W ostatnim poście z serii „Rok z językiem niemieckim” napiszę dzisiaj o audiokursach.
W ostatnich latach stały się one bardzo popularne, sama z nich korzystałam w nauce hiszpańskiego. Obecnie wiele wydawnictw wydających podręczniki do nauki języków obcych, ma je w swojej ofercie.
Czy są one dobrym pomysłem? Jakie są zalety?
Nagrań można słuchać wszędzie. Nieraz bywa tak, że ktoś bardzo dużo pracuje, a musi lub chce nauczyć się języka obcego. Audiokursy mogą w tym pomóc, ponieważ można ich słuchać prawie wszędzie. W ostatnich miesiącach, przed wyjazdem do Meksyku, miałam dużo pracy i mnóstwo spraw do załatwienia. Chciałam jednak powtórzyć hiszpański, więc włączałam nagrania np. kiedy gotowałam albo kiedy robiłam moje ćwiczenia fitness. Było to dla mnie bardzo praktyczne, ponieważ jestem osobą, która zawsze robi dwie rzeczy naraz. Mogłam więc połączyć pożyteczne z pożytecznym 🙂
2. Do audiokursów dołączone są podręczniki, co jest moim zdaniem konieczne, bo czasami trudno zrozumieć coś ze słuchu, szczególnie, jeśli ktoś uczy się języka od podstaw i wszystko jest dla niego nowe. Wtedy nie można zrezygnować z pracy z podręcznikiem – musimy przecież również wiedzieć, jak pisze się dane słowo, a na etapie początkującym nietrudno zrozumieć coś źle, tylko słuchając.
3. Osobom zaawansowanym najczęściej wystarczy samo słuchanie, aby powtórzyć to, czego nauczyły się wcześniej.
4. Audiokursy pomogą każdemu wdoskonaleniu umiejętności rozumienia ze słuchu.
5. Tak jak już wspomniałam, oferta jest ogromna. Znajdziemy ogólne kursy języka na każdy poziom, kursy do poszerzania słownictwa, do gramatyki, konwersacje, kursy języka specjalistycznego czy ze słownictwem potrzebnym w podróży.
6. Jeśli ktoś mało zapamiętuje ze słuchu, to jednak przy pomocy audiokursów może osłuchać się z melodią języka i z akcentem.
A czy są wady?
Myślę, że wszystko zależy od tego, jak korzystamy z audiokursów. Jeśli osoba początkująca tylko słucha z nagrań, to nauka raczej nie przyniesie oczekiwanych korzyści. Jeśli nie zna jeszcze zasad ortografii czy gramatyki, to nie będzie w stanie zbudować w głowie solidnego systemu języka obcego.
Dla mnie dobrze opracowane audiokursy mają przede wszystkim zalety, jednak na pewno nie należy ograniczać się tylko do nich. Jak już nieraz wspominałam, w nauce języka obcego warto korzystać z wielu źródeł.
W zbliżającej się ku końcowi serii „Rok z językiem niemieckim” chciałabym zaproponować Wam kilka podręczników, które pomogą w nauce mówienia po niemiecku. Wybrałam kilka podręczników, które wykorzystuję na moich lekcjach jako nauczycielka. Oczywiście w ofercie wydawnictw znajdziemy więcej podręczników, chociaż przeglądając czasami oferty wydawnictw, stwierdzam, że jest dosyć mało podręczników poświęconym głównie umiejętności mówienia.
„Sprechen ohne Probleme” – wydawnictwo Wagner. Na stronie wydawnictwa możecie znaleźć fragment książki:
Uczyłam się z tego podręcznika do matury, a kiedy zostałam nauczycielką niemieckiego, bardzo często używałam go na moich lekcjach i nadal to robię. Książka pomaga w przygotowaniu się do ustnej matury, ale można uczyć się z niej oczywiście też na wszystkich innych kursach niemieckiego. Zawiera bogaty zbiór słownictwa na różne tematy, różnorodne ćwiczenia do mówienia (na poziom podstawowy i rozszerzony) oraz słowniczek.
Seria „Język niemiecki. Rozmawiaj na każdy temat” wydawnictwa Wagros składa się z dwóch części. Pierwsza zawiera tematy takie jak „Wokół rodziny”, „Nie tylko uczucia”, „Moje hobby”, „Miejsce zamieszkania” czy „O samochodach”, druga natomiast np. „Szkoła & studia”, „Życie zawodowe”, „Świat techniki”, „Świat przyrody” czy „O pieniądzach”. Koncepcja książki polega na tym, że do każdego tematu mamy pytania i różne odpowiedzi na nie. Myślę, że jest to ciekawy podręcznik i że naprawdę może pomóc w nauczeniu wypowiadania się na wiele codziennych tematów.
Książka „Argumentieren ohne Probleme” uczy sztuki argumentacji, nadaje się na poziom średniozaawansowany i zaawansowany. Korzystam z niej często na moich lekcjach. Znajdziemy tu dyskusje na różne tematy, np. „Stadt- oder Landleben”, „Sportsucht”, „Internet”, „Sterbehilfe”, „Wehrpflicht”, „Globalisierung”. Są również środki stylistyczne potrzebne w argumentacji.
„Sag’s auf Deutsch” – książka wydawnictwa Langenscheidt, nadaje się na poziom początkujący. Znajdziemy w niej 1.000 słów potrzebnych na co dzień i przykłady ich użycia.
„Deutsch alltagstauglich” to podręcznik wydawnictwa Hueber również dla uczniów początkujących. Odnosi się on do tematów dnia codziennego, takich jak używanie uprzejmych zwrotów, wyrażanie własnego zdania, mówienie o uczuciach i emocjach czy telefonowanie.
„Interaktive Sprachreise. Kommunikationstrainer Deutsch” to zestaw składający się z CD-ROMu i płyty CD. Nadaje się na poziomy A2-B1 i uczy wymowy oraz rozumienia ze słuchu. Pomaga nauczyć się właściwego stosowania pojęć i zwrotów, także doskonalić się w sztuce konwersacji.
Podręcznik „Hören uns Sprechen. Intensivtrainer” wydawnictwa Klett przeznaczony jest dla poziomów A1/A2. Pomaga w przygotowaniu się do egzaminów na tych poziomach i zawiera bardzo dużo ćwiczeń do mówienia, dzięki którym utrwalimy słownictwo.
Dzisiaj w serii „Rok z językiem niemieckim” czas na kilka słów o niedocenianych (według mnie) metodach nauki.
Tłumaczenie – jest ono moim zdaniem świetną metodą nauki. Ucząc się języka obcego, na początku zawsze myślimy w języku ojczystym. Nieuchronne są tłumaczenia z języka obcego, stąd wynika wiele błędów, bo oczywiście struktury obu języków są inne. Celowo tłumacząc zdania np. z polskiego na niemiecki, uświadamiamy sobie różnice pomiędzy tymi językami, zadajemy sobie pytanie: „Jak to powiedzieć po niemiecku?” i musimy wybrać odpowiednie słowa. Już od poziomu A1 można ćwiczyć sobie tłumaczenia, zawsze robię to z moimi uczniami, jeśli ich język ojczysty to polski i widzę, że ta metoda bardzo im pomaga.
Wydawnictwo Preston Publishing wydało podręczniki „Niemiecki w tłumaczeniach”, do tej pory powstały trzy części:
Dopiero po pewnym czasie nauki człowiek przestaje tłumaczyć i zaczyna myśleć w języku obcym – taki jest cel nauki.
Moim zdaniem nadal niedocenianą metodą są filmy i muzyka. Mam tu na myśli autentyczne filmy, a nie te stworzone specjalnie dla uczących się. Oczywiście nie jest tak, że ich nie doceniam – wręcz przeciwnie. Wiem też jednak, że oglądanie filmów, słuchanie muzyki ma ogromny wpływ na to, że lepiej rozumiemy rodzimych użytkowników języka. Teraz, będąc w Meksyku, bardzo się cieszę, że te elementy zawsze były ważne w mojej nauce hiszpańskiego. Na własnym przykładzie widzę, ile mi one dały. Więcej o ich znaczeniu poczytacie tutaj:
Podobnie jest zczytaniem. Tutaj jest o tyle trudniej, że będąc na początku nauki czy na poziomie średniozaawansowanym, nie jesteśmy w stanie przeczytać np. powieści. Powstało i powstaje jednak wiele książek dla uczących się, na różnych poziomach. Poczytać o tym możecie tu:
Może to dziwne, ale mam wrażenie, że podobnie jest z mówieniem. To przecież tak ważna umiejętność, ale jednak jest tak, że wielu uczących się nie szuka okazji do mówienia albo wręcz ich unika. Ja mam na to prostą odpowiedź: „Jeśli się nie odważysz, to nigdy nie będziesz mówić”. Bardzo szkoda, kiedy osoby, które naprawdę dużo umieją, boją się cokolwiek powiedzieć. Myślę, że okazji nie brakuje, chociaż oczywiście trudno je znaleźć, kiedy mieszkamy w swoim kraju, co nie oznacza, że jest to całkowicie niemożliwe. Sądzę, że wielu osobom wydaje się, że „jakoś to będzie”, kiedy wyjadą do innego kraju. Może będzie, a może nie – na pewno warto się do takiego wyjazdu wcześniej przygotowywać. Tutaj znajdziecie trochę moich rad:
W mojej serii „Rok z językiem niemieckim” napiszę dzisiaj kilka słów o certyfikatach językowych.
Czy jest sens podchodzić do egzaminów w celu uzyskania certyfikatów?
Opinie na ten temat są różne. Ja jednak jestem przekonana o tym, że certyfikaty językowe mają sens – piszę to na własnym przykładzie.
Sama mam trzy certyfikaty językowe – dwa z niemieckiego (Test DaF i LCCI) i jeden z angielskiego (LCCI).
Dlaczego jestem zdania, że certyfikaty językowe są potrzebne?
Pomagają ocenić poziom, na jakim się znajdujemy. Żeby zdać certyfikaty np. Instytutu Goethego, trzeba mieć naprawdę dobrą znajomość niemieckiego – na odpowiednim poziomie. Są i łatwiejsze certyfikaty, ale jeden drugiemu nierówny. Najbardziej miarodajne są moim zdaniem certyfikaty Instytutu Goethego i TELC.
Wystarczy zrobić test próbny znajdujący się w Internecie, żeby ocenić, czy można już podchodzić do egzaminu czy trzeba jeszcze trochę się douczyć. Na tych stronach znajdziecie przykładowe testy:
Pomagają określić cel. Jeżeli uczymy się do egzaminu, mamy więcej motywacji. Wiemy, że egzamin będzie danego dnia i że trzeba się do niego przygotować. Poza tym taki egzamin kosztuje. Oczywiście największą motywacją powinno być poprawienie znajomości języka, ale nie wszystkim ona wystarcza. Cel to osiągnięcie poziomu, na jakim chcemy się znajdować.
Także nauczycielom jest łatwiej określić cele danego kursu.
Pomagają rozwinąć wszystkie umiejętności językowe. Nauka do egzaminów obejmuje cztery umiejętności: mówienie, pisanie, czytanie i słuchanie. Wszystkie trzeba trenować, aby osiągnąć dobry wynik.
Są dobrym wyznacznikiem poziomu – jeżeli mamy certyfikat np. na poziomie już B1, może to bardzo pomóc w znalezieniu pracy. Certyfikaty zawsze dobrze wyglądają na CV.
Są praktycznym narzędziem współpracy pomiędzy szkołami i instytucjami pozaszkolnymi czy zagranicznymi instytutami kulturowymi. Dlaczego? Np. Instytut Goethego ma swoje siedziby na całym świecie, jego certyfikaty wszędzie są znane i w wielu placówkach na całym świecie można się do nich przygotowywać.
Ważna jest na pewno także satysfakcja z otrzymania certyfikatu. Pamiętam moją do dziś – np. kiedy otrzymałam certyfikat LCCI z angielskiego, do którego uczyłam się samodzielnie.
Można wspomnieć oczywiście także o wadach. Certyfikat na poziomie B2 czasami wcale nie świadczy o tym, że ktoś ma ten poziom. Może miał na egzaminie trochę szczęścia, ale i na maturze tak bywa.
Tak jak napisałam, certyfikaty pomagają w znalezieniu pracy, na pewno są dużą zaletą. Oczywiście aplikant na dane stanowisko zawsze zostanie sprawdzony ze znajomości języka, ale tak już jest, że jeśli dwie osoby mają bardzo podobne CV, to na rozmowę zostanie zaproszona pewnie ta, która postarała się także o certyfikaty językowe.
Czy mi się one przydały?
Zdecydowanie tak. Gdybym nie miała certyfikatów LCCI z angielskiego i niemieckiego, to pewnie nigdy nie zostałabym zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną do korporacji. Nie zmienia to faktu, że nigdy nie chciałam pracować w biurze i cieszę się, że mogłam wrócić do pracy w zawodzie nauczyciela.
Po studiach germanistycznych, magisterskich, teoretycznie powinno się mieć poziom C2. Teraz wiem, że osiągnięcie C2 jest możliwe po spędzeniu dłuższego czasu w kraju niemieckojęzycznym. Po studiach miałam C1, dopiero kilka lat później C2. Na trzecim roku studiów zdałam Test DaF z maksymalnym wynikiem. Jest to egzamin na poziomie C1. Potem sądziłam, że już nigdy mi się on nie przyda, skoro mam poziom C2 i uczę niemieckiego. Okazało się jednak, że Test DaF bardzo mi się przydał. Gdybym go nie miała, trudniej byłoby mi uzyskać tzw. BAMF-Zulassung, które pozwala na prowadzenie kursów integracyjnych.
Na pytanie, czy warto uczyć się do certyfikatów językowych, zawsze odpowiadam: tak!
Dzisiaj zajmę się tematem „do it yourself”. Nie trzeba kupować wszystkich pomocy naukowych, niektóre można zrobić samemu:
Fiszki. Bardzo często robiłam je sama. Na jedną stronę kolorowych karteczek naklejałam obrazek, na drugą pisałam odpowiednie słowo. Tę metodę stosowałam też nieraz na lekcjach, zachęcając uczniów do robienia własnych fiszek. Przynosiłam na lekcje gazety, kolorowy papier i robienie fiszek wspaniale się udawało, zwłaszcza wśród młodszych uczniów.
Tablica korkowa. Pisałam już kiedyś o tym sposobie, który swego czasu bardzo pomagał mi w nauce słówek. Na ścianie koło miejsca pracy zawiesiłam tablicę korkową, do której przyczepiałam karteczki z nowymi słówkami. Bardzo mi to pomagało, ponieważ w trakcie pracy zawsze zdarzyło mi się, że mój wzrok na te słówka padał.
To nic odkrywczego, bo chyba prawie każdy uczący się języka obcego ma zeszyt ze słówkami. Zawsze zachęcam moich uczniów do posiadania takiego zeszytu, osobnego. Wiadomo, że ma się jeden zeszyt na lekcje, ale warto mieć w osobnym tylko słówka. Co do języka niemieckiego, to zawsze zwracam uwagę na to, żeby rzeczowników moi uczniowie uczyli się wraz z rodzajnikiem i liczbą mnogą.
Bardzo dobrym sposobem nauki są także mapy myśli na dany temat. Na lekcjach od czasu do czasu stosuję ten sposób. Podczas tworzenia mapy myśli do danego tematu zawsze zdarzy się, że nie znamy tego czy tamtego słówka i musimy sprawdzić w słowniku.
Oto moja mapa myśli, którą kiedyś już przedstawiałam. Zrobiłam ją kilka miesięcy temu, więc teraz jest już trochę nieaktualna, ale nadal ładna 🙂
Dzisiaj powracam do nieco zaniedbanej serii „Rok z językiem niemieckim”.
Mam już te kilka lat doświadczenia w nauczaniu. Cieszę się, że w ciągu tego czasu mogłam uczyć uczniów z Tajlandii, ze Słowacji, z Rosji, z Bułgarii, z Syrii, z Erytrei, z Sudanu, z Iraku, z Afganistanu, z Armenii, z Etiopii. Z Polski oczywiście też. Kilku krajów pewnie zapomniałam wymienić, bo dużo tego było i jest.
Skąd by jednak moi uczniowie nie pochodzili, zauważałam i zauważam podobne błędy w uczeniu się niemieckiego. Żeby im trochę pomóc, staram się na lekcjach czy na kursach poświęcić trochę czasu na strategie uczenia się. Nie jest to proste, gdyż mentalność moich uczniów jest zupełnie inna niż moja. Obecnie nadal uczę w niemieckiej szkole, głównie uchodźców, i nieraz jestem zaskoczona tym, jak inaczej rozumiemy pewne sprawy. Jest to dla mnie fascynujące. To jednak temat na inny post.
Dzisiaj czas na częste błędy w uczeniu się niemieckiego:
Zbyt szybka nauka, wszystko naraz. Fajnie, kiedy ktoś ma wielkie chęci do nauki, ale nie jest już tak fajnie, kiedy chce nauczyć się całego podręcznika w tydzień. Naukę trzeba planować rozsądnie, o tym już pisałam. Czasami wydaje się, że możemy nauczyć się bardzo szybko. Oczywiście niektórzy mogą, ale nie wszyscy. Nauka języka zajmuje wiele lat – taka jest prawda i tego nie da się przeskoczyć.
Niedokładna nauka. Miałam w swojej karierze uczniów, którzy zdali egzamin na poziomie C1, a trzeba było z nimi wracać do odmiany rodzajników, a o przyimkach nie mieli pojęcia. Niestety, wiele egzaminów stawia na głównie na komunikację. Może „niestety” to złe słowo, ale moim zdaniem poprawność językowa też w jakimś stopniu powinna się liczyć, bo potem tak to się kończy. Jedna z moich uczennic powiedziała mi kiedyś: „Zdałam egzamin B2, ale czuję, jakbym tak naprawdę miała poziom A2”.
Moja rada – jeśli już się czegoś uczymy, to zróbmy to dokładnie, a nie po łebkach, bo braki prędzej czy później wyjdą. Będą się pojawiać duże wątpliwości w tym, co powinno być oczywiste.
Zaniedbywanie żywego języka. O tym też już pisałam. Jeśli uczymy się języka w swoim kraju, również można mieć z nim kontakt poprzez oglądanie telewizji, słuchanie muzyki albo czytanie książek i gazet. Dzisiaj, w dobie Internetu, bardzo szkoda nie korzystać z tych zasobów.
Ograniczanie się do podręcznika. Nie ma co ukrywać, że słownictwo w podręcznikach jest nieco inne od języka mówionego. W podręcznikach znajdziemy język standardowy i jest to oczywiście dobre, bo od języka standardowego zawsze trzeba wyjść. Prawdopodobne jest jednak, że ograniczając się do podręcznika, nie zrozumiemy rodzimych użytkowników języka. Warto więc wykorzystywać wiele źródeł w nauce.
Niekorzystanie z inicjatyw w stylu: spotkania w celu wspólnego rozmawiania po niemiecku, tydzień kina niemieckiego, wykłady profesorów z krajów niemieckojęzycznych. Uniwersytety, na których można studiować filologię germańską, oferują podobne rzeczy.
Uczenie się raz w tygodniu zamiast codziennie po trochu. O tym też już pisałam. Wiadomo, że podawanie sobie nauki w mniejszych, „zjadliwych” porcjach przynosi lepsze efekty na dłuższą metę.
Dzisiaj napiszę parę słów na temat „potrzebności” i „niepotrzebności”. Czasami słyszę od moich uczniów, że dane słowo jest „niepotrzebne” albo „tego nie potrzebuję”. Dlaczego zasadniczo się z tym nie zgadzam?
Oczywiście nie można nauczyć się wszystkiego naraz, to niemożliwe. Należy jednak stopniowo poszerzać słownictwo. Wiadomo, że na poziomie podstawowym poznaje się najbardziej potrzebne słownictwo. Nie można jednak na tym poprzestać, jeśli chce się dobrze opanować język.
Jestem zawsze za uczeniem się również takich słów, które wydają się być niepotrzebne na co dzień. My nie musimy ich używać, ale może się zdarzyć, że ktoś użyje ich w naszej obecności i wtedy nie wiadomo, o co chodzi. Zawsze rozumie się więcej niż się umie powiedzieć. Często słyszę od ludzi: „rozumiem, co on powiedział, ale sam bym tak nie powiedział”. No cóż, to zupełnie normalne.
Jeśli komuś nauka języka obcego przychodzi trudno, to zawsze można wybrać to, co jest mniej potrzebne, np. ograniczyć nieco naukę idiomów i nauczyć się tych najczęściej używanych (w niemieckim np. „am Ball bleiben”, „Hahn im Korb sein”, „mit Mann und Maus”, „zwei linke Hände haben”).
Jeśli ktoś uczy się niemieckiego, żeby pojechać do pracy fizycznej w Niemczech czy Austrii, to zapewne obejdzie się bez Konjunktivu II.
Jeśli uczący się ma dobrze opanowane podstawowe słownictwo, to potem łatwiej przychodzi mu zrozumienie nowych słów z kontekstu i nauczenie się języka specjalistycznego z danej dziedziny. Można oczywiście połączyć naukę języka od samego początku z językiem specjalistycznym, są odpowiednie podręczniki z wielu dziedzin.
Moim zdaniem w trakcie nauki warto zadać sobie pytania:
Po co uczę się języka? Wiem z doświadczenia, że łatwiej jest, kiedy człowiek chce się uczyć, a nie kiedy musi. W chwili obecnej mam tę satysfakcję, że uczę się tylko tego, czego chcę. W takiej sytuacji nastawienie do nauki jest zupełnie inne. Inaczej jest, kiedy ktoś musi się uczyć języka, np. do pracy. No cóż, wtedy wiele zależy od nauczyciela. Oby trafił się taki, który nie zniechęci.
Czego potrzebuję? Tutaj też wiele zależy od nauczyciela. Jeśli jest on osłuchany z językiem, to podpowie – które słowa są używane na co dzień, a bez których można się obejść, przynajmniej na początku? Co brzmi bardziej naturalnie, a co sztucznie?
Jak zastosować to, czego się uczę? O tym już dużo pisałam. Czegokolwiek się uczymy – ćwiczenie czyni mistrza.
Tak jak wcześniej napisałam – nie zgadzam się z tym, że coś jest niepotrzebne. Wszystko jest potrzebne. Pamiętam, że dawno temu denerwowałam się, kiedy moja mama mi tak mówiła, a teraz wiem, że miała rację. Nie chciałam kiedyś uczyć się pewnych rzeczy. Dopiero dwa lata temu nauczyłam się prać, prasować i gotować. Prawa jazdy nie mam do dziś, a 12 lat temu rodzice mówili: „zrób, przyda ci się”. Myślę, że tak samo jest w nauce języka. Nie chodzi o to, żeby nauczyć się od razu wszystkiego, ale raczej o to, żeby dodawać kolejne elementy układanki, nie lekceważąc niczego.
W tym miesiącu przygotowałam jeszcze jeden post z serii „Rok z językiem niemieckim”, ponieważ w marcu i kwietniu udało mi się niestety tylko po jednym.
Dzisiaj kolej na filmy animowane. Zacznę może od „łatwych”.
Na Youtube jest seria „German with subtitles„, czyli „Niemiecki z napisami”. Są to krótkie filmiki, a dzięki napisom można sobie przyswoić sporo słownictwa:
Dużo animowanych filmików znajdziecie w serii „Gute-Nacht-Geschichten” (np. „Rotkäppchen” – „Czerwony Kapturek”, „Der gestiefelte Kater” – „Kot w butach”, „Der Froschkönig” – „Żabi król”, „Hänsel und Gretel” – „Jaś i Małgosia”, „Däumelinchen” – „Calineczka”):
Dzisiaj zajmę cię tematem codziennego kontaktu z językiem. Na pewno nie jest to proste, jeśli uczymy się go w swoim kraju, ale da się coś w tej kwestii zrobić.
Wbrew pozorom nie jest to proste również, kiedy ktoś uczy się języka w kraju docelowym. Zaobserwowałam tutaj kilka problemów:
Ktoś pracuje tylko z innymi Polakami i nie ma okazji do mówienia po niemiecku.
Ktoś boi się, że zrobi błąd i że Niemcy go wyśmieją. Zaczyna się powolne wycofywanie się, w miarę upływu czasu strach wzrasta i bywa tak, że dana osoba już nigdy nie zaczyna mówić po niemiecku albo mówi tylko wtedy, kiedy jest do tego zmuszona.
Ktoś wykonuje pracę niewymagającą mówienia i dlatego nie widzi również sensu nauki języka.
Bywa tak, że ludzie unikają kontaktu z Niemcami. Z różnych powodów: nie lubią ich, kierują się stereotypami, są zamknięci w sobie. Są to najczęściej powody wynikające z uprzedzeń. Nie twierdzę, że należy od razu wchodzić w nie wiadomo jakie znajomości, ale codzienne interakcje byłyby na miejscu.
Co można zrobić, kiedy uczymy się języka we własnym kraju?
Myślę, że nie należy ograniczać się tylko i wyłącznie do podręcznika, jeśli zależy nam na nauce języka. Dzisiaj, w dobie Internetu, nie ma ograniczeń. Możemy oglądać w Internecie seriale czy filmy. Możemy słuchać muzyki w języku obcym, więc dlaczego tego nie robić?
Tutaj pisałam o seriach na Youtube przygotowanych dla uczących się niemieckiego:
Jeśli chodzi o seriale, to moim zdaniem najlepiej zacząć od takich z napisami po niemiecku. Zapewniam, że z biegiem czasu poprawi się umiejętność rozumienia ze słuchu. Dlaczego jest to takie ważne?
Ponieważ bywa tak, że ktoś uczy się niemieckiego przez kilka lat, ale prawie nic nie rozumie, kiedy wyjeżdża do Niemiec.
Tak, w podręcznikach są zadania do rozumienia ze słuchu, ale tam możemy posłuchać nagrań tyle razy, ile chcemy. Rozumienie rodzimych użytkowników języka to co innego – to już wyższa szkoła jazdy, a tylko kontakt z językiem mówionym nam to ułatwi.
Oglądając filmy czy seriale z napisami, uświadamiamy sobie, że rozumiemy więcej właśnie dzięki napisom. Gdybyśmy czytali scenariusz np. odcinka serialu, dużo rozumielibyśmy, prawda? Zapewne mniej, tylko oglądając. Nie warto się jednak zniechęcać. Ja sama kiedyś nie doceniałam tej metody i żałuję, że nikt mi jej nie polecił dawno temu. Przed kilkoma laty bardzo poprawiłam swoją znajomość angielskiego, oglądając seriale z napisami. Muszę przyznać, że nie jestem fanką siedzenia przed telewizorem czy komputerem tylko po to, żeby oglądać. Jeśli już coś oglądam, to łączę to z nauką. W ten sposób można połączyć przyjemne z pożytecznym.
Tak jak wspominałam w ostatnim wpisie w serii „Rok z językiem niemieckim”, bardzo ważne jest również czytanie. To także kontakt z językiem, a czytać możemy jadąc autobusem czy pociągiem.
Rok z językiem niemieckim: maj (1)
Tutaj dodaję jeszcze strony kilku serwisów internetowych z wiadomościami:
Muzyka.Muszę przyznać, że rzadko słucham muzyki po niemiecku, ale wynika to raczej z tego, że jestem fanką muzyki klasycznej i rzadko słucham współczesnej, no chyba że współczesnej klasycznej. Dzisiaj z taką łatwością możemy słuchać muzyki w Internecie. W nauce języka na pewno pomocne jest słuchanie muzyki – metoda często niedoceniana, ponieważ uczniowie zniechęcają się, kiedy nie rozumieją tekstu. Jest tu podobnie jak z książkami czy filmami – nie chodzi o to, żeby rozumieć każde słowo. Poza tym można znaleźć w Internecie tekst piosenki, przetłumaczyć go i nauczyć się nowych słów. Tu kilka piosenek po niemiecku:
Dzisiaj nareszcie przyszła pora na nadrabianie zaległości. Na szczęście w ciągu kolejnych dwóch tygodni będę miała czas na regularne wpisy (urlop w drugiej pracy). Na ten czas zostanie tylko szkoła. Aha, i mycie okien, ale z tym uwinę się w jedno popołudnie. Zapraszam Was również do odwiedzin na moim drugim blogu, Aspekte der Germanistik.
W serii „Rok z językiem niemieckim” dzisiaj kolej na temat, który szczególnie leży mi na sercu, bo widzę, że wielu uczących się zaniedbuje czytanie w języku obcym, a to naprawdę bardzo pomaga.
Jak zacząć czytać po niemiecku? Można zacząć nawet na poziomie A1. Dlaczego ograniczać się do tekstów z podręcznika? Jest dzisiaj wiele zdydaktyzowanych książek, przygotowanych specjalnie dla uczących się, napisanych „prostszym” językiem (prawie zawsze z płytą CD). Książki takie najczęściej zawierają ćwiczenia, dzięki czemu uczeń może sprawdzić, czy zrozumiał przeczytany tekst. Często są również wyjaśnienia słówek.
Myślę, że obecnie oferta jest tak bogata, że każdy znajdzie coś dla siebie. Pamiętam, że kiedy zaczynałam naukę niemieckiego w podstawówce, to oferta materiałów do uczenia się tego języka była dosyć uboga w porównaniu z angielskim. Dzisiaj jest tak samo dobra, więc każdy uczeń może wybrać coś ciekawego.
Jakie są zalety czytania książek w języku obcym?
Nauka nowych słów. Nie chodzi jednak o to, żeby sprawdzać każde słowo, którego się nie rozumie. Wyjątkiem są słowa-klucze. Często słyszałam od moich uczniów, że nie ma sensu czytać książek po niemiecku, skoro nie rozumie się wszystkiego. Nie o to jednak chodzi. Nie trzeba rozumieć każdego słowa, bo to przecież nie pojedyncze słowa blokują proces czytania. Czytanie z odpowiednim skupieniem sprawi, że będziemy czytać coraz sprawniej.
Poznawanie kultury czy mentalności. To nic nowego, że czytając książki, poszerzamy swoje horyzonty. Czytanie po niemiecku jest moim zdaniem wspaniałą okazją do często być może pierwszego zderzenia się z inną mentalnością. Literatura to bardzo ważna część kultury, a jak wspomniałam wcześniej, dzisiaj w ofercie wydawnictw znajdziemy również książki niemieckojęzycznych autorów przygotowane specjalnie dla uczących się.
Oswajanie się z językiem. Jeśli czytamy w języku ojczystym, to dlaczego nie czytać w obcym? Nie widzę ani jednego powodu, aby tego nie robić. Teksty w podręcznikach czasami wydają się nudne, a w książkach śledzimy akcję i zapewniam, że można poczuć sporą dumę, mając za sobą przeczytanie pierwszej książki po niemiecku czy w innym języku, którego się uczymy.
Czy ja wykorzystywałam ten sposób w nauce języków obcych?
Niemiecki: tak jak wspomniałam, „w dawnych czasach” oferta nie była tak bogata jak dzisiaj i na dodatek ludzie nie mieli w domu Internetu (muszę przyznać, że tęsknię za tamtymi czasami). Pamiętam jednak, że od mojej nauczycielki niemieckiego w liceum dostałam książkę Siegfrieda Lenza przygotowaną dla uczących się. Do dzisiaj ją mam.
Angielski: kiedy uczyłam się angielskiego w gimnazjum, warunkiem otrzymania oceny celującej na koniec roku było czytanie książek i przygotowanie słownictwa z nich. Nauczycielka dawała nam jakąś książkę. Pamiętam, że ja czytałam „Ms. Doubtfire”. W liceum było podobnie. Dobrze wspominam naukę w ten sposób, ponieważ nie był to mus. Kto chciał, to czytał.
Hiszpański: oj tak. W tym języku czytałam i czytam bardzo dużo. Teraz już jednak „normalne” książki, podobnie jak po niemiecku i angielsku.
Francuski / fiński: jeszcze nie czytałam książek w tych językach, ale nadrobię to.
Teraz czytam sobie:
Podsumowując, mogę powiedzieć, że zaczynanie od prostych książek na pewno pomogło mi w nauce języka i w przygotowaniu do czytania po niemiecku, angielsku i hiszpańsku. Teraz w tych językach mogę czytać wszystko i czytam w nich tak szybko jak po polsku. Polecam Wam więc czytanie, czytanie i jeszcze raz czytanie 🙂
W mojej serii dziś kolej na podręczniki do gramatyki. Z niektórych sama się wcześniej uczyłam, ze wszystkich korzystam dzisiaj jako nauczycielka.
Zacznę od klasyki gatunku. „Nowe repetytorium z gramatyki języka niemieckiego” Stanisława Bęzy jest co jakiś czas wznawiane, gdyż nie bez powodu cieszy się ogromną popularnością. Dokładne wyjaśnienia gramatyczne i duża część ćwiczeń to wszystko, czego potrzeba. Poza tym w książce znajdują się rozwiązania wszystkich ćwiczeń. Z repetytorium korzystałam w pracy z uczniami pochodzącymi z różnych krajów, niekoniecznie tylko z Polski. Po prostu pisałam polecenia po niemiecku. Bardzo polecam podręcznik wszystkim, którzy chcieliby uporządkować swoją wiedzę o gramatyce niemieckiej.
Seria „Grammatik? Kein Problem!” (Elżbieta Reymont / Eugeniusz Tomiczek, Agencja Wydawnicza „Jubi”). Składa się ona z trzech części – od poziomu podstawowego do zaawansowanego. W każdej znajdziemy najpierw wyjaśnienia gramatyczne, potem ćwiczenia. Bardzo polecam te książki – ćwiczenia są bardzo ciekawe, nie nużą. Książka jest obecnie dostępna w sprzedaży np. na Allegro.
Nowszym podręcznikiem jest „alles klar Grammatik” wydany przez WSiP. Zawiera on także płytę CD z ćwiczeniami. Podręcznik zawiera wyjaśnienia gramatyczne oraz ćwiczenia. Wyjaśnienia są zawsze po lewej stronie, ćwiczenia po prawej. Idealnie byłoby, gdyby było więcej ćwiczeń, ale wtedy podręcznik musiałby być dużo grubszy. Bardzo często z niego korzystam i polecam.
Podręcznik „Wortschatz & Grammatik A1” oraz „Wortschatz & Grammatik A2” wydawnictwa Hueber. Podręczniki podzielone są na 2 części: pierwsza dotyczy słownictwa, druga gramatyki. Polecam je, ponieważ ćwiczenia są bardzo ciekawe i różnorodne. Bardzo dobre podręczniki dla uczniów na poziomie podstawowym.
Hilke Dreyer / Richard Schmitt: „Lehr- und Übungsbuch der deutschen Grammatik” (znana również jako „Die Gelbe”). Podręcznik nadaje się dla uczniów na poziomach B2-C2. Uczyłam się z niego na studiach. Jest to gramatyka dla zaawansowanych uczniów, którzy chcieliby doszlifować swoją znajomość gramatyki. Przy okazji podszkolimy słownictwo, ponieważ słówka, które występują w ćwiczeniach, są także na wysokim poziomie. Podręcznik nie zawiera rozwiązań, trzeba je dokupić osobno.
Karin Hall / Barbara Scheiner: „Übungsgrammatik DaF für Fortgeschrittene„. Tutaj mogłabym napisać prawie to samo co o poprzedniej książce. Ta jest jednak nieco bardziej „skomplikowana” – już raczej na poziomy C1-C2. Również korzystałam z niej na studiach.
Martin Durrell / Katrin Kohl / Gudrun Loftus: „Practising German grammar” (wydawnictwo Routledge). Podręcznik ten poznałam, kiedy przeglądałam zbiory mojej koleżanki Angielki, która uczyła w Anglii niemieckiego. Podręcznik dla uczniów zaawansowanych, na poziomy C1-C2. Są tu ambitne ćwiczenia do wszystkich fenomenów gramatycznych – zaskakująco również do tych, które bardzo rzadko spotykam w podręcznikach. Może to „wina” angielskiej perspektywy? Słownictwo występujące w ćwiczeniach jest trudne, zostało zaczerpnięte z różnych dziedzin wiedzy.
Seria „Practice makes perfect„. Obecnie używam na moich lekcjach części „German pronouns and prepositions” oraz „German verb drills” (wydawnictwo McGraw-Hill Contemporary). Czasami sięgam również do „Sentence builder”. Podręczniki zawierają nie tylko same ćwiczenia, ale i rozbudowane wyjaśnienia. Wszystko oczywiście po angielsku – polecam uczniom znającym już dobrze angielski. Podręczniki nadają się na poziomy A1-B1.
Anne Buscha / Szilvia Szita / Susanne Raven: „C Grammatik” (wyd. Schubert). Ćwiczenia gramatyczne na poziomy C1-C2. Podręcznik oczywiście dla uczniów zaawansowanych. Zawiera bardzo dużą liczbę ciekawych ćwiczeń, poza tym również wyjaśnienia gramatyczne.
Joachim Buscha / Gerhard Helbig (Langenscheidt): „Deutsche Grammatik„. Klasyka gatunku, uczyłam się z tego podręcznika na studiach. Jest to podręcznik z teorią, w całości napisany po niemiecku. Zawiera dokładne wyjaśnienia gramatyczne – jeśli macie wątpliwości, tam na pewno znajdziecie rozwiązanie.
Gerhard Helbig / Joachim Buscha: „Übungsgrammatik Deutsch” (Langenscheidt / Klett). Ten zaawansowany podręcznik zawiera wyjaśnienia oraz ćwiczenia gramatyczne, które obejmują wszystkie morfologiczne i syntaktyczne aspekty języka niemieckiego. Są także rozwiązania.
Ulrich Engel: „Deutsche Grammatik” (Julian Groos Verlag). Jest to podręcznik z teorią. Jeśli macie jakieś wątpliwości dotyczące struktur gramatyki, zajrzyjcie do gramatyki Engela. Podręcznik napisany w całości po niemiecku.
Dzisiaj rozpoczynam nową serię na blogu. Zaczęłam zajmować się przygotowywaniem zadań do filmów animowanych. Zrobiłam już trochę do Smerfów, teraz siedzę nad Muminkami 🙂
Zadanie jest przeznaczone dla uczniów na poziomach od A2. Mimo że trudno jest uczniom zrozumieć wypowiedzi bohaterów, to widzą, co się dzieje. Jeśli wiadomo, o co chodzi, to można zrobić i zadania 🙂
Zdjęcie Tutaj znajduje się odcinek Smerfów pt. „Muffi lernt schwimmen”, do którego przygotowałam dydaktyzację: