Posty o moim miasteczku, Traben-Trarbach, już się pojawiły, ale w koncercie życzeń znalazła się prośba, abym napisała o tym, co jest typowe. Dzisiaj przyszedł na to czas. Tutaj wcześniejsze posty o moim mieście:

Traben-Trarbach. Pierwsza porcja

Traben-Trarbach. Cz. 2

Traben-Trarbach. Cz. 3

Traben-Trarbach. Cz. 4

Traben-Trarbach. Cz. 5

Most w Traben-Trarbach

Bez samochodu, ale z powodzią

Tak jak pisałam, miasteczko leży w dolinie rzeki. Z jednej strony jest to dla mnie dobre, bo nienawidzę zimy i śniegu. Tutaj zima jest taka jak w Polsce jesień i bardzo mi to odpowiada. Z drugiej strony w lecie jest strasznie duszno i parno. W upalne dni ledwo da się wytrzymać. Tak to jest w dolinie. Mówi się często, że mamy „dicke Luft” (ciężkie powietrze). Nic dziwnego, że wiele osób tutaj mówi o sobie, że są „wetterfühlig” (wrażliwy na zmianę pogody). Na dodatek pogoda jest bardzo zmienna. Nieraz jest tak, że idąc, co chwilę zamykam i otwieram parasol, bo co deszcz zacznie padać, to zaraz przestaje. Kiedy idę gdzieś na piechotę i świeci słońce, to i tak nigdy nie zapominam parasola, bo wiem, że za minutę mogą wyjść ciemne chmury i może lunąć deszcz. W lecie często są burze, częściej niż w Polsce. Nienawidzę tutaj lata i każdego roku nie mogę się doczekać, kiedy się skończy. Ogólnie nie znoszę słońca, dlatego cieszę się, że moja strona miasta jest mniej nasłoneczniona. Mieszkam w starym domu. W lecie jest to świetne, bo w środku jest chłodno.

Pisałam już o tym, że mój region jest regionem turystycznym. Co przyciąga tutaj turystów? Przede wszystkim wspaniałe widoki, rejsy statkiem po rzece, zamki nad Mozelą, szlaki wędrowne, liczne zabytki, piwnice na wino, które można zwiedzać. Poza tym wielu też pewnie fakt, że są tutaj same małe miasteczka i wsie. Nie ma wielkich miast i dla mnie jest to super, bo nie lubię dużych miast.

W zimie miasto zamiera. Mniej więcej pod koniec października zamykanych jest wiele lokali, restauracji, sklepów, lodziarnie. W marcu są ponownie otwierane na sezon. W sezonie, który trwa pół roku, jest w mieście bardzo dużo turystów. Z obcych języków słychać przede wszystkim niderlandzki, francuski i angielski. Muszę przyznać, że turyści okropnie działają mi na nerwy, bo chodzą po mieście jak święte krowy i większość uważa chyba, że zawsze mają pierwszeństwo przed samochodami i rowerami. Kiedy jadę rowerem, to nieraz muszę drastycznie zwalniać, żeby ktoś nie wszedł mi pod koła. Nigdy nie krzyczę „Vorsicht!”, bo nie wiem, czy ta osoba zna niemiecki, zawsze brzęczę dzwonkiem. Co roku oddycham z ulgą, kiedy sezon się kończy. Wiem oczywiście, że turyści to wielkie źródło dochodów dla regionu, ale i tak co roku jesienią się cieszę.

 

Turyści sprawiają również, że ceny w sklepach są wysokie. Jest w mieście kilka sklepów z ubraniami czy z różnymi pamiątkami, rzeczami do domu, ale nic tam nie kupuję, bo nie wydam przecież 150 euro na sukienkę. Dlatego ubrania kupuję tylko w Internecie. Tutaj robię zakupy tylko w supermarkecie.

Charakterystyczne w moim mieście i regionie jest to, że prawie wszędzie jest „Mittagspause”, czyli przerwa obiadowa. W godzinach południowych nie warto wybierać się do urzędu, na pocztę czy do wielu sklepów. Nieraz mnie to denerwuje, ale co poradzić. Ciekawe jest to, że 95% restauracji ma tzw. „Ruhetag”, czyli dzień odpoczynku, nawet w sezonie. W ten jeden dzień w tygodniu są one zamknięte. Podoba mi się to. W Polsce coś takiego byłoby chyba nie do pomyślenia – żeby zamykać lokal w szczycie sezonu na jeden dzień w tygodniu. Poza tym prawie każda restauracja czy sklep ma tzw. „Betriebsferien”, czyli przerwę urlopową. Wiąże się to z zamknięciem na 2 tygodnie. Z tego, co widzę, to jest to raz w roku, niektóre lokale robią takie przerwy 2 razy w roku. W Polsce chyba nie ma czegoś takiego. Wiele lokali robi takie przerwy w sezonie.

Ciekawe jest również to, że wielu Holendrów czy Anglików kupuje sobie w moim regionie „Ferienhaus” albo „Ferienwohnung”, żeby spędzać tu urlop. Na mojej ulicy jeden z takich domów mają Finowie. Dla mnie wszystko jest tu normalne, ale kiedy ktoś przyjeżdża nad Mozelę po raz pierwszy, to wszystko jest dla niego jak z bajki. Ciekawe jest również, że wielu Holendrów czy Anglików sprowadza się tutaj na starość. Moi przyjaciele Anglicy są emerytami i kupili dom w moim miasteczku, żeby spędzić tutaj starość. Wiem, że jest dużo takich osób.

Zdjęcia są mojego autorstwa.