utworzone przez Magdalena Welter | 25 mar 2015 | Kulturoznawstwo, Literatura, W 80 blogów dookoła świata
Oto więc po raz kolejny uczestniczę w blogowej akcji i już cieszę się na kolejne edycje 🙂
Słowo „bajka” (die Fabel) oznacza krótki utwór literacki, zwykle wierszowany, zawierający morał. Bajka może być też pisana prozą. Bohaterami są najczęściej zwierzęta zachowujące się jak ludzie. Morałem jest ogólnie znana prawda, mądrość życiowa. Niemieckie słowo „Fabel” wywodzi się od łacińskiego „fabula” – opowiadanie, legenda. „Fabel” oznacza również „fabułę”. Jak widzimy, polskie słowo też wywodzi się z łaciny.
Jednym z najbardziej znanych niemieckich autorów bajek jest Gotthold Ephraim Lessing (1729-1781), poeta epoki oświecenia. Lessing był zdania, że bajki powinny być krótkie, że powinny traktować o społecznych problemach oraz że ciągle powinny być opowiadane na nowo.
Tutaj zamieszczam jedną z jego bajek, „Der Adler und die Eule” – „Orzeł i sowa”:
Der Adler Jupiters und Pallas Eule stritten:
„Abscheulich Nachtgespenst!“
„Bescheidner, darf ich bitten!
Der Himmel heget mich und dich;
Was bist du also mehr als ich?“
Der Adler sprach: „Wahr ist’s im Himmel sind wir beide;
Doch mit dem Unterscheide:
Ich kam durch eignen Flug,
wohin dich deine Göttin trug!“
Znanym autorem bajek był również Novalis (właśc. Friedrich von Hardenberg, 1772-1801), wspaniały poeta wczesnego romantyzmu.
Tutaj krótka bajka jego autorstwa, „Der Fuchs„, czyli „Lis”:
„Hast du die Satire gelesen, die der Löwe auf dich gemacht hat?“, fragte der Wolf den Fuchs. „Antworte ihm, wie sich’s gebührt.“ „Gelesen hab ich sie, aber deinem Rate folg ich nicht“, sagte der Fuchs, „denn der Löwe könnte mir auf eine fürstliche Art antworten.“
Teraz przejdę do bajki w potocznym tego słowa znaczeniu, czyli do filmów animowanych. Przedstawię tutaj najbardziej popularne niemieckie filmy animowane.
der Zeichentrickfilm, -e – film animowany
die Zeichentrickserie, -n – serial animowany
die Staffel, -n – seria
die Folge, -n – odcinek
„Bibi Blocksberg” to nazwa słuchowiska dla dzieci powstałego w 1980 roku. Główną postacią jest tytułowa Bibi, dziewczynka będąca równocześnie czarownicą. Na podstawie słuchowiska powstał serial animowany, który został sprzedany do 66 krajów. Bibi mieszka z ojcem Bernhardem i matką Barberą, a jej miotła nosi imię „Kartoffelbrei” – nazwę jej ulubionej potrawy. Odcinki możecie znaleźć na Youtube również po polsku.
Serię „Benjamin Blümchen” zna chyba każdy. Jest to jeden z najbardziej znanych niemieckich filmów animowanych. Powstał na podstawie słuchowiska z 1977 roku. Bohaterami są słoń Benjamin i jego przyjaciel Otto.
Tort czekoladowo-truskawkowy z motywem Benjamina produkcji firmy Coppenrath & Wiese:
Może nie każdy wiedział, że „Biene Maja„, czyli „Pszczółka Maja” jest wytworem wyobraźni niemieckiego pisarza Waldemara Bonselsa (1880-1952). Znany serial animowany produkcji austriacko-japońsko-niemieckiej powstał w latach 1975-1980. Do dzisiaj pozostaje najbardziej znaną serią pokazywaną w niemieckiej telewizji ZDF. Niemiecka wersja piosenki, którą możemy usłyszeć w czołówce, była śpiewana przez Karela Gotta.
Niemiecka wersja piosenki z czołówki do posłuchania:
… In einem unbekannten Land, vor gar nicht allzulanger Zeit, war eine Biene sehr bekannt, von der sprach alles weit und breit.
Und diese Biene, die ich meine nennt sich Maja, kleine, freche, schlaue Biene Maja, Maja fliegt durch ihre Welt, zeigt uns das was ihr gefällt.
Wir treffen heute uns’re Freundin Biene Maja, diese kleine freche Biene Maja, Maja, alle lieben Maja, Maja, Maja, Maja, erzähle uns von dir.
Wenn ich an einem schönen Tag, durch eine Blumenwiese geh’, und kleine Bienen fliegen seh’,
denk ich an eine, die ich mag.
Und diese Biene, die ich meine nennt sich Maja, kleine, freche, schlaue Biene Maja, Maja fliegt durch ihre Welt, zeigt und das was ihr gefällt.
Wir treffen heute uns’re Freundin Biene Maja, diese kleine freche Biene Maja, Maja, alle lieben Maja, Maja, Maja, Maja, erzähle uns von dir.
Maja, alle lieben Maja, Maja, Maja, Maja, erzähle uns von dir …
Założę się, że znacie smoka Tabalugę oraz jego wroga bałwana Arktosa. Tabaluga również niemiecki „twór”. Został wymyślony przez niemieckiego piosenkarza rockowego Petera Maffaya, autora piosenek dla dzieci Rolfa Zuckowskiego oraz długoletniego autora tekstów piosenek Maffaya, Gregora Rottschalka na potrzeby albumu koncepcyjnego, który ukazał się w 1983 roku. Postać smoka zaprojektował autor i ilustrator książek dla dzieci Helme Heine. Serial animowany powstawał w latach 1997-2004.
Niemiecka wersja piosenki z czołówki do posłuchania:
„Die Sendung mit der Maus” to jeden z najpopularniejszych programów dla dzieci. Jest produkowany od 1971 roku przez telewizję ARD i pokazywany w niedzielne przedpołudnia. Każdy półgodzinny odcinek składa się z krótkich filmów o charakterze rozrywkowym i edukacyjnym. Bardziej kompleksowe tematy rozdzielane są na kilka odcinków.
Tutaj możecie obejrzeć odcinek o zaćmieniu Słońca (Sonnenfinsternis – Sofi):
Sonnenfinsternis am 20.03.2015
„W 80 blogów dookoła świata”…
…jest akcją blogerów językowych. Danego dnia każdego miesiąca na blogach osób biorących udział w akcji pojawiają się posty z myślą przewodnią. Akcja ta pozwala nie tylko na lepsze poznanie się blogerów, ale przede wszystkim daje czytelnikom możliwość poszerzenia wiedzy – przenosząc się na inne blogi, mogą porównać, jak to jest w poszczególnych krajach.
Linki do postów innych bloggerów do znalezienia na naszym wspólnym blogu:
utworzone przez Magdalena Welter | 9 mar 2015 | Ciekawostki, Filmy, Historia, II wojna światowa, Kulturoznawstwo, O Niemczech
Miałam zawiesić bloga, ale wczoraj robiąc w pracy różne inne rzeczy, rozmyślałam o tym i stwierdziłam, że blog jest przecież moim dzieckiem. Gdybym miała prawdziwe dziecko, to też nie mogłabym go tak po prostu odstawić, także kontynuuję.
Dzisiaj post historyczno-kulturowy, a już za kilka dni wyprzedaż, na której będzie czekał na Was m.in. James Bond, tzn. nie prawdziwy, tylko filmy z nim. Poza tym wiele innych ciekawych filmów oraz książek.
Postu z okazji wczorajszego dnia kobiet nie było, bo jestem za równouprawnieniem i nie świętuję czegoś takiego 🙂
W sobotę miałam w pracy przyjemność oglądać w niemieckiej telewizji film „Die Brücke von Remagen” (polski tytuł: „Most na Renie”). Jest to film wojenny z 1969 roku produkcji amerykańskiej. Pokazuje legendarne zdobycie mostu na Renie. Pod sam koniec wojny Niemcy wysadzali wiele mostów na rzekach, żeby Amerykanie nie mogli się przez nie przeprawić. Było tak też w moim mieście, o czym pisałam tutaj:
Most w Traben-Trarbach
Wspomnę jeszcze, że żyjąc w Niemczech, mam okazję dowiedzieć się sporo o aspektach II wojny światowej, o których w Polsce nie uczyłam się w szkole. Wynika to oczywiście z tego, że niemiecka perspektywa jest nieco inna. Prawie każdy Niemiec wie, co to „Remagen”.
Remagen to miasto w Rheinland-Pfalz (Nadrenia-Palatynat), czyli w moim bundeslandzie (pd.-zach. Niemcy).
Film ten był pokazywany w sobotę, gdyż właśnie 7 marca minęło 70 lat od wysadzenia tytułowego mostu. W marcu 1945 roku Niemcy stały przed porażką. Na wschodzie Armia Czerwona zbliżała się do Berlina, na zachodzie kraju Amerykanie stali przed Renem. Poprzez wysadzenie mostu Oberkasseler koło Bonn Niemcy zapobiegli w ostatnim momencie zajęciu mostu przez Amerykanów. W ten sposób most Ludendorff koło Remagen pozostał ostatnim możliwym punktem do przekroczenia Renu. Zaraz stał się on celem dla Amerykanów, Pozostałości amerykańskiej armii, około 75,000 żołnierzy, było uwięzionych po zachodniej stronie Renu i most był jedyną drogą odwrotu dla nich, jak i ucieczki dla ludności cywilnej.
Generał broni von Brock otrzymał od Hitlera rozkaz jak najszybszego wysadzenia mostu w powietrze. Komandant Remagen, kapitan Wilhelm Bratge, chciał niezwłocznie wykonać rozkaz. Rano 7 marca 1945 roku miał na moście tylko 36 żołnierzy. Oddziały armii amerykańskiej liczyły się z tym, że Niemcy mogą wysadzić most. Ludność cywilna szukała schronienia m.in. w tunelach kolei. W nocy z 6 na 7 marca dowództwo przejął major Hans Scheller, o czym komendant Bratge dowiedział się dopiero 7 marca o 11:00. Major chciał utrzymać most otwartym tak długo jak to było możliwe, aby mogli się przez niego przeprawić niemieccy żołnierze i ich sprzęt. Do wysadzenia mostu kapitan Friesenhahn żądał 600 kg materiału wybuchowego, otrzymał tylko 300 kg i to materiału słabszego niż oczekiwał.
7 marca o 11:00 udało się straży przedniej 9 dywizji pancernej armii amerykańskiej pod dowództwem porucznika niemieckiego pochodzenia Karla H. Timmermanna dotrzeć do mostu. Poinformował generała Williama M. Hoge o tym, że można przeprawić się przez most, czym był całkowicie zaskoczony. Generał rozkazał natychmiastowy atak i zajęcie mostu. Atak rozpoczął się o 13:40.
Niemcy próbowali wysadzić most, ale nie było to takie proste ze względu na jego stabilną konstrukcję. Np. po pierwszej próbie została zniszczona rampa po lewej stronie Renu, na długości 10 metrów. O 15:40 most miał być wysadzony na rozkaz majora Schellera, jednak się nie zawalił. Jedynie nieznacznie się podniósł i potem wrócił do swojego położenia. Nieudana próba spowodowana była zniszczeniem jednego kabla. Dlatego jeden z ostatnich mostów na Renie mógł zostać zdobyty przez aliantów. W ciągu 24 godzin 8000 żołnierzy przeprawiło się przez most. Armia amerykańska próbowała naprawić uszkodzoną konstrukcję mostu, jednak zawalił się on ostatecznie 17 marca. Przyczyną było przeciążenie. Zginęło wtedy 28 amerykańskich saperów.
Most pomiędzy 8 a 10 marca 1945 roku
Zdjęcie
Uszkodzony most
Zdjęcie
Most po zawaleniu się 17 marca 1945 roku
Zdjęcie
Pozostałości mostu (2008)
Zdjęcie
Od 7 marca 1980 otwarte jest muzeum, które znajduje się w wieżach będących częścią dawnego mostu. Długoletni burmistrz Remagen, Hans Peter Kürten, 7 marca 1978 roku sprzedał po raz pierwszy kamienie z odłamków filarów mostu jako pamiątkę. Dochody przeznaczył na utworzenie muzeum.
A jak podobał mi się film?
Mimo pewnych odchyleń od historii bardzo, polecam do obejrzenia. Lubię filmy historyczne lub też fikcyjne historie na tle wydarzeń historycznych. Z filmu „Most na Renie” można dowiedzieć się sporo o historii.
Źródło 1
Źródło 2
Źródło 3
utworzone przez Magdalena Welter | 14 lut 2015 | Ciekawostki, Kulturoznawstwo, O Niemczech
Może niektórzy z Was słyszeli o protestach przeciwko islamizacji w Dreźnie, które odbywają się od jakiegoś czasu. W wiadomościach głównych stacji telewizyjnych, ARD i ZDF, nazwa „Pegida” pada prawie codziennie.
Drezno stało się centrum antyislamskiego ruchu Pegida. Można by się zastanawiać, dlaczego akurat to miasto. Dlaczego akurat tam zaczęto tak otwarcie wyrażać niechęć nie tylko do muzułmanów, ale ogólnie do obcokrajowców?
Pegida to skrót od nazwy „Patriotische Europäer gegen die Islamisierung des Abendlandes” – „Patriotyczni Europejczycy przeciwko islamizacji Zachodu”. Pierwsza demonstracja Pegidy w Dreźnie odbyła się 20 października 2014, od tego czasu odbywają się one regularnie.
Za założyciela Pegidy uchodzi Lutz Bachmann, który 11 października 2014 założył na Facebooku grupę o takiej nazwie.
W ostatniej demonstracji, 25 stycznia, wzięło udział 17.000 osób. Tydzień wcześniej demonstracja została zabroniona przez władze miasta ze względu na zagrożenie zamachem terrorystycznym.
Szef niemieckiego MSZ, Frank-Walter Steinmeier, już wielokrotnie wypowiadał się na temat Pegidy. Został poproszony o opinię m.in. przez dziennikarzy podczas swojej wizyty w Algierii i wyraźnie zaznaczył, że nie można utożsamiać organizacji z Niemcami, bo jest to kraj otwarty na świat.
„Nic nie odnosi takiego sukcesu i nie jest tak kuszące jak sam sukces. Kiedy zaczyna się taki ruch niepozornie i staje się on coraz silniejszy, to ma to pewną atrakcyjność i przyciąga myślących podobnie. Można to dobrze zobaczyć w rozwoju Pegidy”.
słowa profesora Hansa Vorländera, politologa na TU Dresden
Drezno jest miastem znanym z protestów i demonstracji. Jest również miastem nierówności społecznej – co piąte dziecko żyje tu w biedzie. Żyje tu wielu ludzi, którzy czują się odepchnięci i niesprawiedliwie traktowani, nie mają poczucia bezpieczeństwa. Drezno jest miastem bardziej konserwatywnym niż inne miasta na wschodzie Niemiec. W Dreźnie i jego otoczeniu społeczne zmiany ostatnich 25 lat są szczególnie intensywnie odczuwalne – nie tylko pod względem ekonomicznym, ale i społecznym. Zbiór tych wszystkich czynników przedstawia dla Pegidy doskonały obszar oddźwięku.
Do tego doszło przyjmowanie przez Niemcy setek tysięcy azylantów oraz polityka imigracyjna kraju.
Drezno zapewne jeszcze długo będzie walczyło ze skutkami działań Pegidy, opinia miasta na wiele lat będzie zrujnowana. Wrogość wobec obcokrajowców jest coraz większa i coraz częściej wyrażana otwarcie, jak wielu z nich potwierdza. Działania Pegidy spowodowały, że wielu ludzi zaczęło mówić głośno o tym, o czym do tej pory tylko myślało.
Z opublikowanego w ub. piątek (19.12.) reprezentacyjnego sondażu YouGov wynika, że 45 proc. mieszkańców Niemiec zachodnich i 41 proc. Niemiec wschodnich uważa ruch „Pegida” za prawicowy lub radykalnie prawicowy. Jednocześnie 36 proc. respondentów ze wschodnich Niemiec i 33 proc. z zachodnich krajów związkowych uważa za słuszne, aby protestami wytykać błędy w polityce azylowej państwa i zaprotestować przeciwko islamizacji kraju.
Źródło:
Antyislamski ruch Pegida dzieli Niemcy
Warum ausgerechnet Dresden?
Kilka tygodni temu widziałam w wiadomościach – jak zwykle na ARD lub ZDF – reportaż o pozornej islamizacji. Czy należy jej się obawiać? Specjaliści wypowiadali się jednoznacznie: nie należy obawiać się islamizacji Zachodu, ponieważ młode pokolenie żyje inaczej niż jego rodzice. Młodzi ludzie studiują, także kobiety. Sama pamiętam, że kiedy studiowałam na uniwersytecie w Bielefeld, to było tam też bardzo dużo muzułmanek. Młodzi ludzie nie będą mieć tylu dzieci co ich rodzice. Widać, że są zasymilowani, wszystko w pozytywnym sensie. Wiadomo, że są wyjątki, ale nie na tyle znaczące, aby obawiać się islamizacji. Młodzi muzułmanie nie są przywiązani do tradycji tak bardzo jak ich rodzice.
Myślę, że Pegida zacznie powoli tracić zwolenników. Myślę też, że zdecydowana większość Niemców nie jest wroga wobec obcokrajowców, ale wiadomo, że takie protesty są głośne, więc o nich się cały czas mówi. Z drugiej strony rozumiem też złość niektórych Niemców na politykę kraju, a raczej UE, wobec azylantów. W zeszłym roku Niemcy przyjęły do siebie setki tysięcy uciekinierów np. z Syrii czy Iraku. Są organizowane dla nich miejsca pobytu. I w sumie nie dziwi mnie zadawane przez wielu Niemców pytanie: dlaczego akurat Niemcy? A gdzie są inne kraje UE? Nie jest tak, że one nic nie robią, ale najwięcej robią właśnie Niemcy jako słynne państwo socjalne. Wystarczy powiedzieć, że w pierwszej połowie 2014 roku w Niemczech 94.200 osób złożyło wniosek o azyl. Niemcy zajęły miejsce pierwsze, a drugie Szwecja z 41.250 wnioskami, czyli ponad połową mniej. Miejsce trzecie zajęła Francja z 36.680 wnioskami.
Asylbewerber in Europa
utworzone przez Magdalena Welter | 5 lut 2015 | Kulturoznawstwo, O Niemczech, Polacy w Niemczech
Dopiero teraz zaczynam spełniać życzenia Czytelników zamieszczone w dziale „Życzenia i opinie”. No cóż, Magdaleno, lepiej późno niż wcale… Bardzo boli mnie to, że nie mam wystarczająco czasu na bloga, ale co zrobić, jeśli pracuję od 7 jakoś do 21, i tak od poniedziałku do niedzieli. Międzyczasie 1000 spraw do załatwienia, spotkań itd. Zaczęłam jednak przewartościowywać swoje życie. Zrobiłam pierwszy duży krok, a dajcie mi jeszcze pół roku, to wybuchnie tu bomba 🙂
Poruszę dzisiaj kwestię stosunku Niemców do obcokrajowców. Zaznaczam, że opiszę tu na razie moje doświadczenia, także przeżycia znajomych. Może ktoś inny ma zupełnie inne doświadczenia, ale ja tutaj ograniczam się do tego, co ja znam i nie wartościuję.
1) Stosunek Niemców do Polaków jest, jaki jest. Tania siła robocza, ot co. Tak jak już kiedyś wspominałam, jeśli ktoś nie wykonuje pracy fizycznej, to Niemcy się dziwią. W sumie ich rozumiem, bo do tego są przyzwyczajeni. Niezmiennie każdy się dziwi, że np. ukończyłam studia albo że znam angielski itp. Kiedyś spotkała mnie taka śmieszna sytuacja… W jednej z moich prac, jakie tu miałam, było na początku tak, że zachowywałam duży dystans do wszystkiego i do wszystkich. Tego nauczyło mnie życie. Niewiele się odzywałam, tylko robiłam swoje. Z tego wszyscy wywnioskowali, że nie znam niemieckiego. Rozmawiali przy mnie swobodnie o wielu sprawach, a ja spokojnie słuchałam i nie dawałam po sobie poznać, że rozumiem każde słowo. Miałam niezłą zabawę 🙂 Nieraz strasznie się w duchu uśmiałam. Kiedy ktoś coś do mnie mówił, to prawie zawsze pytał: „Verstehst du?” Nawet jeśli to były tylko pojedyncze słowa.
2) Wiecie już z innych moich postów, że obcokrajowcy niechętnie uczą się niemieckiego. Sytuacja z ostatnich miesięcy, to było jeszcze na jesieni: zadzwonili do mnie z przedszkola po mojej stronie miasta. Nie wiem, skąd mieli moje dane, ale to miasto jest małe. Problem mają taki, że duża część dzieci to dzieci obcokrajowców, którzy nie znają niemieckiego. Nie można się z nimi dogadać, bo chęci do nauki też nie wykazują. Władze przedszkola chcą więc zorganizować kurs, który miałabym poprowadzić. No widzicie? To już Niemcy muszą się zastanawiać, co robić, żeby się we własnym kraju dogadać 🙂 Ciekawa jestem, czy ten kurs wystartuje, bo nie wiadomo, czy znajdą się chętni do udziału, nawet za symboliczną opłatą. Powiedziałam, że moje wynagrodzenie może być symboliczne, bo liczy się dla mnie doświadczenie zawodowe. Teraz czekam na wynik starań 🙂
3) Jeśli miałabym odpowiedzieć na pytanie, czy w Niemczech jest rasizm, to odpowiedziałabym, że taki jak w każdym innym kraju. Powiedziałabym, że oczywiście są rasiści, ale jest to mała część społeczeństwa. Są Niemcy, którzy gardzą obcokrajowcami i niejeden z moich znajomych to odczuł, ja także. Nie będę tu opisywać niektórych sytuacji, bo są zbyt drażliwe, ale mogę powiedzieć, że czasami nie wiem, skąd bierze się taka niechęć. Na szczęście większość Niemców zdaje sobie sprawę z tego, że bez obcokrajowców ich gospodarka na pewno by tak dobrze nie prosperowała. Niemcy to ludzie zdystansowani, ale równocześnie otwarci, na pewno większość z nich.
4) Jeśli chodzi o islam, to nie powiedziałabym, że niechęć do muzułmanów jest taka jak we Francji. Ok, może we Francji nie jest taka duża, ale większa niż w Niemczech. To jednak w Niemczech są demonstracje Pegidy, o których jeszcze napiszę. To w Niemczech jest NPD. Mimo wszystko nie należy obawiać się islamizacji Niemiec. Do tego nie dojdzie, a dlaczego – napiszę kolejnym razem.
Następne części „Rasizmu w Niemczech”:
*Pegida i obawy przed islamizacją
*NPD
*obcokrajowcy w NRD
*Gastarbeiter
*stosunek Niemców do kwestii obozów koncentracyjnych
*opinie niemieckich polityków, stanowiska partii politycznych
Czy są jeszcze inne kwestie, które Was interesują?
utworzone przez Magdalena Welter | 25 sty 2015 | Kulturoznawstwo, O języku niemieckim, O Niemczech, W 80 blogów dookoła świata
Pierwszy raz biorę udział w akcji „W 80 blogów dookoła świata” i myślę, że przyłączę się do niej na stałe.
Dzisiejszy temat to „5 pytań do blogera”. Odpowiadam więc na pytania, które wybrałam:
1. Twój pierwszy dzień/pobyt w kraju X.
Było to w kwietniu 2008 roku. Pojechałam wtedy na wycieczkę studencką dofinansowaną przez DAAD. Wycieczka dotyczyła przełomowych wydarzeń 1989 roku. Zwiedziliśmy wtedy Berlin i Lipsk. Pierwszym miejscem w Niemczech, jakie zobaczyłam, był właśnie Berlin. Pamiętam, że byłam wtedy oszołomiona, bo nigdy wcześniej nie widziałam tak dużego miasta. W Berlinie spędziliśmy 4 dni, potem 4 dni w Lipsku. Pierwszego dnia w Berlinie tylko pochodziliśmy potem po mieście. Pamiętam, że zobaczyłam wtedy słynną ulicę Ku’damm.
Kilka zdjęć zrobionych tamtego wieczoru:
2. Najbardziej zaskakujące odkrycie związane z krajem X.
Że Niemcy są zupełnie inni od Polaków. Niby sąsiedzi, ale oni jednak mają mentalność germańską, a my słowiańską. Myślę, że po tych wszystkich latach w znacznym stopniu przesiąkłam niemiecką mentalnością. Objawia się to np. w tym, że czytam w myślach mojego szefa i wszystko robię, zanim on mi powie, co mam robić. Łatwo jest mi przewidzieć, jak Niemcy zareagują w danej sytuacji – co im się spodoba, co zaakceptują, a czego nie.
3. Ulubione motto, cytat, powiedzenie, powiedzonko w języku X.
das gibt es (doch) nicht! – mówimy, kiedy w coś trudno jest uwierzyć. Dosłownie: „tego nie ma”
das ist nicht wahr – podobne zastosowanie, dosłownie: „to nie jest prawdziwe”
das war einmal – „to było kiedyś” – używam bardzo często, kiedy wspominam dawne czasy, najczęściej z ironią
ich kann nichts dafür– „nic nie mogę na to poradzić”
dumm ist dumm, man kann nichts machen – „głupi to głupi, nie można nic poradzić” – tak zawsze mówiła moja nieżyjąca już sąsiadka, kiedy zawaliła jakąś sprawę.
ich geb’ nie auf – „nigdy się nie poddam” – motto mojego życia (jest też piosenka Helene Fischer o takim tytule)
das ist nicht richtig, das ist verkehrt
(das ist) zu viel des Guten – to już przegięcie, za wiele tego dobrego
man muss alles so nehmen, wie es ist und versuchen, das Beste daraus zu machen – „trzeba przyjąć wszystko takie, jakie jest i próbować zrobić z tego to, co najlepsze” – tak mniej więcej można przetłumaczyć to motto. Dosyć często słyszę je od Niemców i bardzo przypadło mi do gustu.
4. Twój największy sukces odnośnie nauki języka.
Nauczenie się fińskich przypadków i ogólnie rozgryzienie tego języka.
5. Ulubiona reklama z kraju X.
Ogólnie nie mam wiele do czynienia z reklamami, bo nie oglądam telewizji. Miałam telewizor w moim mieszkaniu, ale 3 lata temu go wyrzuciłam, kiedy były u nas wystawki. Mimo to dobrze pamiętam jedną reklamę Vodafone, którą gdzieś widziałam. W tle było słychać piosenkę „We are the people”. Chciałam zamieścić tutaj link do niej, ale niestety nie mogę jej znaleźć nigdzie w Internecie.
„W 80 blogów dookoła świata”…
…jest akcją blogerów językowych. Danego dnia każdego miesiąca na blogach osób biorących udział w akcji pojawiają się posty z myślą przewodnią. Akcja ta pozwala nie tylko na lepsze poznanie się blogerów, ale przede wszystkim daje czytelnikom możliwość poszerzenia wiedzy – przenosząc się na inne blogi, mogą porównać, jak to jest w poszczególnych krajach.
Linki do postów na innych blogach językowych:
Chiny:
Francja:
Holandia:
Kirgistan:
Niemcy:
Rosja:
Szwajcaria:
Wielka Brytania:
Włochy:
Wietnam:
Jeśli ktoś z Was ma własny blog i chciałby wziąć udział w akcji, to może napisać na adres: blogi.jezykowe1@gmail.com
utworzone przez Magdalena Welter | 22 paź 2014 | Ciekawostki, Literatura
Nie jestem zwolenniczką portali społecznościowych w stylu Facebooka czy Instagramu. Nie mam tam konta i nie będę mieć, bo nie jest mi to do niczego potrzebne. Mam konto jedynie na Twitterze i śledzę tam m.in. Twitter-babcię, czyli Twitter-Omi (znaną też jako Online-Omi). Lubię Twittera ze względu na krótkie wiadomości, jakie można tam szybko przeczytać.
Twitter-Omi nazywa się Renate Bergmann, za tym nazwiskiem możecie ją wyszukać na Twitterze. Wielu śledzących babcię sądzi, że ona naprawdę istnieje, ale jest to jedynie pseudonim. Kryje się za nim Torsten Rohde. Najpierw powstało konto babci na Twitterze, potem wydawnictwo poprosiło go o napisanie książki. Nosi ona tytuł „Ich bin nicht süß, ich hab bloß Zucker: Eine Online-Omi sagt, wie’s ist“. Niedawno ją kupiłam i właśnie zaczynam czytanie.
Dzięki swoim dowcipnym hasłom 82-letnia Twitter-Omi zyskała dużą popularność. Jeśli macie konto na Twitterze, to koniecznie śledźcie babcię. Gwarantuję, że jej przemyślenia poprawią Wam humor na początek dnia. Babcia opowiada np. o wycieczkach dla seniorów, o zajęciach w lokalnym klubie i komentuje codzienne wydarzenia.
Oto, jak Torsten Rohde opowiada, skąd wziął się pomysł:
Weihnachten 2012 verbrachte ich umringt von Oma, Mutti Und Schwester. Ich bekam die typischen Sprüche zu hören: „Du kannst doch noch nicht satt sein!“, „Du sitzt so schief!“, „Soll ich dir eine Decke holen?“ Auf meinem eigenen Twitter-Account schrieb ich, womit mich meine Tante Renate so nervt – die war natürlich fiktiv, ich würde nie über echte Verwandte lästern. Und meine Kumpel sagten: Tante Renate bräuchte einen eigenen Twitter-Account, die klingt ja total lustig! Im Januar war ich dann 14 Tage krank, und aus lauter Langeweile legte ich den Account tatsächlich ein.
Boże Narodzenie 2012 spędziłem otoczony babcią, mamą i siostrą. Musiałem słuchać typowych haseł: „Nie możesz przecież być jeszcze syty!”, „Siedzisz tak krzywo!”, „Przynieść ci koc?” Na moim własnym koncie na Twitterze pisałem, czym moja ciocia Renate mnie denerwuje – ona była oczywiście fikcyjna, nigdy nie obgadywałbym prawdziwej krewnej. I moi kumple mówili: ciocia Renate potrzebuje swojego własnego konta na Twitterze, ona brzmi strasznie wesoło! W styczniu byłem przez 14 dni chory, tylko z nudy faktycznie założyłem konto.
A skąd Twitter-Omi bierze pomysły na swoje posty?
Ich halte einfach die Augen offen. Ich wohne auf dem Dorf, letztens sah ich auf einer Beerdigung lauter alte Damen und fragte meinen Kumpel, wer sie sind. Er antwortete: „Och, die kommen zu jeder Beerdigung, die kennen den Verstorbenen gar nicht. Die wollen nur mal raus, damit sie später was zu erzählen haben.“ Und dann sehe ich auch noch, dass die wirklich die Wurst vom Buffet in ihrer Handtasche verschwinden lassen!“ So etwas „renatisiere“ ich sofort und poste das.
Po prostu mam oczy otwarte. Mieszkam na wsi, ostatnio widziałem na pogrzebie tylko starsze panie i zapytałem mojego kumpla, kim one są. On odpowiedział: „Och, one przychodzą na każdy pogrzeb, wcale nie znają zmarłego. Chcą po prostu wyjść, żeby mieć potem co opowiadać.” I potem jeszcze widzę, jak kiełbaska z bufetu naprawdę znika w ich torebce!” Coś takiego „renatyzuję” natychmiast i wstawiam post.
Źródła:
Wypowiedzi Torstena Rohde pochodzą z wywiadu przeprowadzonego dla „Für sie” (21/2014).
utworzone przez Magdalena Welter | 10 paź 2014 | Austria, Kuchnia, Kulturoznawstwo
Dzisiaj napiszę o przysmaku austriackiej kuchni, czyli o torcie Sachera. Przepis został stworzony przez młodego cukiernika, Franza Sachera. Było to w XIX wieku. Tort Sachera był i nadal jest klasycznym deserem w hotelu Sacher we Wiedniu. Oczywiście istnieje wiele przepisów na tort Sachera, ale oryginalna receptura jest pilnie strzeżona. Tort jest obowiązkowym deserem dla większości turystów odwiedzających stolicę Austrii.
Tort Sachera jest czekoladowym tortem z marmoladą z moreli i polewą czekoladową. Tort powstał, kiedy w 1832 roku Klemens von Metternich zlecił swojej dworskiej kuchni stworzenie wyjątkowego deseru dla swoich wysoko postawionych gości. Powiedział swojemu szefowi kuchni, aby nie przyniósł mu wstydu. Szef kuchni był jednak chory i zastąpić musiał go jego uczeń, zaledwie 16-letni Franz Sacher. Tort bardzo smakował gościom, jednak nie od początku zyskał tak duże uznanie, jakim cieszy się dzisiaj.
Po latach spędzonych w Presseburgu i Budapeszcie Franz Sacher wrócił w 1848 roku do Wiednia, gdzie otworzył sklep delikatesowy. Jego najstarszy syn Eduard odbył swoją naukę zawodu u dworskiego cukiernika Demela i to dzięki niemu powstał tort Sachera w znanej dzisiaj formie. Tort był najpierw podawany u Demela, a potem w założonym przez Eduarda hotelu Sacher.
Nazwa „Original Sacher-Torte” jest strzeżona prawnie, odkąd pokłóciły się o nią cukiernia Demel i hotel Sacher. Dzisiaj „Original Sacher-Torte” można dostać w hotelach Sacher we Wiedniu i w Salzburgu, w kawiarniach Sacher w Innsbrucku i w Graz, w Sacher Shop w Bozen i w internetowym sklepie Sachera. Cukiernia Demel posługuje się nazwą „Eduard Sacher-Torte”.
Hotel Sacher sprzedaje rocznie około 360 000 tortów Sachera. Zużywa na to 1,2 miliona jajek, 80 ton cukru, 70 ton czekolady, 37 ton marmolady z moreli, 25 ton masła oraz 30 ton mąki.
Jeśli ktoś chce kupić cały tort Sachera, to dostanie go w specjalnym drewnianym pudełku. Najmniejszy kosztuje 21,90 euro, największy 44,90 euro.
Pod tym linkiem możecie obejrzeć galerię zdjęć:
Sacher-Torte
Kiedy będziecie we Wiedniu, koniecznie spróbujcie tortu Sachera. Jestem ciekawa, czy rzeczywiście jest on tak wyjątkowy. Coś musi w nim być, skoro jest tak słynny na całym świecie.
Original Sacher-Torte w hotelu Sachera we Wiedniu
Franz Sacher (1816-1907)
Sacher-Shop we Wiedniu
cukiernia Demel we Wiedniu
Informacje i zdjęcia:
Źródło 1
Źródło 2
utworzone przez Magdalena Welter | 3 paź 2014 | Historia, Kulturoznawstwo, O Niemczech
Nie wiem, czy wiecie, ale właśnie dzisiaj w Niemczech jest ważne święto państwowe – Tag der Deutschen Einheit, czyli Dzień Jedności Niemiec. Jest to dzień wolny od pracy. Ja co prawda i tak musiałam iść do pracy, ale wszędzie widać było, że jest święto. Zamknięte sklepy i mniej ludzi na ulicach.
Święto to jest zawsze obchodzone 3 października, aby uczcić Zjednoczenie Niemiec w 1990 roku.
Po zjednoczeniu zaproponowana została data 9 listopada. Mimo że to właśnie 9 listopada 1989 roku upadł Mur Berliński, to data 9 listopada kojarzy się również z Nocą kryształową w 1938 roku, czyli Pogromem Żydów. Dlatego też pomysł ten nie przyjął się.
Warto zaznaczyć, że 3 października świętowane jest nie zjednoczenie, a właśnie jedność Niemców. To właśnie 3 października 1990 roku Niemiecka Republika Demokratyczna (Deutsche Demokratische Republik) przystąpiła do Republiki Federalnej Niemiec (Bundesrepublik Deutschland). Jest to jedyne święto ustanowione prawnie.
29 września 1990 roku mocy nabrała umowa zjednoczeniowa (Einigungsvertrag).
Oficjalne uroczystości z okazji Dnia Jedności Niemiec odbywają się co roku w stolicy kraju związkowego, który aktualnie przewodniczy Radzie Federalnej (Bundesrat). W tym roku był to Hannover.
Tutaj możecie obejrzeć historyczne wydanie wiadomości stacji ZDF z 3.10.1990, bardzo polecam:
Tag der Deutschen Einheit
Historyczne zdjęcie z nocy z 2 na 3 października 1990 wykonane przed budynkiem Reichstagu w Berlinie
Zdjęcie
utworzone przez Magdalena Welter | 27 sie 2014 | Kulturoznawstwo, O Niemczech, Trier/Trewir
Dzisiaj kontynuuję opowieść o mojej małej wycieczce do Trewiru. Opowiem trochę o rynku, który bardzo lubię. Jest moim zdaniem śliczny, a byłby jeszcze ładniejszy, gdyby nie było na nim tylu handlarzy. Chyba jednak w każdym większym mieście tak jest.
Teraz dosyć rzadko piszę na blogu. Chciałabym częściej, w kolejce czeka mnóstwo ciekawych tematów, ale niestety czas mi na to nie pozwala. Ostatnio musiałam zastąpić kogoś w pracy i szykuje się jeszcze jedno zastępstwo. Na szczęście w drugiej połowie września będę w końcu mieć trochę czasu, bo mój szef wyjeżdża na urlop. Ponieważ pracuję bezpośrednio z nim, nie będę musiała chodzić do jednej z moich prac 🙂
Rynek główny (der Hauptmarkt) jest centralnym punktem miasta. Jak widzicie, można tam podziwiać piękne domy. Reprezentują one różne style: renesans, barok, klasycyzm, późny historyzm, także styl gotycki.
Na rynku znajduje się także fontanna – der Petrusbrunnen. Została ona stworzona w 1594-1595 roku przez rzeźbiarza Hansa Ruprechta Hoffmanna. Na szczycie znajduje się figura św. Piotra, patrona miasta. Na fontannie widzimy rzeźby czterech cnót: Justitia – sprawiedliwość (z mieczem i wagą), Fortitudo – siła, moc (z przełamaną kolumną), Temperanta – umiarkowanie (z winem i wodą) oraz Sapientię – mądrość (z lustrem i wężem). Fontanna została udekorowana wieloma innymi elementami, między innymi figurami zwierząt (np. gęsi, lwy, delfiny, orzeł, małpy).
Na rynku znajduje się Marktkreuz, czyli krzyż. Jest on symbolem godności, dostojeństwa. Został on postawiony w 958 roku przez arcybiskupa Heinricha I, stoi na starej rzymskiej kolumnie. Na krzyżu przeczytamy łaciński napis: „Henricus archiepiscopus Treverensis me erexit” („Trewirski arcybiskup Henryk mnie postawił”). Na rynku głównym znajduje się obecnie tylko kopia średniowiecznego krzyża – oryginał można podziwiać od 1964 roku w miejskim muzeum Simeonstift.
Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa.
utworzone przez Magdalena Welter | 17 sie 2014 | Kulturoznawstwo, O Niemczech, Trier/Trewir
Dzisiaj nadszedł czas na opis mojej wyprawy do Trier (po polsku Trewir). Wybrałam się tam w zeszłą sobotę. Trier i Koblenz to najbliższe duże miasta w moim regionie. Do Trier trzeba jechać godzinę pociągiem. Nie byłam tam już ponad 2 lata i dlatego postanowiłam, że jak tylko będę mieć wolne popołudnie, to się wybiorę. Zasadniczo zbierałam się do tego już od wielu miesięcy, ale jakoś nie tęsknię za dużymi miastami. Trudno było mi się zebrać. Poza tym dzisiaj po raz kolejny utwierdziłam się w tym, że lepiej iść do pracy niż mieć wolne. Dzisiaj np. mam wolne popołudnie, to już skręciłam kostkę. Ponieważ u nas w szpitalu dzisiaj prawie nikt nie pracuje, to muszę udać się tam jutro z samego rana. A niech to! Jak chodzę do pracy, to nigdy nic mi się nie dzieje. Jak mam wolne popołudnie, to od razu coś takiego… Praca rządzi!!!
To jednak post na temat Trier, więc może wrócę do tematu. Jest to moim zdaniem przepiękne miasto. Jeszcze nie takie ogromne, bo ma niewiele ponad 100.000 mieszkańców. Tutaj w regionie wydaje się jednak być ogromne. Kiedyś częściej jeździłam do Trier, teraz (widocznie na szczęście) nie mam na to czasu.
Bardzo lubię klimat tego miasta. Dla mnie co prawda i tak jest za duże, ale obiektywnie nie można nazwać go wielkim miastem. Przerażają mnie mimo to wszechobecne samochody i autobusy.
W Trier jest wiele budowli, a tak właściwie ich pozostałości, z czasów Cesarstwa Rzymskiego. Poza tym bardzo lubię piękną katedrę. Rynek też jest śliczny, ale aż tak bardzo go nie lubię, bo za dużo na nim handlarzy wszystkim, co tylko możliwe.
Na początek selfie w parku. Bardzo nie lubię takich zdjęć, nigdy ich sobie nie robię, ale tutaj zrobiłam na pamiątkę:
Na początku nie byłam pewna, czy pamiętam, jak dojść do Porta Nigra i do rynku, ale po chwili odświeżyłam pamięć i trafiłam. Tutaj już wyłania się Porta Nigra:
Porta Nigra („czarna brama”) uchodzi za symbol miasta. Zawsze robiła i robi na mnie ogromne wrażenie. Jest do dawna rzymska brama miejska oraz najlepiej zachowana rzymska brama miejska na terenie Niemiec. Od 1986 roku Porta Nigra jest wpisana na listę dziedzictwa światowego UNESCO.
Brama została wybudowana około 180 roku n.e. jako północne wejście do miasta Augusta Treverorum, czyli do dzisiejszego Trewiru. Nigdy nie została ukończona. Nazwa Porta Nigra używana jest od średniowiecza, kiedy to ciemny kolor powstał na skutek wietrzenia piaskowca. Inna dawna nazwa to „Porta Martis” (brama Marsa).
Pochodzący z Sycylii bizantyjski mnich Symeon w 1028 osiedlił się w Porta Nigra jako pustelnik. Rzekomo kazał się tam zamurować. Po śmierci w 1035 roku został tam też pochowany, a biskup Trewiru doprowadził w tym samym roku do jego kanonizacji. Ustanowił kapitułę Symeona (Simeonstift) i wybudował bramę do bocznego kościoła, w którego dolnej kaplicy pochowany był Symeon.
W 1802 roku Napoleon nakazał zamknąć kościół i kapitułę, a podczas swojej wizyty w Trewirze w 1804 roku zarządził rozbiórkę budowli kościelnych. W latach 1804-1809 budynek został całkowicie przebudowany. Prusacy zarządzili w 1815 roku wyburzenie budowli powstałych za Napoleona, więc brama Porta Nigra znowu była doskonale widoczna.
W latach 70-tych XIX wieku rozebrano miejski mur i prawie wszystkie średniowieczne bramy miejskie, między innymi także bramę Symeona.
Porta Nigra można dokładnie obejrzeć również od środka. Kiedyś tam byłam i mam gdzieś zdjęcia, lecz muszę je odszukać. Ulica, która prowadzi od Porta Nigra do rynku, czyli Simeonstrasse, jest klasycznym deptakiem. Znajduje się na niej oczywiście mnóstwo sklepów. Do centrów handlowych w stylu Karstadt czy Galeria Kaufhof nawet nie wchodziłam, bo nie lubię takich miejsc. Wolę małe sklepiki. Ktoś kiedyś powiedział mi, że czynsze na Simeonstrasse są najwyższe w całych Niemczech, wyższe niż nawet w Berlinie.
Kolejnym razem napiszę o rynku i o przepięknej katedrze. Mam nadzieję, że odnajdę moje stare zdjęcia z Trier. Podobnie jak zdjęcia z Luksemburga, gdyż chciałabym Wam opisać i pokazać, co swojego czasu zwiedziłam. Kiedy będę mieć pewnego dnia znowu wolne popołudnie, to wybiorę się do Saarbruecken.
Zdjęcia są mojego autorstwa.
utworzone przez Magdalena Welter | 3 sie 2014 | Kulturoznawstwo, O Niemczech, Traben-Trarbach
Posty o moim miasteczku, Traben-Trarbach, już się pojawiły, ale w koncercie życzeń znalazła się prośba, abym napisała o tym, co jest typowe. Dzisiaj przyszedł na to czas. Tutaj wcześniejsze posty o moim mieście:
Traben-Trarbach. Pierwsza porcja
Traben-Trarbach. Cz. 2
Traben-Trarbach. Cz. 3
Traben-Trarbach. Cz. 4
Traben-Trarbach. Cz. 5
Most w Traben-Trarbach
Bez samochodu, ale z powodzią
Tak jak pisałam, miasteczko leży w dolinie rzeki. Z jednej strony jest to dla mnie dobre, bo nienawidzę zimy i śniegu. Tutaj zima jest taka jak w Polsce jesień i bardzo mi to odpowiada. Z drugiej strony w lecie jest strasznie duszno i parno. W upalne dni ledwo da się wytrzymać. Tak to jest w dolinie. Mówi się często, że mamy „dicke Luft” (ciężkie powietrze). Nic dziwnego, że wiele osób tutaj mówi o sobie, że są „wetterfühlig” (wrażliwy na zmianę pogody). Na dodatek pogoda jest bardzo zmienna. Nieraz jest tak, że idąc, co chwilę zamykam i otwieram parasol, bo co deszcz zacznie padać, to zaraz przestaje. Kiedy idę gdzieś na piechotę i świeci słońce, to i tak nigdy nie zapominam parasola, bo wiem, że za minutę mogą wyjść ciemne chmury i może lunąć deszcz. W lecie często są burze, częściej niż w Polsce. Nienawidzę tutaj lata i każdego roku nie mogę się doczekać, kiedy się skończy. Ogólnie nie znoszę słońca, dlatego cieszę się, że moja strona miasta jest mniej nasłoneczniona. Mieszkam w starym domu. W lecie jest to świetne, bo w środku jest chłodno.
Pisałam już o tym, że mój region jest regionem turystycznym. Co przyciąga tutaj turystów? Przede wszystkim wspaniałe widoki, rejsy statkiem po rzece, zamki nad Mozelą, szlaki wędrowne, liczne zabytki, piwnice na wino, które można zwiedzać. Poza tym wielu też pewnie fakt, że są tutaj same małe miasteczka i wsie. Nie ma wielkich miast i dla mnie jest to super, bo nie lubię dużych miast.
W zimie miasto zamiera. Mniej więcej pod koniec października zamykanych jest wiele lokali, restauracji, sklepów, lodziarnie. W marcu są ponownie otwierane na sezon. W sezonie, który trwa pół roku, jest w mieście bardzo dużo turystów. Z obcych języków słychać przede wszystkim niderlandzki, francuski i angielski. Muszę przyznać, że turyści okropnie działają mi na nerwy, bo chodzą po mieście jak święte krowy i większość uważa chyba, że zawsze mają pierwszeństwo przed samochodami i rowerami. Kiedy jadę rowerem, to nieraz muszę drastycznie zwalniać, żeby ktoś nie wszedł mi pod koła. Nigdy nie krzyczę „Vorsicht!”, bo nie wiem, czy ta osoba zna niemiecki, zawsze brzęczę dzwonkiem. Co roku oddycham z ulgą, kiedy sezon się kończy. Wiem oczywiście, że turyści to wielkie źródło dochodów dla regionu, ale i tak co roku jesienią się cieszę.
Turyści sprawiają również, że ceny w sklepach są wysokie. Jest w mieście kilka sklepów z ubraniami czy z różnymi pamiątkami, rzeczami do domu, ale nic tam nie kupuję, bo nie wydam przecież 150 euro na sukienkę. Dlatego ubrania kupuję tylko w Internecie. Tutaj robię zakupy tylko w supermarkecie.
Charakterystyczne w moim mieście i regionie jest to, że prawie wszędzie jest „Mittagspause”, czyli przerwa obiadowa. W godzinach południowych nie warto wybierać się do urzędu, na pocztę czy do wielu sklepów. Nieraz mnie to denerwuje, ale co poradzić. Ciekawe jest to, że 95% restauracji ma tzw. „Ruhetag”, czyli dzień odpoczynku, nawet w sezonie. W ten jeden dzień w tygodniu są one zamknięte. Podoba mi się to. W Polsce coś takiego byłoby chyba nie do pomyślenia – żeby zamykać lokal w szczycie sezonu na jeden dzień w tygodniu. Poza tym prawie każda restauracja czy sklep ma tzw. „Betriebsferien”, czyli przerwę urlopową. Wiąże się to z zamknięciem na 2 tygodnie. Z tego, co widzę, to jest to raz w roku, niektóre lokale robią takie przerwy 2 razy w roku. W Polsce chyba nie ma czegoś takiego. Wiele lokali robi takie przerwy w sezonie.
Ciekawe jest również to, że wielu Holendrów czy Anglików kupuje sobie w moim regionie „Ferienhaus” albo „Ferienwohnung”, żeby spędzać tu urlop. Na mojej ulicy jeden z takich domów mają Finowie. Dla mnie wszystko jest tu normalne, ale kiedy ktoś przyjeżdża nad Mozelę po raz pierwszy, to wszystko jest dla niego jak z bajki. Ciekawe jest również, że wielu Holendrów czy Anglików sprowadza się tutaj na starość. Moi przyjaciele Anglicy są emerytami i kupili dom w moim miasteczku, żeby spędzić tutaj starość. Wiem, że jest dużo takich osób.
Zdjęcia są mojego autorstwa.
utworzone przez Magdalena Welter | 17 cze 2014 | Kulturoznawstwo, Niemiecka muzyka
W przerwie pomiędzy postami o słowie „Haus” postanowiłam poruszyć temat niemieckiej muzyki ludowej, czyli „Volksmusik„. Myślę, że Niemcy są do niej przywiązani o wiele bardziej niż Polacy do swojej. To pewnie dlatego, że moim zdaniem związek Niemców ze wszystkim, co pochodzi z ojczyzny, jest dosyć silny (przejawia się to np. w tym, że Niemcy częściej niż Polacy zwracają uwagę na to, czy kupowane jedzenie zostało wyprodukowane w kraju. Niedawno w sklepie elektronicznym natknęłam się na kogoś, kto chciał kupić telewizor wyprodukowany koniecznie w Niemczech, a jeszcze lepiej w regionie).
Przeboje muzyki ludowej są określane jako „Schlager” (der Schlager, die Schlager), jest to wbrew pozorom dosyć sztywne pojęcie oznaczające jeden rodzaj piosenek – właśnie ludowe hity, zawierające oczywiście elementy np. muzyki pop i opowiadające najczęściej o miłości czy o ojczyźnie. W Niemczech wykonawcy tej muzyki są często wielkimi gwiazdami. Muzyka ta jest zupełnie inna niż polska muzyka ludowa. Żeby lepiej to wyjaśnić, wspomnę dzisiaj o duecie Judith und Mel.
Judith i Mel Jersey są od 1969 roku małżeństwem, mają 2 córki. Nagrywanie swoich piosenek rozpoczęli w 1984 roku, wcześniej Mel pisał piosenki dla innych wykonawców. Od 1990 roku osiągali sukcesy na konkursie „Grand Prix der Volksmusik”. Tutaj przedstawiam przykład Volksmusik, piosenkę „Zwei Herzen schlagen wie eins„:
Judith und Mel – Zwei Herzen schlagen wie eins
Co myślicie o tej piosence? Dla jednych będzie to kicz, dla innych tradycja. W Niemczech prawie każda telewizja lokalna pokazuje programy z Volksmusik, praktycznie o każdej porze można jakiś znaleźć. Kilka dni temu w pracy mój szef oglądał sobie taki program, więc miałam po raz pierwszy od jakiegoś czasu okazję posłuchać maratonu hitów.
W serii o muzyce pojawią się na pewno kolejne posty, m.in. o tym, jak muzyka na przestrzeni lat odnosiła się do sytuacji społecznej.
Strona 4 z 6« Pierwsza«...23456»