W serii „Egzaminy z niemieckiego” (wszystkie teksty znajdziecie tutaj) przyszedł czas na moją perspektywę nauczyciela. Posiadam licencje Goethe-Institut dla poziomów od A1 co C1. Przygotowywałam do egzaminów wiele osób, a najwięcej doświadczeń zebrałam, pracując w Centro de idiomas (Centrum języków) firmy Volkswagen w Meksyku. Centro de idiomas jest oficjalnym partnerem Goethe-Institut i dlatego osoby uczące się tam zdawały egzaminy właśnie Goethe-Institut.

Tutaj znajdziecie oficjalną stronę Centro de idiomas.

Pracowałam w największej filii VW na świecie (w mieście Puebla), tam, gdzie odbywała się produkcja samochodów. Było więc tak, że uczniowie przychodzili na zajęcia do centrum językowego w trakcie pracy, po niej lub przed nią. Pracowałam na pełen etat, więc o przygotowaniu do egzaminów dowiedziałam się całkiem sporo. Poza tym w soboty przejmowałam zastępstwa w szkołach VW w mieście (Zavaleta, San Manuel, Diagonal).

W tym tekście odniosę się jednak do wszystkich moich doświadczeń zebranych w nauczycielskiej karierze.

Zacznę od moich błędów, na których bardzo dużo się nauczyłam. Na początku mojej drogi jako nauczycielka niemieckiego nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak ważne jest planowanie. Wychodziłam z założenia, że skoro na lekcji prawie nigdy nie realizuje się tego, co jest zaplanowane, to nie warto planować. To było oczywiście błędne założenie i szybko się go pozbyłam. Dlaczego myślałam w ten sposób? Lekcje zawsze miałam zaplanowane, ale w ich trakcie zauważałam, że mało kiedy plan był zrealizowany, bo uczniowie zadawali dużo pytań, bo czegoś nie rozumieli, bo musiałam wracać do starych zagadnień. A przecież program musiał być zrealizowany, więc szybko zrozumiałam, że owszem – powinnam odpowiadać, wyjaśniać, ale tak, aby nie rozwalało to początkowej koncepcji.

W przygotowaniu do egzaminów planowanie jest niezwykle ważne, wielokrotnie o tym pisałam. Oczywiście inaczej jest, kiedy lekcje są indywidualne, a inaczej, kiedy nauczyciel pracuje w szkole publicznej czy prywatnej. Nie zmienia się to, że należy zaplanować czas na ćwiczenie wszystkich sprawności językowych oraz na symulację egzaminu.

Drugim błędem było zbyt rzadkie rozmawianie z uczniami o strategiach egzaminacyjnych. Czasem wyglądało to tak, że uczeń, który wcześniej oblał dany egzamin i jeszcze raz się do niego przygotowywał, potrafił udzielić więcej wskazówek niż ja.

Te doświadczenia doprowadziły do tego, że zaczęłam przywiązywać wagę do metod uczenia się oraz że zrozumiałam, jak ważna jest pozytywna motywacja. UWAGA! Pozytywna motywacja. Istnieje również motywacja negatywna, która też ma swoje zalety, ale oczywiście lepiej mieć pozytywną. Od kilku lat intensywnie zajmuję się metodami oraz strategiami uczenia się. Szkoda, że we współczesnej szkole nadal tak mało się o nich mówi. 

Zrozumiałam, że uczenie się na pamięć do niczego nie prowadzi. Zrozumiałam, że szkoła w dużej mierze zniszczyła moją młodość. Właśnie dlatego że nauczyciele kazali się uczyć (i chwała im za to!), ale nikt mi nie mówił, jak mam się uczyć. W rezultacie spędzałam nad książkami tyle godzin, że teraz żal mi siebie samej. Czasu już nie cofnę, ale chcę pomagać innym. Ktoś mógłby powiedzieć: „Trzeba było się tyle nie uczyć”. Oczywiście, ale mimo wszystko nie żałuję, że się tyle uczyłam, bo przecież nie wszystkiego uczyłam się na pamięć. Wiele rzeczy rozumiałam, wiele zapamiętałam i pamiętam do dziś. Oczywiście trzeba trenować pamięć, ale nie uczeniem się na pamięć. 

Cieszę się, że teraz, jako nauczycielka, jestem tego świadoma i że będę mogła pomóc mojej córce. Bo daję słowo, że jeśli kiedyś ktokolwiek powie do niej: „Naucz się tego na pamięć”, to nóż otworzy mi się w kieszeni. Chcę, żeby wiedziała wiele rzeczy, żeby uczyła się efektywnie, a nie żeby godzinami, całymi dniami siedziała nad książkami.

Dlaczego to piszę? Aby uświadomić Wam, drogie Czytelniczki i drodzy Czytelnicy, że uczenie się na pamięć naprawdę do niczego nie prowadzi i że w ten sposób nie zdacie egzaminu (no chyba że będziecie mieć szczęście) i że w dłuższej perspektywie nie przysłuży się to komunikacji w języku obcym.

Na początku mojej drogi rzeczywiście nie mówiłam uczniom, jak mają się uczyć. Na szczęście potem wiele rzeczy zrozumiałam i już nie popełniałam tego wielkiego błędu. 

Z perspektywy nauczyciela egzaminy to mnóstwo roboty papierkowej, wypełnianie dokumentów, sprawdzanie, czy wszystko się zgadza oraz oczywiście ocenianie. Goethe-Institut dokładnie określa normy (zresztą inne centra zapewne też), jednak nie bez powodu na egzaminach obecni są dwaj nauczyciele. Jeśli nie zgadzają się w ocenie, to muszą dojść do porozumienia i zawrzeć kompromis. Tak samo jest na egzaminach pisemnych: jeden nauczyciel ocenia, potem drugi i ponownie – jeśli ocenili inaczej, to muszą dojść do porozumienia. Tylko na czytaniu i słuchaniu nie ma tych problemów, gdyż te części egzaminu składają się z zadań zamkniętych.