Case studies: Iwona o egzaminie Goethe-Zertifikat C1

Case studies: Iwona o egzaminie Goethe-Zertifikat C1

W serii case studies czas na Iwonę, która niedawno zdała egzamin Goethe-Zertifikat C1. Iwona uczy się ze mną już od jakiegoś czasu i jakiś czas temu już ukazał się wywiad z nią. Znajdziecie go tutaj. Natomiast wszystkie posty z serii „case studies” znajdziesz tutaj. Dzisiaj Iwona opowie Wam o swoim życiu w Niemczech i o tym, jak uczyła się do egzaminu Goethe-Zertifikat C1.

Iwona zrobiła niesamowity postęp: Jeszcze rok temu uczyła się na poziomie B2, a teraz zdała egzamin Goethe-Zertifikat C1 i zacznie studia na niemieckim uniwersytecie. 

 

  1. Opowiedz kilka słów o sobie. Skąd w Polsce pochodzisz? Czym zajmujesz się w Niemczech? Od kiedy tam mieszkasz?

Nazywam się Iwona, pochodzę z Mazur i od sześciu lat mieszkam w Niemczech w Pinneberg (nieopodal Hamburga). Na początku pracowałam w fabryce, następnie w restauracji greckiej, a od ponad trzech lat pracuję w piekarni.

  1. Co lubisz w Niemczech, a czego nie?

Najbardziej w Niemczech cenię tzw. niemiecki porzadek. Obojętnie, o jaką instytucje się rozchodzi, wystarczy wcześniej ustalić termin i wszystko można normalnie załatwić. Mieszkańcy są różni, jak wszędzie. Niektórzy są bardzo pomocni, inni natomiast zupełnie przeciwnie. Najbardziej przeszkadza mi natomiast częsty brak kultury i manier dobrego wychowania (np. często starsi ludzie muszą stać w komunikacji miejskiej; młodzież, jak i dorośli ludzie często kładą swoje brudne buty na siedzenia w autobusie/pociągu; ignorowanie zakazu palenia papierosów na przystankach komunikacji miejskiej).

  1. Kiedy zaczęłaś uczyć się niemieckiego? Gdzie / z kim się uczyłaś?

Moja przygoda z niemieckim zaczęła się w Niemczech. Wcześniej – ani w szkole, ani na studiach – nie miałam styczności z tym językiem. Początkowo uczyłam się samodzielnie i po osiągnięciu poziomu A1 udałam się na kurs do Volkshochschule. Z drobnymi przerwami dobrnęłam do poziomu B2. Kurs ukończyłam, ale bez zdawania egzaminu, gdyż moim celem był certyfikat C1. Co do kursu na poziomie B2, miałam wiele zastrzeżeń (jak i inni uczestnicy kursu) i wiedziałam, że ten poziom muszę koniecznie powtórzyć.

  1. Kiedy zaczęłaś lekcje niemieckiego ze mną? Jaki był w tamtym momencie Twój poziom?

Z Magdą uczę się już od na pewno ponad dwóch lat. W tamtym momencie mój poziom oscylował między B1+ a „podstawowym” B2.

  1. Dlaczego chciałaś zdać egzamin z niemieckiego? Po co był on Ci potrzebny?

W momencie podjęcia decyzji o zdawaniu certyfikatu C1 nie miałam konkretnych planów. Na pewno chciałam zmienić pracę i dlatego uważałam, że certyfikat jest niezbędny. Dopiero kilka miesięcy temu zdecydowałam się zdawać na studia w Niemczech, a certyfikat C1 był jednym z wymogów.

  1. Co było dla Ciebie najtrudniejsze w przygotowaniu się do egzaminu?

Najtrudniejsze w przygotowaniu się do egzaminu była część pisemna, a w szczególności zmieszczenie się w wyznaczonych ramach czasowych. Właśnie ta presja czasowa stanowiła największy problem, szczególnie też w części ustnej, gdy w czasie 3-4 minut prezentacji należało zawrzeć wszystkie cztery punkty. Zdania musiały być spójne, poprawne gramatycznie i logiczne. Całe szczęście od samego początku przygotowywania się do egzaminu przykładałam do tego ogromna wagę. W ten sposób na egzaminie nie miałam z tym większego problemu.

  1. Jak oceniasz moją terapię błędów?

Uważam, że Twoja terapia błędów była genialna! Wiedziałam wówczas, gdzie i jakie błędy popełniałam i nad czym powinnam była jeszcze popracować. I taki – moim zdaniem – powinien być każdy nauczyciel.

  1. Jak było na egzaminie? Czy możesz krótko opisać egzamin ustny i pisemny? Czy „podeszły” Ci tematy? Jak wypadła rozmowa z drugim zdającym?

Egzamin wydawał mi się całkiem „zdawalny”. Tematy do wyboru w części pisemnej były wręcz banalne, natomiast część słuchowa była bardziej skomplikowana. Podczas egzaminu ustnego trafił mi się przyjemny temat, natomiast mój „partner” wydawał się nie być jeszcze na tym poziomie. Z pewnością było to dla mnie na plus, ale starałam się tak prowadzić dyskusję, aby on też mógł się więcej w tym temacie wypowiedzieć i zapunktować. Nie jestem egoistyczna osobą i dlatego zależało mi, aby nie tylko wypaść na egzaminie jak najlepiej, ale także spróbować mu w jakiś sposób pomoc.

  1. Gdzie zdawałaś / zdawałeś egzamin i jak długo czekałaś / czekałeś na wyniki?

Egzamin zdawałam na początku lipca w Goethe-Institut w Hamburgu. Na wyniku czekałam ponad 3 tygodnie.

  1. Jaki jest teraz Twój cel językowy?

Certyfikat C1 juz zdobylam, ale jestem w pełni świadoma, że do osiągnięcia 100 % tego poziomu jeszcze trochę mi brakuje. Dlatego nadal uczę się, czytam stale książki po niemiecku, oglądam niemiecką telewizję i słucham niemieckich stacji radiowych. Z racji, że udało mi się dostać na studia, liczę, że dzięki ciężkiej pracy i nowym kontaktom uda mi się w pełni rozwinąć językowo. Z pewnością będzie to dla mnie ogrome wyzwanie, ale zamierzam stawić temu czoła. Nie wykluczam, że w przyszłości będę chciała zdobyć również certyfikat C2.

 

MÓJ KOMENTARZ:

Bardzo gratuluję Ci zdania certyfikatu C1 i dostania się na niemiecki uniwersytet. Jestem pewna, że dzięki nauce i pracy osiągniesz swoje cele. Tego Ci życzę i cieszę się na dalszą wspólną naukę.

E-book ze zwrotami do Goethe-Zertifikat C1, który udostępniłam Iwonie, znajdziesz tutaj.

.

Case studies: Anna o egzaminie Goethe-Zertifikat B2

Case studies: Anna o egzaminie Goethe-Zertifikat B2

Bardzo podoba się Wam seria „case studies”, w której uczący się niemieckiego – głównie moi Uczniowie – opowiadają o swojej nauce niemieckiego i o zdanych egzaminach. Wszystkie posty z tej serii znajdziecie tutaj. Dzisiaj Anna opowie Wam o swoim procesie nauki i o zdanym egzaminie Goethe-Zertifikat B2. Anna nie jest moją regularną uczennicą, ale wzięła udział w moim kursie online „Szkoła płynnego mówienia B1/B2”. Jeszcze możesz zapisać się na listę zainteresowanych kolejną edycją (listopad 2020) – wszystkie informacje znajdziesz tutaj.

W ostatnim czasie jeden z moich Uczniów – Kacper – również opowiedział o zdanym egzaminie Goethe-Zertifikat B2. Wywiad z Kacprem znajdziesz tutaj.

Zapraszam więc na wywiad z Anną:

  1. Opowiedz kilka słów o sobie. Skąd w Polsce pochodzisz? Czym zajmujesz się w Niemczech? Od kiedy tam mieszkasz?

Nazywam się Anna. W PL mieszkałam w Zielonej Górze. Od 6,5 roku mieszkam w Albstadt, to miasteczko pomiędzy Stuttgartem i jeziorem Bodeńskim. Z wykształcenia jestem inżynierem budownictwa i pracuję w biurze projektowym.

  1. Co lubisz w Niemczech, a czego nie?

Lubię w Niemczech wielokulturowość, porządek, dobre drogi, autostrady.

Nie lubię zajęć dla dzieci w szkołach tylko do godziny 12:00, co utrudnia zwłaszcza kobietom możliwość normalnej pracy zawodowej.

Nie lubię schematów, którymi Niemcy żyją od dziesiątek lat w przekonaniu, że to najlepsze rozwiązania.

  1. Kiedy zaczęłaś  uczyć się niemieckiego? Gdzie / z kim się uczyłaś?

Niemieckiego uczyłam się latami, w liceum, na studiach, po studiach na kursach w Instytucie Goethe w PL, ale dopiero jak zamieszkałam w DE i niemiecki stał się wszechobecny, to przyniosło najlepsze rezultaty.

W DE najpierw chodziłam na kurs – poziom A2 i B1. Pod koniec  2019 roku postanowiłam wziąć się ostro do pracy i przygotować się do egzaminu B2. Uczyłam się sama gramatyki, słownictwa, ale brakowało mi nauczyciela, który korygowałby moje błędy, z którym mogłabym nabrać wprawy w praktycznym stosowaniu zasad gramatycznych.

  1. Kiedy zaczęłaś lekcje niemieckiego ze mną? Jaki był w tamtym momencie Twój poziom?

Byłam już na przełomie B1 i B2, kiedy znalazłam kurs p. Magdy w Internecie (chodzi o kurs Szkoła płynnego mówienia B1/B2). To był początek 2020 roku. Zapisałam sie, bo byłam przekonana, że jak będę potrafiła lepiej pisać dłuższe wypowiedzi, to poprawię w ten sposób też mówienie.

Mój dopisek: Edycja kursu online „Szkoła płynnego mówienia B1/B2”, w której Anna wzięła udział, odbyła się w dniach 1 czerwca – 9 lipca 2020. 

  1. Dlaczego chciałaś zdać egzamin z niemieckiego? Po co był on Ci potrzebny?

Chciałam zdać egzamin B2, żeby się dowartościować, zamknąć pewien etap, no i oczywiście stworzyć sobie nowe możliwości zawodowe.

  1. Co było dla Ciebie najtrudniejsze w przygotowaniu się do egzaminu?

Najtrudniejsze było przygotowanie się do pisania i mówinia.

  1. Jak oceniasz moją terapię błędów?

Bardzo pomógł mi kurs Pani Magdy. Analizując korekty dostrzegałam, co jeszcze muszę powtórzyć, uzupełnić.

  1. Jak było na egzaminie? Czy możesz krótko opisać egzamin ustny i pisemny? Czy „podeszły” Ci tematy? Jak wypadła rozmowa z drugim zdającym?

Egzamin był dla mnie bardzo stresującym przeżyciem.

Tematy w części pisemnej nie były  dla mnie nowe. Podobne pojawiły się na kursie pani Magdy. Ważne było, żeby ująć w swoim tekście wytyczne zawarte w pytaniu i zachować formułę wpisu na blogu, bądź maila do przełożonej, nie zapomnieć o typowych zwrotach.

Część ustna była dla mnie najbardziej stresująca. Tematy nie były trudne. Pierwsza część egzaminu, czyli moja wypowiedź na określony temat, przebiegła dobrze, powiedziałam wszystko, co sobie przygotowałam. Natomiast druga część, czyli dialog z partnerką, był mniej spokojny. Miałam tak dużo do powiedzenia, że czas się skończył. Pani egzaminator upomniała mnie dwa razy, że powinnam kończyć, co spowodowało, że po drugim upomnieniu po prostu nie skończyłam swojej wypowiedzi, tylko powiedziałam, że w podsumowaniu… i że dziękuję za uwagę.

Myślę, że przygotowując się do części ustnej, należy bardzo przestrzegać wyznaczonego czasu na wypowiedź, czyli ma być krótko, zwięźle i na temat.

  1. Gdzie zdawałaś egzamin i jak długo czekałaś na wyniki?

Egzamin zdawałam w Goethe-Institut we Freiburg.

List z certyfikatem otrzymałam w piąty roboczy dzień po egzaminie.

Egzamin odbył się we środę 19.08.2020, a list otrzymałam 26.08.2020.

  1. Jaki jest teraz Twój cel językowy?

Oczywiście C1, żeby jeszcze lepiej wykazać się na egzaminie ustnym.

 

MÓJ KOMENTARZ:

Ponownie bardzo dziękuję za wywiad. Bardzo cieszę się, że udział w kursie online i moje wskazówki były pomocne. Ważne, że zwróciłaś uwagę na czas – moim Uczniom, którzy przygotowują się do egzaminów językowych, zawsze zwracam uwagę na to, aby ćwiczyli wypowiedzi z ustawionym stoperem, aby zbudowali w sobie poczucie czasu. Egzamin jest oczywiście stresującą sytuacją. Wtedy często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak długo mówimy.

Jeszcze raz dziękuję, Anno, i życzę powodzenia w dalszej nauce niemieckiego. I żeby egzamin Goethe-Zertifikat pomógł w dalszej drodze zawodowej 🙂

Jeśli uczysz się do egzaminu B2, to tutaj znajdziesz moje e-booki:

E-book Goethe-Zertifikat B2

E-book telc B2

Case studies: Kacper o egzaminie Goethe-Zertfikat B2

Case studies: Kacper o egzaminie Goethe-Zertfikat B2

Dawno nie było u mnie żadnego studium przypadku (wszystkie znajdziesz tutaj). Dzisiaj Kacper, mój uczeń, opowie Wam o tym, jak było na egzaminie Goethe-Zertifikat B2 we Frankfurcie.

Bardzo dziękuję Kacprowi za wyczerpującą odpowiedź na pytania.

  1. Opowiedz kilka słów o sobie. Skąd w Polsce pochodzisz? Czym zajmujesz się w Niemczech? Od kiedy tam mieszkasz?
  • Nazywam się Kacper. Ukończyłem Akademię Wychowania Fizycznego w Krakowie na kierunku fizjoterapii. Urodziłem się w Bielsku-Białej. W tym momencie mieszkam niedaleko Frankfurtu nad Menem. Jestem zatrudniony jako fizjoterapeuta.
  1. Co lubisz w Niemczech, a czego nie?
  • Bardzo lubię tzw. „niemiecki Ordnung”. W Niemczech większość rzeczy jest bardzo uporządkowana, Niemcy są bardzo punktualni i oczekują tego od innych. Wbrew pozorom w Niemczech też trzeba pracować bardzo dużo, jeżeli chce się coś osiągnąć 🙂 Są bardzo rodzinni i otwarci na innych, jak pokaże się im, że szanuje się ich kulturę.
  • Duży negatyw w stronę Niemców za narzekanie. W porównaniu do nas, Polaków, prowadzą samochody bardzo ostrożnie, dla mnie aż zbyt ostrożnie.
  1. Kiedy zacząłeś uczyć się niemieckiego? Gdzie / z kim się uczyłeś?
  • Zacząłem uczyć się niemieckiego początkiem stycznia 2019 i od początku uczyliśmy się go w wspólnie z moją żoną. Na początku była to nauka samemu czasami po 8-10h dziennie z różnymi nauczycielkami, które miały mniej motywacji niż my, dlatego zmienialiśmy je kilkukrotnie.
  1. Kiedy zacząłeś lekcje niemieckiego ze mną? Jaki był w tamtym momencie Twój poziom?
  • Przez dość długi czas szukaliśmy odpowiedniej osoby i z racji, że już przeprowadziliśmy się do Niemiec, próbowaliśmy znaleźć kogoś, kto ma doświadczenie w lekcjach online. Lekcje rozpoczęliśmy w sierpniu 2019 i byliśmy gdzieś na poziomie A2.
  1. Dlaczego chciałeś zdać egzamin z niemieckiego? Po co był on Ci potrzebny?
  • Z racji zawodu, który chciałem w Niemczech wykonywać. Każdy obcokrajowiec jest zobowiązany do zdania egzaminu językowego. W przypadku fizjoterapeutów jest to poziom B2.
  1. Co było dla Ciebie najtrudniejsze w przygotowaniu się do egzaminu?
  • Całe życie uczyłem się przedmiotów ścisłych i z humanistycznych nie byłem asem. Mój poziom angielskiego oceniłbym na B2/C1, ale angielski zawsze był obecny w moim życiu, od przedszkola, więc jego znajomość z czasem „sama przyszła”. Najtrudniejsze dla mnie było wielokrotne rozwiązywanie testów, co było bardzo żmudne, a co więcej wiele tematów było po prostu mało interesujących. Przed egzaminem obawiałem się najbardziej części Lesen i Hören.
  1. Jak oceniasz moją terapię błędów?
  • Zawsze trafiałaś dokładnie w sedno. Co jakiś czas dostawaliśmy dokument (Feedback), w którym zamieszczone były najczęściej popełniane przez nas błędy i ich przykłady.
  1. Jak było na egzaminie? Czy możesz krótko opisać egzamin ustny i pisemny? Czy „podeszły” Ci tematy? Jak wypadła rozmowa z drugim zdającym?
  • Egzamin jest bardzo wyczerpujący psychicznie i fizycznie. Egzamin pisemny trwa ok. 5h z przerwami 15 min po każdej części. Można mieć ze sobą chusteczki higieniczne, kilka długopisów, coś do jedzenia i butelkę wody. Tematy są bardzo zróżnicowane, więc zawsze coś może podejść albo i nie. Ja podchodziłem do egzaminu po półtorej roku nauki, więc nie mogłem być wszystkiego pewny. Z racji pracy na pełen etat nie miałem możliwości wielogodzinnej nauki codziennie.
  • Po egzaminie pisemnym jest minimum godzinna przerwa, lecz kolejność podchodzenia do egzaminu ustnego jest losowa. Przed rozpoczęciem mieliśmy 15 minut na przygotowanie się do obu części. Akurat podczas mojego egzaminu tematy bardzo mi pasowały, więc wiedziałem, że nie mogę tego nie zdać. Dzięki pracy jako fizjoterapeuta codzienne rozmawiam z różnymi ludźmi, więc odmienne akcenty nie były mi straszne. Pierwsze zadanie – Vortrag – przeszedłem bez problemu, ale rozmowa z drugą osobą już nie była aż tak prosta. Moja rozmówczyni pochodziła z Azerbejdżanu i o ile jej akcent nie był przeszkodą, o tyle omawiając swój wykład nie podała tematu. Mówiła bardzo chaotycznie i nie za bardzo wiedziałem, jak odpowiednio zadać jej pytanie, żeby nie wyszło, że nie zrozumiałem, o czym mówi. Na szczęście udało mi się zadać pytanie bardzo ogólne, które pasowało do wielu tematów, które poruszała w swojej wypowiedzi.
  • Podczas drugiej części, czyli dyskusji, również nie pomagała ani sobie ani mnie, gdyż już na początku powiedziała, że ten temat jej za bardzo nie pasuje i nie wie do końca, o czym ma rozmawiać. Po podaniu pierwszego argumentu ja podałem swój i nie była w stanie „odbić piłeczki”. Nastała dosyć długa i niezręczna cisza, którą próbowałem zakończyć podając kolejny argument, na który również nie zareagowała. Po podaniu trzeciego argumentu zapytałem się egzaminatorki, czy mam podawać więcej argumentów czy przejść do zakończenia, bo to jest bardziej monolog niż konwersacja.
  • Przygotowywałem się na wiele różnych trudności, ale nie przewidziałem, że ktoś może nie podać tematu swojego wykładu (Vortrag) albo, że będę aż tak na siłę musiał kogoś „ciagnąć za język”. Egzamin zdawałem w czerwcu 2020 i niestety z powodu Covid-19 przez cały czas trwania egzaminu wszyscy musieli mieć założone maseczki oraz przestrzegać innych zasad ostrożności.
  1. Gdzie zdawałeś egzamin i jak długo czekałeś na wyniki?
  • Egzamin zdawałem w Goethe-Institut we Frankfurcie nad Menem. Normalnie wyniki są podawane tego samego dnia, lecz z powodu Covid-19 na wyniki trzeba było czekać prawie dwa tygodnie.
  1. Jaki jest teraz Twój cel językowy?
  • Chciałbym bardzo płynnie wypowiadać się w języku niemieckim i nie mieć problemów po wielogodzinnych konwersacjach z pacjentami, kiedy mój mózg już nie ma siły myśleć po niemiecku. Z powodu zawodu, jaki wykonuję, mój zasób wyrazów jest również bardzo ograniczony do zwrotów czysto medycznych, więc najbardziej chciałbym poszerzyć moje słownictwo związane z innymi tematami.

KOMENTARZ: 

Goethe-Zertifikat B2 to niełatwy egzamin, więc ponownie gratuluję Ci zdania z dobrym wynikiem! Bardzo szybko doszedłeś do tego poziomu i bardzo mnie cieszy to, że chcesz się uczyć dalej i pogłębiać swoją znajomość niemieckiego. Viel Erfolg!

 

Tutaj znajdziesz mój e-book, który pomoże Ci się przygotować do egzaminu Goethe-Zertifikat B2:

E-book Goethe-Zertifikat B2

Tutaj znajdziesz wszystkie moje posty z serii Egzaminy z niemieckiego. 

Rasizm w Niemczech. Cz. 1

Rasizm w Niemczech. Cz. 1

Dopiero teraz zaczynam spełniać życzenia Czytelników zamieszczone w dziale „Życzenia i opinie”. No cóż, Magdaleno, lepiej późno niż wcale… Bardzo boli mnie to, że nie mam wystarczająco czasu na bloga, ale co zrobić, jeśli pracuję od 7 jakoś do 21, i tak od poniedziałku do niedzieli. Międzyczasie 1000 spraw do załatwienia, spotkań itd. Zaczęłam jednak przewartościowywać swoje życie. Zrobiłam pierwszy duży krok, a dajcie mi jeszcze pół roku, to wybuchnie tu bomba 🙂

Poruszę dzisiaj kwestię stosunku Niemców do obcokrajowców. Zaznaczam, że opiszę tu na razie moje doświadczenia, także przeżycia znajomych. Może ktoś inny ma zupełnie inne doświadczenia, ale ja tutaj ograniczam się do tego, co ja znam i nie wartościuję.

1) Stosunek Niemców do Polaków jest, jaki jest. Tania siła robocza, ot co. Tak jak już kiedyś wspominałam, jeśli ktoś nie wykonuje pracy fizycznej, to Niemcy się dziwią. W sumie ich rozumiem, bo do tego są przyzwyczajeni. Niezmiennie każdy się dziwi, że np. ukończyłam studia albo że znam angielski itp. Kiedyś spotkała mnie taka śmieszna sytuacja… W jednej z moich prac, jakie tu miałam, było na początku tak, że zachowywałam duży dystans do wszystkiego i do wszystkich. Tego nauczyło mnie życie. Niewiele się odzywałam, tylko robiłam swoje. Z tego wszyscy wywnioskowali, że nie znam niemieckiego. Rozmawiali przy mnie swobodnie o wielu sprawach, a ja spokojnie słuchałam i nie dawałam po sobie poznać, że rozumiem każde słowo. Miałam niezłą zabawę 🙂 Nieraz strasznie się w duchu uśmiałam. Kiedy ktoś coś do mnie mówił, to prawie zawsze pytał: „Verstehst du?” Nawet jeśli to były tylko pojedyncze słowa.

2) Wiecie już z innych moich postów, że obcokrajowcy niechętnie uczą się niemieckiego. Sytuacja z ostatnich miesięcy, to było jeszcze na jesieni: zadzwonili do mnie z przedszkola po mojej stronie miasta. Nie wiem, skąd mieli moje dane, ale to miasto jest małe. Problem mają taki, że duża część dzieci to dzieci obcokrajowców, którzy nie znają niemieckiego. Nie można się z nimi dogadać, bo chęci do nauki też nie wykazują. Władze przedszkola chcą więc zorganizować kurs, który miałabym poprowadzić. No widzicie? To już Niemcy muszą się zastanawiać, co robić, żeby się we własnym kraju dogadać 🙂 Ciekawa jestem, czy ten kurs wystartuje, bo nie wiadomo, czy znajdą się chętni do udziału, nawet za symboliczną opłatą. Powiedziałam, że moje wynagrodzenie może być symboliczne, bo liczy się dla mnie doświadczenie zawodowe. Teraz czekam na wynik starań 🙂

3) Jeśli miałabym odpowiedzieć na pytanie, czy w Niemczech jest rasizm, to odpowiedziałabym, że taki jak w każdym innym kraju. Powiedziałabym, że oczywiście są rasiści, ale jest to mała część społeczeństwa. Są Niemcy, którzy gardzą obcokrajowcami i niejeden z moich znajomych to odczuł, ja także. Nie będę tu opisywać niektórych sytuacji, bo są zbyt drażliwe, ale mogę powiedzieć, że czasami nie wiem, skąd bierze się taka niechęć. Na szczęście większość Niemców zdaje sobie sprawę z tego, że bez obcokrajowców ich gospodarka na pewno by tak dobrze nie prosperowała. Niemcy to ludzie zdystansowani, ale równocześnie otwarci, na pewno większość z nich.

4) Jeśli chodzi o islam, to nie powiedziałabym, że niechęć do muzułmanów jest taka jak we Francji. Ok, może we Francji nie jest taka duża, ale większa niż w Niemczech. To jednak w Niemczech są demonstracje Pegidy, o których jeszcze napiszę. To w Niemczech jest NPD. Mimo wszystko nie należy obawiać się islamizacji Niemiec. Do tego nie dojdzie, a dlaczego – napiszę kolejnym razem.

Następne części „Rasizmu w Niemczech”:
*Pegida i obawy przed islamizacją
*NPD
*obcokrajowcy w NRD
*Gastarbeiter
*stosunek Niemców do kwestii obozów koncentracyjnych
*opinie niemieckich polityków, stanowiska partii politycznych

Czy są jeszcze inne kwestie, które Was interesują? 

Rasizm w Niemczech. Cz. 1

Mózg jest, ale trzeba go jeszcze włączyć

Zasadniczo nie lubię krytykować innych ludzi, ale zrobię to zanim przejdę do dalszej części postów dotyczących słownictwa.

Moje postanowienie adwentowe było takie, żeby pisać na blogu codziennie, ale już poszło się grzebać. No cóż, jak w ciągu dnia mam godzinę dla siebie, to jest to już znaczny postęp… Eh, nie mogę się już doczekać jazdy do Polski na święta i tych 22 godzin w autobusie. W końcu sobie odpocznę 🙂

Piszę ten post jednak po to, żeby podzielić się z kimś sytuacją, która mnie ostatnio załamała. Nie rozumiem, dlaczego ludzie mający dzieci nie chcą uczyć się niemieckiego. Z dziećmi jest przecież tyle spraw do załatwienia. Poza tym – jeśli nie zna się języka, to nie można pomóc im potem w szkole…

2 tygodnie temu miałam okazję rozmawiać z pewnym polskim małżeństwem. Ludzie jak (prawie) wszyscy – coś tam dukają po niemiecku i nie zależy im, z super podejściem do sprawy: „Po angielsku szybko by mi weszło do głowy, a po niemiecku jakoś nie chce”. No cóż, samo się nie zrobi! Trzeba jeszcze ruszyć mózgiem. No ale przejdę do sedna sprawy:

Ja: No to jak pomożecie waszemu synowi jak pójdzie za parę lat do szkoły?
Oni: Nie pomożemy. (śmieją się)

Congratulations… Pragnę w tym momencie zaznaczyć, że dziecko ma dopiero 2 lata i rodzice mogliby się sporo nauczyć, zanim pójdzie do szkoły.

Podobnie denerwuje mnie, kiedy ludzie pytają mnie: „A skąd ty znasz tyle języków?” Znam, bo się nauczyłam!!! Taka jest tajemnica. Samo mi do głowy nie weszło. Nie istnieje żaden eliksir, który wypiłam i który magicznym sposobem zapewnił mi znajomość języków obcych. Siedziałam i zakuwałam!!! Dlatego komunikuję się w kilku językach obcych. Nadal się intensywnie uczę – wkuwam odmiany fińskich czasowników, fińskie przypadki i listy słówek. Tak to się robi. Trzeba się trochę wysilić!!! Niestety nie każdy jest w stanie to pojąć…

Nie wiem, może ja jestem nienormalna, ale jestem pewna, że dla mojego dziecka byłabym w stanie zrobić absolutnie wszystko, a tym bardziej ruszyć mózgiem i nauczyć się języka obcego.

Rasizm w Niemczech. Cz. 1

„Eine Polin”. Kilka komicznych sytuacji z codzienności

Czasami chciałabym uciec do kraju, w którym nie ma żadnych wyobrażeń na temat Polaków, np. na jakąś małą wyspę w Oceanii czy sama nie wiem gdzie. Są dni, kiedy uprzedzenia odnośnie Polaków niesamowicie działają mi na nerwy i kiedy zastanawiam się, skąd niektórzy ludzie je mają. Spotykam na swojej drodze Niemców, którzy wykazują się niebywałą ignorancją. Takich nic nie przekona. Dzisiaj chciałabym opisać kilka zabawnych/żałosnych (niepotrzebne skreślić) sytuacji, które przeżyłam w ostatnich tygodniach.

1) Kiedy Niemcy nie pamiętają imion, to często mówią „der Pole” czy „die Polin”. Często się z tym spotykam, ale przez większość Niemców jest to uważane za obraźliwe. Polacy przecież też mają imiona. Ostatnio zdarzyło się, że byłam w towarzystwie kilku Niemców. Jeden z nich nie mógł sobie przypomnieć, jak się nazywam, więc w mojej obecności określił mnie jako „die Polin”. Kiedy dziwnie na niego spojrzałam (na pewno było po mnie widać, że uznałam to za obrazę), zorientował się, że popełnił gafę i zaczął się tłumaczyć: „Tak ludzie mówią, kiedy nie pamiętają imienia. Nie ma w tym nic obraźliwego”. Ja mu odpowiedziałam, że wystarczy zapytać o imię, jeśli się nie pamięta.

2) Druga sytuacja… Ponownie byłam w towarzystwie Niemców. Rozmawialiśmy o tym, na co trzeba zwracać uwagę, szukając dobrego hotelu w Polsce. Uwzględnione zostały różne czynniki. Wtedy to ktoś rzekł, że szczególnie ważny jest garaż. Ja na to powiedziałam, że to rzeczywiście bardzo ważne, bo w miastach często jest za mało miejsc parkingowych. On na to odpowiedział: „Ale ja miałem na myśli coś innego”. Wtedy dopiero przyszło mi do głowy, że on miał na myśli to, że w Polsce lepiej jest mieć garaż, w którym można trzymać samochód, gdyż szybko może zostać ukradziony… Znowu odezwały się stereotypy i to w człowieku, od którego bym się tego nie spodziewała, ale w sumie już nic mnie nie zaskoczy.

3) Na koniec sytuacja nieco zabawna. U mnie w mieście, a przynajmniej w mojej części, na usługach jest jeden kominiarz. Teraz nastał taki czas, że ma on więcej pracy. Kominiarz to po niemiecku „Schornsteinfeger” (też „Kaminkehrer”). Kominiarz, który pracuje w mojej części miasta, to młody chłopak. Na pewno nie ma jeszcze 30 lat. Bardzo sympatyczny, towarzyski. Po polsku zna on tylko jedno słowo, a mianowicie „kominiarz”. W moim mieście jest bardzo dużo starszych ludzi. W przeważającej większości mieszkają oni sami lub też z opiekunkami z Polski. Facet nauczył się więc słowa „kominiarz” po polsku, gdyż opiekunki oczywiście nie mówią płynnie po niemiecku i nie rozumiałyby, o co chodzi. Kilka dni temu rano akurat byłam w pracy – dorabiam jako opiekunka osób starszych. Byłam właśnie u dziadka, u którego pracuję na godziny. Dziadziuś jadł śniadanie, ja czytałam gazetę, a tu słyszymy dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, bo normalnie nikt nie przychodzi tak wcześnie rano. Otwieram drzwi, a tu widzę tego kominiarza. On mówi do mnie: „Guten Morgen, ich bin Schornsteinfeger”. Ja spojrzałam na niego zaskoczona, bo w życiu nie spodziewałam się jego odwiedzin. On pomyślał, że nie rozumiem i mówi: „kominiarz, kominiarz”. Wtedy zaczęłam się śmiać i pogadałam z nim trochę po niemiecku. Facet mnie kojarzył i wiedział, że jestem Polką. No cóż, to małe miasto i zna się wszystkich.

Rasizm w Niemczech. Cz. 1

Polskie dzieci w niemieckich szkołach

Jak wiecie, od kilku lat mieszkam w Niemczech. Jednym z moich zajęć tutaj jest udzielanie korepetycji. Uczę zarówno dorosłych, jak i dzieci. Mam wielu polskich znajomych, których dzieci uczę. Co tu dużo mówić – im wcześniej dziecko jest zabrane do Niemiec, tym lepiej. Znam kilka historii od ludzi, którzy wyjechali do Niemiec, a dziecko zostało z dziadkami. Kiedy już rodzice ustabilizowali swoje życie w Niemczech, to oczywiście postanowili ściągnąć tutaj dziecko. Dziadkowie się sprzeciwiali, padały argumenty w stylu „ale ona jest taka mała”, „nie poradzi sobie z niemieckim”, „przecież jest jej z nami dobrze” itp. Rodzice oczywiście mimo to zabrali dziecko do siebie. Można tu wyróżnić 3 sytuacje (wszystkie sytuacje opisane z autopsji):

1. Małe dziecko, w wieku do 5 lat: bardzo szybko łapie niemiecki. Na początku czuje się w przedszkolu niepewnie, ale już po kilku tygodniach zaczyna rozumieć, co się do niego mówi. Następnie słychać, jak w domu mówi do siebie po niemiecku albo śpiewa piosenki wyuczone w przedszkolu. Po pół roku, czasami z hakiem, można usłyszeć od wychowawczyń, że dziecko dobrze sobie radzi w przedszkolu, potrafi dyskutować czy kłócić się z innymi dziećmi. Jeśli nie ma zaburzeń języka, to mówi po niemiecku jak Niemcy.

2. Dziecko w wieku 6-10 lat: idzie do niemieckiej podstawówki z dobrze już opanowanym językiem polskim. Szybko łapie niemiecki, jego wymowa i akcent są nienaganne, lecz popełnia błędy gramatyczne, np. w rodzajnikach czy końcówkach czasownika. Często przenosi rodzaje polskich słów na niemiecki i powie np. „die Buch” zamiast „das Buch”. Jeśli w polskiej szkole zaczęło uczyć się pisać lub już się nauczyło, to przenosi zasady pisowni na niemiecki i robi błędy ortograficzne z tego wynikające.

3. Powyżej 10 lat: proces szybkiego przyswajania języka już nie występuje. Pasowałoby usiąść i zakuć, ale nastolatki nie mają na to ochoty. Opiszę przypadek, który znam. Rodzice zabrali do Niemiec syna w wieku 13 lat. Chłopak miał w Polsce niemiecki, ale na poziomie A1, więc na niemiecką szkołę to nie starczyło. W Niemczech poszedł do siódmej klasy Realschule. W pierwszym roku miał tylko siedzieć w klasie, starać się brać udział, ale nie dostawał ocen. Ponieważ nie mówił ani nie pisał po niemiecku, to nie było jak go ocenić. Teraz ponownie chodzi do siódmej klasy, ale nadal nie dostaje ocen, ponieważ nie nauczył się niemieckiego. Nie ma na to ochoty, więc rodzice zastanawiają się, co z nim dalej zrobić. Niestety, powinien ostro zakuwać niemiecki, biorąc pod uwagę to, że przecież nie wystarczy mu tylko codzienny język, ale musi znać pojęcia fachowe z wielu przedmiotów. Znam również całkiem inną sytuację: chłopaka w wieku 15 lat, który już trochę znał niemiecki, kiedy przybył do Niemiec. W szkole było mu na początku trudno (a poszedł do Gymnasium). Codziennie jednak dużo się uczył: nie tylko na poszczególne przedmioty, ale i ogólnego niemieckiego. Z czasem zaczął sobie radzić równie dobrze jak Niemcy i podejdzie do niemieckiej matury.

Trzy opisane sytuacje są typowe, chociaż oczywiście daleka jestem od stwierdzenia, że każdego ucznia można wpasować w jeden z tych schematów. Mogę jednak powiedzieć, że w jeden z nich z pewnością będzie pasowała większość dzieci z polskich rodzin. Zawsze istnieją indywidualne różnice, jednak te ogólne kategorie powtarzają się najczęściej.

Rasizm w Niemczech. Cz. 1

Typowe błędy u osób uczących się niemieckiego ze słuchu

Kiedyś już pisałam o tym, że większość Polaków mieszkających w Niemczech nie uczy się niemieckiego. Z moich obserwacji wynika, że głównym powodem jest lenistwo. Może wymienię tu najczęstsze powody:

1. „Nie chce mi się”.
2. „Nie mam czasu”.
3. „Mi już nic nie pomoże.”
4. „Przecież i tak mnie rozumieją”.

Tutaj moje komentarze do poszczególnych powodów:

Ad. 1. A mi się nie chce codziennie wstawać z łóżka. „Nie chcem, ale muszem”.
Ad. 2. No comment.
Ad. 3. Co to w ogóle znaczy?
Ad. 4. Nie zawsze.

Ostatnio miałam taką sytuację: przyszła do mnie właścicielka mieszkania, które wynajmuję. Wraz ze swoim mężem ma winnice. Mają sezonowych pracowników z Polski, którzy najczęściej bardzo kiepsko znają niemiecki. Ostatnio za nic nie mogła dogadać się z jednym z nich i poprosiła mnie, żebym napisała po polsku na kartce, o co jej chodzi. To więc uczyniłam.

Tak jak już kiedyś chyba wspominałam, znam osoby, które od ponad 20 lat mieszkają w Niemczech, a umieją powiedzieć zaledwie kilka zdań. Jak coś muszą załatwić, to ciągną ze sobą kogoś, kto trochę umie dogadać się po niemiecku. Nie przestaję się dziwić temu, że ludziom, którzy decydują się na przyjazd do Niemiec na stałe, nie chce nauczyć się języka. Przecież to ułatwia życie i otwiera tak wiele drzwi. Wiem z doświadczenia, chociaż z mojego wieloletniego doświadczenia wynika również, że Niemcy bardzo dziwią się, kiedy obcokrajowiec mówi płynnie po niemiecku. Przykład: kilka dni temu byłam na pewnym spotkaniu, na którym były opowiadane różne historie. Kilka razy zdarzyło się, że ktoś mnie zapytał: „Czy rozumie pani coś z tego, co tutaj mówią?” Niemcy zakładają więc, że nie rozumiem nic lub prawie nic. Czasami mówię, że rozumiem każde słowo, ale najczęściej nie chce mi się kłopotać. Wiele razy zdarzyło mi się, że jakiemuś Niemcowi szczęka opadała, kiedy zobaczył, że świetnie mówię po niemiecku, a na dodatek skończyłam studia i że nie wykonuję pracy fizycznej. Widzę, że są zadowoleni, kiedy mogą normalnie porozmawiać w swoim języku, a poza tym oczywiście od razu inaczej na mnie patrzą – bardziej pozytywnie. Rozmawiając z nimi, mogę przyczynić się do burzenia stereotypów.

Teraz w kilku punktach przedstawię charakterystyczne cechy języka osób (Polaków) uczących się niemieckiego ze słuchu. Są to wnioski z moich kilkuletnich obserwacji u wielu osób.

1. Kompletna nieznajomość języka pisanego. Nieumiejętność identyfikacji słów, które zna się ze słuchu. Przykład: kiedyś ktoś zobaczył słowo „nah” i utworzył z nim zdanie: „Ich fahren nah Berlin”, bo oczywiście zidentyfikował „nah” jako „nach”.

2. Mówienie w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Jest dobrze, jeśli czasami pojawia się końcówka koniugacji „e”, ale to rzadko – najczęściej bezokolicznik.

3. Używanie zaimków dzierżawczych wyłącznie w formie” meine”, „deine”. Czasami pojawia się „seine”. Te formy stosowane są do wszystkich rodzajów i obu liczb we wszystkich przypadkach, tak więc usłyszymy: „meine Auto”, „deine Haus”, „seine Sohn” itd. Czasami pojawi się jeszcze „unsere”, ale „eure” czy „ihre” praktycznie nigdy.

4. Oczywiście całkowicie błędne użycie podobnych słów, jak np. „verheiratet” czy „geheiratet”. Nie spotkałam nikogo, kto by odróżnił „Küche” od „Kuchen” albo „stehen” od „stellen”, no ale tego trzeba się nauczyć.

5. Jeśli chodzi o odpowiedź na pytanie „wohin?”, to wśród przyimków używane są tylko „nach” i „zu”. Można usłyszeć zdania typu: „ich gehe nach Arzt”, „ich fahren nach Apotheke” itd.

6. Oczywiście nie pojawiają się rodzajniki. Czasami ktoś powie „eine”.

7. Mówienie „Poland” zamiast „Polen”. Nie spotkałam jeszcze nikogo, kto by powiedział „Polen”.

8. Mylenie czasowników „stehen” i „bleiben”. Nie rozumiem, z czego to wynika, ale pewnie z tego, że te dwa słowa brzmią podobnie po polsku. Można usłyszeć zdania typu: „Ich stehe heute nach Hause”.

9. Mylenie czasowników „stehen” i „lassen”. Można usłyszeć zdania takie jak: „Ich stehe meine Auto in Hause”.

10. Używanie formy „Kinder”. Nie ma „Kind”. Nie wiem, dlaczego, ale tak jest. Przykładowe zdanie: „Meine Kinder heißen Maja”. „Meine Kinder spielen” (gdy na myśli jest jedno dziecko). Jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś powiedział „Kind”.

11. Nieodróżnianie „zu Hause” i „nach Hause”, „Uhr” od „Stunde” itp.

12. Niepoprawne powtarzanie po Niemcach. Podam tu 2 przykłady:
– kiedyś ktoś kłócił się ze mną, kiedy zobaczył słowo „Flügel„, bo zidentyfikował je jako „Flieger”. Ja tłumaczyłam, że to coś zupełnie innego, ale nie idzie wytłumaczyć, bo pewni ludzie „wiedzą” swoje
– niedawno usłyszałam prawdziwy „kwiatek”. Ktoś miał na myśli słowo „Steuerberater”, czyli „doradca podatkowy”, ale oczywiście źle zrozumiał i mówił potem „Steuerapparat” :)))

Ludzie oczywiście słuchają tego, co mówią Niemcy, ale wiadomo, że Niemcy mówią szybko, to i słowa zlewają się w jedno. Potem wychodzą takie „kwiatki”.

13. Niestosowanie czasowników posiłkowych, a jeśli już (bardzo rzadko), to tylko „haben”. Przykładowe zdania: „Ich nach Poland gefahren”, „Kinder gespielt zu Hause”, „wir kaufen gemacht”.

14. Niezwracanie uwagi na otoczenie. Można się trochę nauczyć, obserwując napisy w sklepie czy na ulicach. Znam kogoś, kto chodzi codziennie rano do piekarni, a nie wie, że to „Bäckerei”, chociaż jak byk napisane jest na szyldzie. Spotkałam osobę, która zawsze robi w supermarkecie zakupy dla całej rodziny, a mimo to nie zna nazw większości produktów spożywczych. 

Tak jak wspomniałam, ludziom nie zależy na nauczeniu się języka kraju, w którym żyją. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, bo są ludzie, którzy chcą się uczyć i się uczą, ale jest to mniejszość. Poza tym nie dotyczy to tylko Polaków, ale i innych narodowości. Tureckie kobiety bardzo rzadko mówią po niemiecku, bo siedzą z dziećmi w domu i chyba też im nie zależy.

Przykłady, które podałam wyżej, zanotowałam sobie dyskretnie. Mam więcej takich „kwiatków”.

Idealna sytuacja to moim zdaniem, kiedy ktoś nauczy się podstaw języka w swoim kraju, zanim wyjedzie do Niemiec. Najczęściej taki wyjazd jest przecież planowany, więc można nauczyć się podstaw. To pozwala potem uniknąć głupich, typowych błędów. Jeśli człowiek zna już język na poziomie podstawowym, to ma jakąś bazę, żeby powoli dodawać słowa, które usłyszy na co dzień.

Wyrażę na końcu swoje zdanie na ten temat. Jak przebywam wśród osób mówiących po swojemu i patrzę na miny Niemców ściągających brwi i starających się zrozumieć, to myślę tylko jedno: „koszmar i wstyd”. Ok, każdy może robić błędy, ale można się nauczyć tego języka przynajmniej na poziomie podstawowym. Bez Konjunktivu I można się przecież obejść.

Nigdy nie zmienię zdania na jeden temat: pewnych rzeczy trzeba się nauczyć. Trzeba usiąść z podręcznikiem i po prostu się nauczyć. Tylko dzieci mogą nauczyć się ze słuchu, dorośli nie są do tego zdolni. Wyjątkiem są być może osoby, które uczyły się innych języków i są obyte z językami, ale one najczęściej są tym zainteresowane, więc sięgną po podręcznik.

Rzecz o stereotypach

Rzecz o stereotypach

Abstrahując od tego, że mieszkam w wiejskiej okolicy, gdzie społeczeństwo jest dosyć zacofane i zamknięte, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że niektórzy nie mają podstawowej wiedzy o świecie albo że po prostu funkcjonują w świecie zapełnionym stereotypami. Bo inaczej nie potrafię wytłumaczyć sobie takiego rozumowania u młodych osób.

1. Niemcy wychodzą z założenia, że w Polsce każdy mówi po rosyjsku i że jest to obowiązkowy język w szkołach. Nie było jeszcze żadnego Niemca, który nie byłby bardzo zaskoczony, kiedy mówię, że nie znam ani słowa po rosyjsku i że nigdy nie uczyłam się tego języka. Nie mówiąc już o tym, że angielski jest u nas głównym językiem obcym.

Opiszę tu przykładową sytuację, kiedy miałam jeszcze więcej godzin w niemieckim gimnazjum. Pewnego dnia zjawił się tam uczeń z Rosji, który nie mówił ani słowa po niemiecku. Były z nim duże problemy ze względu na to, że nie umiał się zachować. Wiem doskonale, bo też go uczyłam i niezłe cyrki z nim były. Pewnego dnia zostałam wezwana na rozmowę do dyrektora. Już się przestraszyłam, że coś przeskrobałam (a było to prawdopodobne, bo podobnie jak inni nauczyciele, czasem robiłam rzeczy, których nie powinnam była robić). Okazało się jednak, że był jakiś problem z tym uczniem z Rosji i że wezwano mnie do gabinetu dyrektora, żebym tłumaczyła. Wtedy ja na to, że niestety nie mogę tłumaczyć, gdyż nie znam rosyjskiego. Na to dyrektor zrobił wielkie oczy, ale pech. Chciało mi się śmiać, ale roześmiałam się dopiero w pokoju nauczycielskim.

Sytuacja z dzisiaj: pewna osoba zapytała mnie, jakie języki obce znam. Wiadomo – wykształcona i elokwentna Polka robi wrażenie, gdyż jest to raczej wyjątek. Pochwaliłam się więc swoją wiedzą (a co będę się wstydzić). Od razu zapobiegawczo dodałam, że nie znam rosyjskiego, a ta osoba na to: „Co? To rosyjski nie jest w Polsce językiem obowiązkowym?” Ręce opadają. Cholera, chyba się w końcu nauczę tego języka, żeby za każdym razem nie tłumaczyć, dlaczego go nie umiem i dlaczego w Polsce mało osób mówi po rosyjsku. Jestem już tym zmęczona.

2. W pewien bardzo słoneczny dzień w sierpniu stałam przed domem, w którym mieszkam i rozmawiałam z sąsiadkami. Pytają mnie, jaka pogoda jest teraz w Polsce. Ja na to, że rodzice mi powiedzieli, że w Polsce jest ciepło. Jedna sąsiadka na to: „To u was nie spadł jeszcze śnieg?” Ja odparłam na to w myślach: „Jezu kochany, dobrze, że nikogo z mojej rodziny nie pożarł jeszcze niedźwiedź polarny, jakie to niedźwiedzie przecież przez cały rok chodzą u nas po ulicach”.

3. Dosyć powszechne jest przekonanie, że Polacy potrzebują wizy, żeby wjechać do Niemiec. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że Polska jest w UE. Często ludzie zadają mi pytanie, na jakiej zasadzie tu pracuję i na jak długo muszę wracać do Polski, żeby znów dostać wizę do Niemiec. Ja wtedy nie wiem za bardzo, o co chodzi, gdyż żadnej wizy nie potrzebuję.

4. Nie mówiąc już o tym, że często zadawane jest mi pytanie, czy w Polsce można kupić wszystko to, co w Niemczech. W sumie rozumiem, że niektórzy dalej myślą, że w Polsce jest komunizm. Niedawno pewna osoba powiedziała do mnie: „W Niemczech na pewno żyje Ci się lepiej, bo supermarkety pełne i niczego nie brakuje”. Uf, dobrze, że w Polsce jest przynajmniej mydło w sklepach i że proszku do prania nie brakuje.

Niedługo postaram się napisać o tym, jakie wrażenie wywarła Polska na Niemcach, którzy tam byli. Z racji moich kontaktów znam dosyć dużo takich osób.