Dzisiaj przyszła kolej na następny post o pracy nauczyciela. Ostatnio pisałam o moich początkach w zawodzie. O moich dalszych doświadczeniach zawodowych, czyli o uczeniu polskiego oraz o lekcjach niemieckiego z uchodźcami już pisałam, więc nie będę się powtarzać. Tu przypominam te posty:
Właśnie praca z uchodźcami była moją ostatnią pracą w Niemczech. Do połowy listopada zajmowałam się uczeniem ich niemieckiego, do ostatniego dnia przed moim wyjazdem do Meksyku.
Dzisiaj napiszę Wam kilka słów o mojej pracy dla Volkswagena w Meksyku. Zanim znalazłam tę ofertę pracy w Internecie, nie wiedziałam, że w Puebli znajduje się największa na świecie filia VW. Tu możecie poczytać o miejscu, w którym pracuję od początku stycznia:
Niemcy wybudowali własne miasto
Uczę tu niemieckiego na pełen etat, od poniedziałku do piątku, a w soboty często mam zastępstwo w jednej ze szkół językowych VW na mieście.
Moja praca jest bardzo ciekawa. Z Meksykanami bardzo dobrze się pracuje, nie mogę narzekać. Już przyzwyczaiłam się do ich otwartości, do buziaczków na powitanie i do mówienia sobie na ty.
W miasteczku VW uczymy oczywiście pracowników – najwięcej uczniów pracuje w działach rozwoju technicznego, zakupów, gwarancji jakości oraz projektów. Mimo że VW niedawno ustalił angielski jako oficjalny język, pozycja niemieckiego nie jest tu gorsza, gdyż pracuje tu wielu Niemców, jest wiele kontaktów z Wolfsburgiem, a poza tym wielu uczniów uczy się niemieckiego, mając nadzieję na pobyt w Niemczech i pracę w Wolfsburgu. Przychodzą oni na kursy do centrum językowego w godzinach pracy.
Każdy kurs trwa 6 tygodni (poszczególne poziomy są podzielone na 5-6 kursów), pięć dni w tygodniu – codziennie po 50 minut. Celem kursów jest przygotowanie do egzaminów Instytutu Goethego. Osoby o wysokich stanowiskach mają kursy indywidualne i wtedy to one decydują, kiedy i ile razy w tygodniu mają czas (obecnie mam 3 takie kursy i muszę iść do biur moich uczniów. Na szczęście pracują oni w działach znajdujących się niedaleko centrum językowego i dojście na piechotę zajmuje mi kilka minut).
Znajomość hiszpańskiego nie była konieczna do otrzymania tej pracy, jednak znacząco ułatwia mi życie. Trudno byłoby mi prowadzić kursy na poziomach A1 czy A2, gdybym w ogóle nie znała hiszpańskiego. Mogę wytłumaczyć uczniom gramatykę po hiszpańsku i porozmawiać z nimi poza kursami. Poza tym jest życie poza pracą, a tu bez hiszpańskiego byłoby ciężko.
Teraz bardzo cieszę się z tego, że naoglądałam się w życiu tyle telenowel latynoskich, bo nie mam problemu ze zrozumieniem Meksykanów. Gdybym uczyła się języka tylko z książek, byłoby mi teraz ciężko. Widzę teraz, ile dało mi długoletnie siedzenie przed telewizorem (pewnie mało osób pamięta takie telenowele jak „Słodka zemsta”, „Niebezpieczna” czy „Gorzkie dziedzictwo”, a to od nich zaczęła się moja fascynacja hiszpańskim). Dzięki telenowelom całkiem nieźle rozumiem język potoczny (telenowele zawsze miały to do siebie, że pojawiały się w nich przedstawiciele wszystkich warstw społecznych i w związku z tym różne słownictwo). Dzięki nim lepiej znam tutejszy hiszpański niż ten z Hiszpanii.
Oczywiście nie miałam możliwości praktyki, gdyż hiszpańskiego nauczyłam się całkowicie samodzielnie. Teraz jednak z mówieniem nie jest źle i staram się wykorzystać mój pobyt tutaj w celu pogłębienia znajomości języka i poprawienia umiejętności mówienia. Zdecydowałam się również na kurs języka, który robię w centrum językowym w pracy. Obecnie jest to jedna godzina w tygodniu (niestety na więcej nie mam czasu), ale podjęłam tę decyzję, ponieważ godzina jest lepsza niż nic. Z pomocą nauczyciela łatwiej jest mi powtarzać gramatykę i rozwiewać wątpliwości. Obecnie mam poziom B2, za rok mam zamiar mieć C2.
Wracając jednak do głównego wątku… Przy okazji mojej pracy tutaj potwierdza się moje wcześniejsze zdanie o tym, że na początku nauczania języka obcego lepiej jest tłumaczyć wszystko w języku ojczystym ucznia. Potem, wraz z lepszą znajomością języka obcego, można przechodzić na wyłączne użycie języka obcego na lekcjach.
Mogę przytoczyć tu moje doświadczenia pracy z uchodźcami w Niemczech. Pamiętam, jak nieraz było mi trudno coś im wytłumaczyć. Gdyby mówili jednym językiem, to bym się go nauczyła. W jednej grupie miałam jednak uczniów z różnymi językami ojczystymi, jak perski, arabski, kurdyjski i różne języki afrykańskie. Pamiętam też przypadek dziewczyny z Nigerii, której językiem ojczystym był angielski (tak właściwie miała dwa języki ojczyste, drugiego nie pamiętam), jednak jej wymowa była tak inna, tak różna od wymowy w Wielkiej Brytanii, że nie mogłam jej zrozumieć.
Dochodziła do tego trudność polegająca na odmiennej mentalności. To, co dla mnie było oczywiste, im było nieznane. Dlatego mogę z doświadczenia powiedzieć, że łatwiej i lepiej jest mówić z uczniami wspólnym językiem. Są sytuacje, kiedy jest to niemożliwe – jak w Niemczech. Nie oznacza to, że nauczanie jest niemożliwe – jest jednak znacznie trudniejsze.
W mojej obecnej pracy podoba mi się też to, że mam okazję lepiej poznać słownictwo związane z samochodami. Prowadzę ogólne kursy języka niemieckiego, jednak osoby, które mają kursy indywidualne, nieraz chcą się poduczyć języka biznesowego. Przy okazji ja mogę nauczyć się tego słownictwa po hiszpańsku, gdyż zawsze sprawdzam tłumaczenie.
W kolejnym poście z tej serii napiszę o pracy nad projektami.
Witam ☺często czytam Pani posty i jestem pełna podziwu dla pani pracy i wielkiej sile tworzenia swojego życia tak pełnym i interesującym.Życzę Pani aby na swojej życiowej drodze spotykała Pani tylko dobrych ludzi.Wracając do tematu zdecydowanie lepiej uczyć się języka od osoby znającej nasz język.Pozdrawiam
Dziękuję za komentarz i za miłe słowa. Staram się, żeby moje życie było ciekawe i pełne emocji 🙂