowym
Kirgistan
kirgiski.pl Obiekty UNESCO w Kirgistanie
Szwajcaria
Szwajcarskie Blabliblu – Obiekty UNESCO w Szwajcarii
Szwecja
Szwecjoblog – Tu byłam, czyli obiekty z listy UNESCO w Szwecji
Turcja
Turcja okiem nieobiektywnym – Zwiedzamy Efez
Wielka Brytania
Blog edukacyjny o angielskim po polsku – W tajemniczym kręgu Stonehenge
English Freak – Tower of London
Daj Słowo – Wybrzeże Jurajskie
Włochy
Studia, parla, ama – Obiekty UNESCO we Włoszech
Po Prostu Włoski – Ciekawostki o Wenecji i jej lagunie
Różne kraje
Enesaj.pl – Turkijskie obiekty UNESCO
utworzone przez Magdalena Welter | 18 cze 2017 | Aktualności, O mnie i mojej pracy, O pracy nauczyciela
Dzisiaj kilka słów o tym, co lubię, a czego nie lubię w mojej pracy 🙂
Co lubię?
- To, że jest dużo zmian i nie ma nudów. Niektórzy twierdzą, że nauczyciel uczy tego samego przez całe życie, a to nieprawda. Podręczniki się zmieniają, a najważniejsze jest to, że każda grupa jest inna. Na pewno nie można powiedzieć, że jedna klasa jest taka sama jak inna.
- Że można się dokształcać, a nawet, że jest to konieczne. Biorę udział w szkoleniach, natomiast od sierpnia będę zdobywać licencje egzaminatora Instytutu Goethe.
- Że można dorabiać, udzielając korepetycji. Z drugiej strony może być to też wadą, ponieważ praca nauczyciela powinna być opłacana na tyle dobrze, żeby nie musiał on udzielać korepetycji czy składać etatu w kilku szkołach.
Czego nie lubię?
- Uczenia dzieci w tzw. trudnym wieku. Cieszę się, że teraz tego nie robię i mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała.
- Postawy roszczeniowej i pretensji.
- Papierkowej roboty, a jej jest sporo.
utworzone przez Magdalena Welter | 4 maj 2017 | Ja w Meksyku, O mnie i mojej pracy, O pracy nauczyciela
Dzisiaj przyszła kolej na następny post o pracy nauczyciela. Ostatnio pisałam o moich początkach w zawodzie. O moich dalszych doświadczeniach zawodowych, czyli o uczeniu polskiego oraz o lekcjach niemieckiego z uchodźcami już pisałam, więc nie będę się powtarzać. Tu przypominam te posty:
Doświadczenia zawodowe. Cz. 4
Kurs polskiego
Kurs polskiego w VHS
O kursach polskiego ponownie
Pierwsze zajęcia z uchodźcami
Zajęcia z uchodźcami. Część 2
Zajęcia z uchodźcami. Część 3
Właśnie praca z uchodźcami była moją ostatnią pracą w Niemczech. Do połowy listopada zajmowałam się uczeniem ich niemieckiego, do ostatniego dnia przed moim wyjazdem do Meksyku.
Dzisiaj napiszę Wam kilka słów o mojej pracy dla Volkswagena w Meksyku. Zanim znalazłam tę ofertę pracy w Internecie, nie wiedziałam, że w Puebli znajduje się największa na świecie filia VW. Tu możecie poczytać o miejscu, w którym pracuję od początku stycznia:
Niemcy wybudowali własne miasto
Uczę tu niemieckiego na pełen etat, od poniedziałku do piątku, a w soboty często mam zastępstwo w jednej ze szkół językowych VW na mieście.
Moja praca jest bardzo ciekawa. Z Meksykanami bardzo dobrze się pracuje, nie mogę narzekać. Już przyzwyczaiłam się do ich otwartości, do buziaczków na powitanie i do mówienia sobie na ty.
W miasteczku VW uczymy oczywiście pracowników – najwięcej uczniów pracuje w działach rozwoju technicznego, zakupów, gwarancji jakości oraz projektów. Mimo że VW niedawno ustalił angielski jako oficjalny język, pozycja niemieckiego nie jest tu gorsza, gdyż pracuje tu wielu Niemców, jest wiele kontaktów z Wolfsburgiem, a poza tym wielu uczniów uczy się niemieckiego, mając nadzieję na pobyt w Niemczech i pracę w Wolfsburgu. Przychodzą oni na kursy do centrum językowego w godzinach pracy.
Każdy kurs trwa 6 tygodni (poszczególne poziomy są podzielone na 5-6 kursów), pięć dni w tygodniu – codziennie po 50 minut. Celem kursów jest przygotowanie do egzaminów Instytutu Goethego. Osoby o wysokich stanowiskach mają kursy indywidualne i wtedy to one decydują, kiedy i ile razy w tygodniu mają czas (obecnie mam 3 takie kursy i muszę iść do biur moich uczniów. Na szczęście pracują oni w działach znajdujących się niedaleko centrum językowego i dojście na piechotę zajmuje mi kilka minut).
Znajomość hiszpańskiego nie była konieczna do otrzymania tej pracy, jednak znacząco ułatwia mi życie. Trudno byłoby mi prowadzić kursy na poziomach A1 czy A2, gdybym w ogóle nie znała hiszpańskiego. Mogę wytłumaczyć uczniom gramatykę po hiszpańsku i porozmawiać z nimi poza kursami. Poza tym jest życie poza pracą, a tu bez hiszpańskiego byłoby ciężko.
Teraz bardzo cieszę się z tego, że naoglądałam się w życiu tyle telenowel latynoskich, bo nie mam problemu ze zrozumieniem Meksykanów. Gdybym uczyła się języka tylko z książek, byłoby mi teraz ciężko. Widzę teraz, ile dało mi długoletnie siedzenie przed telewizorem (pewnie mało osób pamięta takie telenowele jak „Słodka zemsta”, „Niebezpieczna” czy „Gorzkie dziedzictwo”, a to od nich zaczęła się moja fascynacja hiszpańskim). Dzięki telenowelom całkiem nieźle rozumiem język potoczny (telenowele zawsze miały to do siebie, że pojawiały się w nich przedstawiciele wszystkich warstw społecznych i w związku z tym różne słownictwo). Dzięki nim lepiej znam tutejszy hiszpański niż ten z Hiszpanii.
Oczywiście nie miałam możliwości praktyki, gdyż hiszpańskiego nauczyłam się całkowicie samodzielnie. Teraz jednak z mówieniem nie jest źle i staram się wykorzystać mój pobyt tutaj w celu pogłębienia znajomości języka i poprawienia umiejętności mówienia. Zdecydowałam się również na kurs języka, który robię w centrum językowym w pracy. Obecnie jest to jedna godzina w tygodniu (niestety na więcej nie mam czasu), ale podjęłam tę decyzję, ponieważ godzina jest lepsza niż nic. Z pomocą nauczyciela łatwiej jest mi powtarzać gramatykę i rozwiewać wątpliwości. Obecnie mam poziom B2, za rok mam zamiar mieć C2.
Wracając jednak do głównego wątku… Przy okazji mojej pracy tutaj potwierdza się moje wcześniejsze zdanie o tym, że na początku nauczania języka obcego lepiej jest tłumaczyć wszystko w języku ojczystym ucznia. Potem, wraz z lepszą znajomością języka obcego, można przechodzić na wyłączne użycie języka obcego na lekcjach.
Mogę przytoczyć tu moje doświadczenia pracy z uchodźcami w Niemczech. Pamiętam, jak nieraz było mi trudno coś im wytłumaczyć. Gdyby mówili jednym językiem, to bym się go nauczyła. W jednej grupie miałam jednak uczniów z różnymi językami ojczystymi, jak perski, arabski, kurdyjski i różne języki afrykańskie. Pamiętam też przypadek dziewczyny z Nigerii, której językiem ojczystym był angielski (tak właściwie miała dwa języki ojczyste, drugiego nie pamiętam), jednak jej wymowa była tak inna, tak różna od wymowy w Wielkiej Brytanii, że nie mogłam jej zrozumieć.
Dochodziła do tego trudność polegająca na odmiennej mentalności. To, co dla mnie było oczywiste, im było nieznane. Dlatego mogę z doświadczenia powiedzieć, że łatwiej i lepiej jest mówić z uczniami wspólnym językiem. Są sytuacje, kiedy jest to niemożliwe – jak w Niemczech. Nie oznacza to, że nauczanie jest niemożliwe – jest jednak znacznie trudniejsze.
W mojej obecnej pracy podoba mi się też to, że mam okazję lepiej poznać słownictwo związane z samochodami. Prowadzę ogólne kursy języka niemieckiego, jednak osoby, które mają kursy indywidualne, nieraz chcą się poduczyć języka biznesowego. Przy okazji ja mogę nauczyć się tego słownictwa po hiszpańsku, gdyż zawsze sprawdzam tłumaczenie.
W kolejnym poście z tej serii napiszę o pracy nad projektami.
utworzone przez Magdalena Welter | 17 kwi 2017 | Ja w Meksyku, O mnie i mojej pracy
Ten wpis powstaje ze specjalną dedykacją dla M. O. – mojej wspaniałej koleżanki z Traben-Trarbach.
Kto śledzi mnie na Facebooku, wie, że zdecydowałam się na pozostanie w Meksyku. Na jak długo? Zobaczymy, może na 2-3 lata (taki był mój pierwotny plan), może na dłużej. Wszystko pokaże czas.
Dlaczego podjęłam tę decyzję? Przede wszystkim ze względów zawodowych. Praca dla Volkswagena bardzo mi odpowiada, bardzo mi się podoba, więc już po tygodniu pracy nie miałam wątpliwości. Mam bardzo dużo wyzwań, a to zawsze napędzało mnie do działania i motywowało. Poza tym mogę też podnosić swoje kwalifikacje i zajmować się też innymi ciekawymi rzeczami oprócz uczenia.
Jeśli ktoś zapyta mnie, co podoba mi się w Meksyku, to odpowiem, że tak naprawdę wszystko, ale i w Niemczech tak było. Po prostu obcy kraj zawsze jest całkiem inny i zawsze jest wiele do odkrycia. Oczywiście tutaj jest zupełnie inna kultura, ale ja odkąd pamiętam, zawsze marzyłam o spędzeniu dłuższego okresu czasu w Ameryce Środkowej lub Południowej. Czekałam tylko na dobrą okazję i jak to bywa w życiu, trafiła się ona zupełnie nieoczekiwanie.
Wiele osób pyta mnie, czy nie boję się tu mieszkac, bo to niebezpieczny kraj. To wszystko zależy od tego, gdzie się mieszka. Puebla na szczęście jest miastem dosyć bezpiecznym – inaczej nie zdecydowałabym się na wyjazd, chociaż z drugiej strony i w Europie jest niebezpiecznie, a myślę, że będzie tylko gorzej. Czy nie boję się tak długo lecieć samolotem? Nie – nie ma czego, a turbulencje się zdarzają. Bardziej niebezpieczna jest jazda samochodem albo autobusem. Ostatnio zaś miałam nieciekawy wypadek, będąc w drodze na rowerze. Czy nie boję się mieszkać w pobliżu aktywnego wulkanu? Nie – bardziej mnie to fascynuje, gdyż ta aktywność jest bardzo widoczna.
Oczywiście chciałabym, żeby bilety lotnicze były tańsze, ale niestety tylko rzadko będę mogła odwiedzać moją rodzinę. Ostatnie kilka dni spędziłam w Niemczech, żeby ostatecznie pozamykać tam wszystkie moje sprawy i na bilet musiałam wydać bardzo dużo pieniędzy – w okresie wielkanocnym to nic dziwnego. Nie miałam jednak wyjścia, gdyż to właśnie Wielki Tydzień mieliśmy wolny w pracy. Zamknięcie spraw udało się w 80%, ale dla mnie to dobry wynik, tym bardziej, że na wszystko miałam tylko 4 dni. Wypełnione one były bieganiną od rana do wieczora, ale przynajmniej mogę spać spokojnie.
Na koniec wrzucam dla Was kilka zdjęć z Meksyku, piękne widoki ze wzgórza Chalchihuapan o wysokości 2210 m, znajdującego się 16 km od Puebli (Cerro de Chalchihuapan). Na wzgórzu znajduje się uroczy kościół.
Siebie nie zaliczam do pieknych widokow 🙂
utworzone przez Magdalena Welter | 27 lut 2017 | Aktualności, germanistyka, O mnie i mojej pracy
Dziś nadszedł czas na drugą część postu o studiach germanistycznych. Zaplanowałam już dla Was dwa kolejne posty: następny będzie o tym, czy moim zdaniem warto studiować germanistykę. Potem napiszę o moich wrażeniach z pobytu i z pracy w Meksyku, bo wiem, że wiele osób to interesuje. Widziałam piękne rzeczy i na pewno podzielę się tymi przeżyciami.
IV rok – rok akademicki
VII semestr
- Gramatyka kontrastywna – 30 godzin wykładów i 30 godzin ćwiczeń. Chodziło o porównywanie gramatyki niemieckiej z polską.
- Historia literatury niemieckiej – 15 godzin wykładów i 30 godzin ćwiczeń. Zajmowaliśmy się literaturą XX wieku.
- Kultura niemieckiego obszaru językowego – 15 godzin wykładów i 30 godzin ćwiczeń.
- Praktyczna nauka języka niemieckiego – 90 godzin ćwiczeń. zajęcia te odbywały się chyba pięć razy w tygodniu, każdy aspekt z innym wykładowcą. Miałam zajęcia np. ze słownictwa, z czytania czy z gramatyki. Zajęcia oczywiście bardzo potrzebne.
- Seminarium magisterskie – 30 godzin, przygotowywanie się do pisania pracy magisterskiej.
- Praktyka pedagogiczna w gimnazjum – 35 godzin (15 godzin hospitacji, 20 godzin prowadzenia lekcji).
VIII semestr
- Historia literatury niemieckiej – 15 godzin wykładów i 30 godzin ćwiczeń.
- Praktyczna nauka języka niemieckiego – jw.
- Seminarium magisterskie – jw.
- Zajęcia specjalizacyjne – przygotowywanie się do zdobycia specjalizacji nauczycielskiej.
- Metodyka nauczania języka niemieckiego – 15 godzin ćwiczeń. Dalsza nauka planowania, przeprowadzania i ewaluacji lekcji.
Jak już Wam wspominałam, czwarty rok studiów spędziłam na stypendium Erasmusa. Tu możecie o tym poczytać:
Serial „Magda w Niemczech”. Część 1
V rok – rok akademicki 2009/2010
IX semestr
- Praktyczna nauka języka niemieckiego – 30 godzin ćwiczeń.
- Seminarium magisterskie – jw.
- Zajęcia specjalizacyjne – 30 godzin ćwiczeń.
- Praktyka pedagogiczna w szkole średniej – 75 godzin. 35 godzin hospitacji i 40 godzin prowadzenia lekcji. Robiłam praktykę w liceum ogólnokształcącym, które skończyłam kilka lat wcześniej.
X semestr
- Praktyczna nauka języka niemieckiego – 60 godzin ćwiczeń.
- Seminarium magisterskie – jw.
- Zajęcia specjalizacyjne – 30 godzin ćwiczeń.
15 czerwca 2010 roku obroniłam moją pracę magisterską, której temat brzmiał: „Romantyczna baśń artystyczna na przykładzie wybranych baśni E.T.A. Hoffmanna i Wilhelma Hauffa”
utworzone przez Magdalena Welter | 29 sty 2017 | Aktualności, germanistyka, O mnie i mojej pracy
Już kilka razy byłam proszona o wpis na temat studiów germanistycznych. Dzisiaj nadszedł na niego czas. Pisałam już o tym, dlaczego zdecydowałam się zostać nauczycielką niemieckiego. Nie miałam żadnych wątpliwości co do wyboru kierunku studiów. Byłam jeszcze na 5-letnich jednolitych studiach magisterskich. Od jakiegoś czasu jest podział na studia licencjackie i magisterskie, ale program studiów na większości uczelni pozostał podobny, zmienił się rozkład materiału.
Bardzo lubiłam moje studia. Oczywiście w każdym semestrze były jakieś zajęcia, za którymi nie przepadałam, ale tak to już jest. Oto, czego uczyłam się na studiach:
I rok – rok akademicki 2005/2006
I semestr
- Historia filozofii (wykłady) – bardzo lubiłam, swego czasu nawet chciałam studiować filozofię (może jeszcze kiedyś).
- Język łaciński (ćwiczenia) – bardzo lubiłam, niezwykle potrzebne zajęcia. Łacina bardzo poszerza horyzonty i zdecydowanie jest bardzo ważnym przedmiotem dla filologa.
- Wychowanie fizyczne – nie lubiłam, tak jak wcześniej w szkole.
- Gramatyka opisowa języka niemieckiego (wykłady i ćwiczenia) – jak sama nazwa wskazuje, chodzi o opisywanie gramatyki po niemiecku, zagłębianie się w zagadnienia gramatyczne. Na początku te zajęcia były dla mnie przerażające, ale potem je polubiłam. Były bardzo potrzebne, dla mnie niezbędne w pracy nauczyciela.
- Praktyczna nauka języka niemieckiego (ćwiczenia) – zajęcia te odbywały się chyba pięć razy w tygodniu, każdy aspekt z innym wykładowcą. Miałam zajęcia np. ze słownictwa, z czytania czy z gramatyki. Zajęcia oczywiście bardzo potrzebne.
- Informatyka (ćwiczenia) – nie lubiłam.
II semestr
Wszystko to samo oprócz informatyki, poza tym doszły następujące zajęcia:
- Pedagogika (ćwiczenia i wykłady) – lubiłam, mieliśmy dobrego wykładowcę.
- Psychologia (wykłady) – też lubiłam, wykłady były bardzo ciekawe.
- Emisja głosu (ćwiczenia) – nie lubiłam, nie nauczyłam się na tych zajęciach pracować przeponą i do tej pory tego nie potrafię.
II rok – rok akademicki 2006/2007
III semestr
- Gramatyka opisowa języka niemieckiego (wykłady i ćwiczenia) – na drugim roku mieliśmy te zajęcia z innym wykładowcą. Oprócz teorii pojawiło się dużo praktyki i super, bo dzisiaj ta wiedza jest mi na co dzień potrzebna.
- Historia literatury niemieckiej (wykłady i ćwiczenia) – czasami nie lubiłam, czasami lubiłam. Uwielbiałam jednak czytać utwory literackie z XVIII wieku, analizować je. Na drugim roku zaczęliśmy właśnie od tego okresu. Oczywiście czytanie takich tekstów wymagało sporej ilości czasu, bo trzeba było siedzieć ze słownikiem i szukać, co znaczą archaizmy. Zawsze byłam dobra w interpretacji literatury, dlatego nie miałam problemu na egzaminach. Wiedza z tego zakresu do dzisiaj mi się przydaje.
- Historia niemieckiego obszaru językowego (wykłady) – lubiłam, bo zawsze interesowała mnie historia.
- Lektorat języka angielskiego (ćwiczenia) – lubiłam, angielski zawsze jest potrzebny.
- Praktyczna nauka języka niemieckiego (ćwiczenia) – jw.
- Psychologia (wykłady i ćwiczenia) – jw.
- Wstęp do językoznawstwa (wykłady) – średnio lubiłam, bo językoznawstwo nigdy nie należało do moich zainteresowań, wiedza jednak bez wątpienia potrzebna.
- Wstęp do literaturoznawstwa (wykłady) – lubiłam, pojęcia z zakresu literatury zawsze są potrzebne.
IV semestr
- Historia literatury niemieckiej (wykłady i ćwiczenia) – jw., tylko dalsza historia.
- Gramatyka opisowa języka niemieckiego (wykłady i ćwiczenia) – jw.
- Praktyczna nauka języka niemieckiego (ćwiczenia) – jw.
- Historia niemieckiego obszaru językowego (wykłady) – jw.
- Lektorat języka angielskiego (ćwiczenia) – jw.
- Metodyka nauczania języka niemieckiego (wykłady i ćwiczenia) – tutaj zaczęło się przygotowanie do uczenia niemieckiego: stare i nowe metody nauczania, przygotowywanie konspektów, planowanie lekcji, liczne przykłady.
III rok – rok akademicki 2007/2008
V semestr
- Historia literatury niemieckiej (wykłady i ćwiczenia) – jw.
- Historia języka niemieckiego (wykłady i ćwiczenia) – wtedy średnio lubiłam te zajęcia, ale teraz bardzo cieszę się z tego, że je miałam. Uczyliśmy się tam, skąd tak właściwie wziął się język niemiecki, o zjawiskach, które sprawiły, że wygląda on dzisiaj właśnie tak, a nie inaczej. Były to trudne zajęcia, wiele rzeczy wydawało się wtedy nie do pojęcia. Dzisiaj jednak cieszę z tego, że uczyłam się tego wszystkiego, bo ta wiedza bardzo mi się przydała i ciągle się przydaje. Jeśli ktoś z Was chce poczytać, o co chodzi w historii języka, to znajdziecie ciekawe rzeczy na moim drugim blogu:
Sprachgeschichte
3. Praktyczna nauka języka niemieckiego (ćwiczenia) – jw.
4. Metodyka nauczania języka niemieckiego (wykłady i ćwiczenia) – jw.
5. Praktyka pedagogiczna (szkoła podstawowa) – 35 godzin. Chyba było 15 godzin hospitacji i 20 godzin prowadzenia lekcji. Znalazłam podstawówkę w pobliskiej wsi, w której niemiecki bardzo się liczył. Praktyka była dla mnie super, to wtedy ostatecznie utwierdziłam się w tym, że podjęłam dobrą decyzję.
VI semestr
- Historia literatury niemieckiej (wykłady i ćwiczenia) – jw.
- Kultura niemieckiego obszaru językowego (wykłady i ćwiczenia) – jak sama nazwa wskazuje, uczyliśmy się np. o ważnych miejscach, o znaczących osobistościach, o istotnych wydarzeniach.
- Praktyczna nauka języka niemieckiego (ćwiczenia) – jw.
- Lektorat języka angielskiego (ćwiczenia) – jw.
- Metodyka nauczania języka niemieckiego (wykłady i ćwiczenia) – jw.
- Historia i kultura regionu (ćwiczenia) – bardzo ciekawe zajęcia, opowiadaliśmy tu po niemiecku o miastach i wioskach naszego pochodzenia, przygotowaliśmy prezentacje. Pamiętam, jak robiłam zdjęcia mojego rodzinnego miasteczka – Głogowa Małopolskiego.
O ostatnich dwóch latach nauki napiszę Wam kolejnym razem 🙂
Drugie zdjęcie pochodzi z zakuwania do egzaminu z literatury, z 2007 roku. Sama się sobie dziwię, że mam odwagę je opublikować, ale dzisiaj jestem już ładna i stylowa 🙂
utworzone przez Magdalena Welter | 22 sty 2017 | O mnie i mojej pracy, O pracy nauczyciela, Traben-Trarbach
Tak jak obiecałam, w kolejnym poście z serii piszę Wam kilka słów o moich początkach w pracy nauczyciela.
Kto czyta mojego bloga, ten wie, że nigdy nie uczyłam w Polsce. Zaraz po skończeniu studiów wyjechałam do Niemiec w ramach programu UE Comenius. Jak to się stało, możecie przeczytać tu:
Serial „Magda w Niemczech”. Część 3
Po rocznej asystenturze dostałam umowę o pracę na następny rok szkolny i w gimnazjum w Traben-Trarbach uczyłam przez dwa lata.
Jak wyglądały moje początki w zawodzie nauczyciela?
Muszę powiedzieć, że początek był dla mnie szokiem i że pomyślałam sobie: „Boże kochany, więc tak to wygląda?” Teraz widzę, że na początku popełniłam błędy, których już dzisiaj nie popełniam. Pamiętam też, że szybko zrozumiałam moje błędy. Nie było o to trudno.
Lekcje prowadziłam samodzielnie, chociaż teoretycznie asystent Comeniusa powinien prowadzić je pod okiem doświadczonego nauczyciela. Samodzielna praca była jednak możliwa, ponieważ prowadziłam nie „normalne” lekcje, lecz dodatkowe lekcje niemieckiego (które dla uczniów szkoły całodziennej były obowiązkowe). W praktyce moje nauczanie nie różniło się od zwykłych lekcji.
Na mojej pierwszej lekcji w karierze nauczyciela trafiłam na bardzo trudną klasę, w której było sporo łobuzów. Było bardzo, bardzo ciężko, ale musiałam dać radę.
Czego nauczyłam się na podstawie moich pierwszych doświadczeń?
- Że muszę być konsekwentna. Nie mogę zmieniać zdania i mówić najpierw „tak”, a potem „nie”.
- Że powinnam chwalić moich uczniów, ale też z tym nie przesadzać, żeby nikt nie spoczął na laurach.
- Że uczniowie doceniają dobrą wolę nauczyciela. Zwykle nawet największy łobuz potrafi ją docenić.
- Że wielu uczniów próbuje w szkole zwrócić na siebie uwagę, gdyż w domu jej nie otrzymuje. Trzeba nauczyć się sobie z tym radzić.
- Że muszę być przygotowana na nieoczekiwane zastępstwa, zawsze mieć ze sobą dodatkowe materiały, które mogłabym wykorzystać.
- Że uczniowie bardzo lubią wychodzenie poza konwencje, czyli np. zabawy dydaktyczne albo filmy. Zawsze się na to cieszą.
- Że muszę dotrzymywać danego słowa.
- Że muszę być otwartą osobą. Dla mnie było to bardzo trudne, ponieważ należę do osób bardzo zamkniętych w sobie i niechętnie nawiązujących kontakty.
- Że muszę współpracować z innymi nauczycielami.
- Że muszę współpracować oczywiście także z dyrekcją szkoły.
Na koniec dodam, że pierwsze negatywne doświadczenia mnie nie zniechęciły. Tak jak ostatnio wspominałam, zawsze wiedziałam, że chcę pracować jako nauczycielka. Potrzebowałam czasu na zrozumienie pewnych rzeczy. Dzisiaj jestem pewna siebie, znam swoją wartość i kiedy niecałe dwa tygodnie temu zaczęłam uczyć w VW w Meksyku, w ogóle nie czułam stresu. Cieszyłam się na lekcje, a poza tym po tych wszystkich latach potrafię obsłużyć każdą kserokopiarkę 🙂
utworzone przez Magdalena Welter | 7 sty 2017 | O mnie i mojej pracy, O pracy nauczyciela
Tym wpisem zaczynam cykl o pracy nauczyciela – oczywiście z mojej perspektywy.
Dlaczego zdecydowałam się na ten zawód?
Tak właściwie sądzę, że nigdy nie zastanawiałam się, co mogłabym robić w życiu. Mam poczucie, że od zawsze wiedziałam, że chcę zostać nauczycielem. Myślę, że miałam wielkie szczęście, ponieważ ludzie często nie wiedzą, co chcą robić. Niektórzy interesują się wieloma rzeczami, ale niczym tak bardzo, żeby się temu poświęcić.
Myślę, że wpłynęły na mnie następujące czynniki:
1. Od początku edukacji miałam do czynienia ze wspaniałymi nauczycielami. Bardzo podziwiałam ich wiedzę, imponowali mi, miałam i mam wśród nich autorytety. Chciałam być taka jak oni.
2. Moja pierwsza nauczycielka niemieckiego bardzo na mnie wpłynęła. Dlaczego? Mogę tu podać kilka powodów:
a) potrafiła zainteresować uczniów językiem niemieckim. Przekazywała wiedzę w bardzo otwarty sposób. Sprawiła, że pozbyłam się niektórych stereotypów
b) organizowała inicjatywy pozalekcyjne, zachęcała do udziału w nich
c) chwaliła swoich uczniów, nie była obojętna na sukcesy
d) dała się nam poznać nie tylko jako nauczyciel, ale też jako człowiek
Dzięki niej wiedziałam, że w liceum chcę uczyć się niemieckiego na poziomie rozszerzonym, a ona utwierdziła mnie w tej decyzji.
3. Lekcje języka niemieckiego w liceum były tak samo dobre. Myślę, że wielką sztuką jest sprawić, aby uczniowie lubili niemiecki, mimo że nie dla wszystkich był to ukochany przedmiot. Moja nauczycielka niemieckiego, z którą mam kontakt do dzisiaj, nie ograniczała się tylko do materiału z podręcznika i myślę, że taki sposób nauczania to świetna decyzja. Fajnie od czasu do czasu posłuchać piosenki albo obejrzeć film.
4. Decyzja o studiach germanistycznych była oczywistością. W ciągu lat spędzonych w liceum nie zmieniłam zdania. Co prawda składałam papiery na coś tam jeszcze, ale w grę i tak wchodziła tylko filologia germańska. Czy na studiach nie zniechęciłam się?
Były co prawda przedmioty, których nie lubiłam albo zdarzało się, że przedmiot, który bardzo lubiłam, był z wykładowcą, który nie potrafił uczyć. Tak to jednak bywa i wiedziałam, że muszę przez to przejść.
Oprócz praktycznej nauki języka niemieckiego najbardziej lubiłam literaturę, z którą wiążę jeszcze pewne plany na przyszłość.
5. Na studiach musiałam zrobić praktyki nauczycielskie w szkole podstawowej, w gimnazjum i w liceum. Znowu miałam to szczęście, że trafiłam niechcący albo z wyboru na mądrych nauczycieli. Już podczas praktyk bardzo spodobało mi się uczenie w szkole.
Następnym razem napiszę o moich początkach w pracy nauczyciela.
utworzone przez Magdalena Welter | 26 gru 2016 | Aktualności, O mnie i mojej pracy
Na dzisiaj przygotowałam dla Was krótkie podsumowanie tego, co działo się na blogu w 2016 roku. Muszę powiedzieć, że mniej więcej w 75% zrealizowałam plany, więc myślę, że to całkiem niezły wynik. Chciałam zrobić więcej, ale z powodu ciężkich osobistych przeżyć nie byłam w stanie. Trudno skupić się na czymś innym, kiedy bardzo bliskie osoby umierają, w tym ta jedna najbliższa. Ja jednak muszę żyć dalej – nie mam wyjścia – i na świętach sformułowałam konkretne plany na 2017 rok.
Co mi się udało?
- Seria „Rok z językiem niemieckim” – co prawda nie było postów w każdym miesiącu, jak na początku planowałam, ale myślę, że wyszło całkiem dobrze.
Rok z językiem niemieckim
2. Napisanie dwóch e-booków, które możecie bezpłatnie pobrać:
Moje e-booki
3. Napisanie podręcznika z ćwiczeniami gramatycznymi. Nosi tytuł „Niemiecki. Ćwiczenia gramatyczne” i ukaże się w styczniu lub w lutym jako e-book. Na pewno dam Wam znać, gdzie będzie można go kupić. Obecnie skończyłam robić drobne, estetyczne poprawki.
4. Napisanie sporej ilości postów z kategorii „Gramatyka”:
Gramatyka
5. Rozpoczęcie serii postów „Magda w Niemczech”
O mnie i mojej pracy
6. Jestem bardzo zadowolona z tego, że udawało mi się regularnie pisać.
7. Również na profilu „Niemiecki po ludzku” na Facebooku byłam aktywna. Zamieszczałam nie tylko informacje o nowych postach, lecz także ciekawe linki, cytaty czy informacje.
Co mi się nie udało?
- Napisanie podręcznika o słowotwórstwie, jego zarys właśnie powstaje.
Teraz kolej na bardziej osobiste wyznania, w odniesieniu do mojej pracy oczywiście 🙂
Co mi się udało?
- Zdobycie nowych, ciekawych doświadczeń zawodowych: dalsza praca z uchodźcami w szkole w Wittlich była dla mnie bardzo ważna. Zaczęłam pracę z nimi w październiku 2015 i muszę powiedzieć, że dopiero po jakimś czasie ich zrozumiałam, zapewne nie całkowicie, ale zdecydowanie lepiej. Kiedy w listopadzie tego roku odchodziłam ze szkoły i musiałam się pożegnać z moimi uczniami, było to dla mnie niesamowicie trudne. Chciało mi się płakać, ale rozpłakałam się dopiero, kiedy ostatniego dnia wyszłam ze szkoły. Szczególnie polubiłam jedną grupę i do tej pory za nią tęsknię.
2. Kolejnym ciekawym doświadczeniem zawodowym było przeprowadzenie letniego kursu niemieckiego w drugiej połowie sierpnia. Brali w nim udział uchodźcy. Był to kurs niemieckiego połączony z orientacją zawodową. Do południa prowadziłam kurs niemieckiego, popołudniu odbywały się „wycieczki”, na których codziennie byłam opiekunem. Dla mnie było to bardzo ciekawe, ponieważ miałam okazję zobaczyć rzeczy, których inaczej bym nie zobaczyła (m.in. podczas zwiedzania szpitala czy różnych firm – zajmujących się np. przetwarzaniem metalu albo produkcją okien). Zobaczenie wszystkiego od środka, zza kulis, było dla mnie oczywiście czymś nowym.
3. Zapisanie się na kurs „Deutsch lehren lernen”. Zdecydowałam się na to, aby pogłębić swoją wiedzę. Kurs zaczął się w lipcu i skończy się dla mnie w grudniu 2017. Robię go oczywiście online.
4. Zawarcie nowych kontaktów zawodowych. Mam nadzieję, że niedługo mi się opłacą 🙂
5. Za mój sukces zawodowy mogę uznać również opracowanie podręcznika, o którym wspomniałam.
6. Otrzymanie pracy w VW w Meksyku. Jak pisałam, mieszkam teraz w Puebla. Zacznę pracę od stycznia. Wiem już, jakie kursy będę prowadzić (od A2 do C1). Wiem też, że na szczęście w jednym miejscu – w głównej siedzibie VW (poza tym VW ma jeszcze dwie szkoły na terenie miasta). Samo dostanie tej pracy uznaję za sukces, ale czas pokaże, czy to będzie właśnie TO. Na razie muszę przyznać, że niesamowicie tęsknię za TT. Byłam pewna tego, że Traben-Trarbach to moje miejsce na Ziemi. Zostawiam sobie jeszcze czas na decyzję.
7. Zapomniałabym o zapisaniu się na drugi kurs podnoszący kwalifikacje, ale zacznie się on w kwietniu 2017.
Co mi się nie udało?
- Chciałabym być dalej w zadaniach z kursu „Deutsch lehren lernen”. Jestem w tej chwili trochę za połową.
Życzę Wam na koniec dobrych ostatnich dni roku 2016. Dla mnie nowy rok nie musi być lepszy, oby tylko nie był gorszy. Na koniec ładna piosenka:
Sarah Connor – Anorak
Strona 3 z 7«12345...»Ostatnia »