Na Facebooku znalazłam link do artykułu o uczeniu się języków obcych i postanowiłam się do niego odnieść. Polecam, bardzo ciekawy tekst:
Bardzo chciałabym kiedyś zostać hiperpoliglotką, to zapewne kwestia czasu. Na razie znam 5 języków obcych (3 płynnie, 2 na poziomie średnim i nadal się ich uczę). Artykuł ten zainteresował mnie i odnalazłam w nim wiele rzeczy, które mogłabym o sobie napisać.
Często jestem pytana o to, jak się nauczyłam języków obcych i czy się mi nie mieszają, ale kiedy o tym pomyślę, to widzę, że pytają mnie o to ludzie, którzy znają tylko jeden język obcy lub żadnego. Mam wrażenie, że chcieliby usłyszeć ode mnie o jakiejś cudownej metodzie, której oczywiście nie ma. Uczenie się języków obcych sprawia mi wiele radości i jestem pewna, że w tej chwili znałabym przynajmniej 15, gdybym tylko miała więcej czasu na naukę, gdybym mogła się tylko na tym skupić.
Pisząc o swoich doświadczeniach, będę odnosić się do fragmentów tekstu. Zacznijmy od tego:
Arguelles, podobnie jak inni hiperpoligloci, podkreśla znaczenie systematycznej pracy w samotności: czytania, studiowania i ćwiczenia gramatycznych struktur. Stosuje własną technikę, którą nazywa „shadowing”: ucząc się podczas spaceru, głośno wykrzykuje nowe wyrazy, które słyszy z walkmana. „Przez sześć lat, zanim się ożeniłem i miałem dzieci, uczyłem się po 16 godzin dziennie, przedzierałem się przez teksty po irlandzku, persku, napisane w hindi, po turecku czy w suahili. Stopniowo we wszystkich tych językach zaczęły formować się znaczenia. I coraz więcej dzieł literackich stawało przede mną otworem” – pisze Arguelles.
Tak, mogę to potwierdzić. Systematyczna praca jest oczywiście niezbędna. Trzeba siedzieć nad książką, analizować, porównywać. Metoda ze słuchaniem jest bardzo dobra. Mam wiele kursów na mp3 i kiedy jadę dokądś pociągiem, to zawsze słucham wybranych nagrań. Z biegiem czasu rzeczywiście dzieła literackie stają otworem. Można je czytać w oryginale. Dodatkowo ja zagłębiam się też w sztukę czy w muzykę. Znajomość języka obcego ułatwia ich zrozumienie, ponieważ kiedy uczymy się języka obcego, poznajemy również kulturę. Lepiej zrozumiem danego artystę, jeśli znam język, w jakim mówił / mówi.
Im więcej języków znał, tym łatwiej przychodziła mu nauka kolejnych: w miarę nauki uczący uświadamia sobie istnienie struktur wspólnych dla wszystkich języków. Doświadczenie to zdaje się potwierdzać hipotezę wysuniętą w latach 60. XX wieku przez Noama Chomsky’ego o istnieniu gramatyki uniwersalnej, leżącej u podłoża wszystkich języków na Ziemi.
Tak, również z tym się zgodzę. Im więcej języków obcych się zna, tym łatwiej jest dalej. Mimo że obecnie uczę się języka fińskiego, który jest całkiem inny od języków, których uczyłam się wcześniej, to jest mi łatwiej. Słówka szybciej wchodzą do głowy, mimo że nie przypominają słówek z innych języków (np. kielioppi – gramatyka, puhelin – telefon, tietokone – komputer). Z biegiem czasu wszystko się układa, trzeba tylko mieć cierpliwość. Każdy język jest logiczny, każdy jest układanką i wcale nie trzeba być dobrym z matematyki, aby elementy układanki ułożyć w całość.
Czy rzeczywiście wystarczy upór i mnisia praca, by opanowywać kolejne języki obce? Wielu badaczy sądzi, że u podłoża takiej pasji leży talent, a może nawet wyjątkowa architektura struktur mózgowych. Że rzeczywiście coś takiego może istnieć, pokazuje przypadek Emila Krebsa, żyjącego na przełomie XIX i XX wieku niemieckiego dyplomaty, znającego 68 języków. Krebs ofiarował nauce w spadku własny mózg. Badania przeprowadzone tuż po jego śmierci przez Oskara Vogta wykryły ponadprzeciętną gęstość neuronów w ośrodku Broki, parzystej, występującej w obu półkulach mózgu strukturze odpowiadającej za funkcje językowe. Z kolei badania przeprowadzone przed kilku laty przez naukowców z uniwersytetu w Düsseldorfie wykazały, że u Krebsa pewien fragment obszaru Broki był niezwykle rozrośnięty nie tylko w lewej półkuli (czego można się było spodziewać, skoro ta półkula odpowiada za zdolności lingwistyczne), ale także w prawej. W innym fragmencie obszaru Broki zanotowano niespotykaną asymetrię. Na razie naukowcy nie są w stanie zinterpretować tych wyników, ale sądzą, że wyjątkowość zbadanych obszarów mózgu Krebsa może być źródłem jego językowego talentu.
Tego oczywiście nie wiem, ale już dawno zdecydowałam, że po mojej śmierci moje ciało trafi do pewnej akademii medycznej, już dawno załatwiłam odpowiednie rozporządzenie – studenci medycyny muszą się w końcu z czegoś uczyć, także może odkryją coś ciekawego w moim mózgu 🙂
Czy można przyjąć tezę, że ludzie o szczególnych uzdolnieniach językowych to rodzaj sawantów – osób, które niczym filmowy Rain Man są genialne tylko w jednej dziedzinie, a w innych obszarach życia nieporadne jak dzieci? Zdarzają się przypadki takich właśnie geniuszy językowych. Najbardziej spektakularnym przykładem jest Daniel Tammet, 33-letni Brytyjczyk, który ma nie tylko talent do języków, ale również do matematyki. Jest też mistrzem w zapamiętywaniu i rekordzistą Europy w recytowaniu cyfr po przecinku w liczbie Pi (zna ich 22514). Jednocześnie jest epileptykiem i cierpi na autyzm. Jego talenty językowe najlepiej ilustruje sposób, w jaki nauczył się islandzkiego, uważanego za jeden z trudniejszych języków. Nie znając go kompletnie, Tammet wybrał się na Islandię i po tygodniu intensywnego kursu wystąpił w islandzkim programie telewizyjnym, swobodnie konwersując z prowadzącymi.
Zgodziłabym się z tym po części. Ze mną rzeczywiście jest tak, że uczenie się języków obcych jest chyba moim jedynym talentem. Może mam inne, ale w tej chwili o tym nie wiem. Radzę sobie z codziennością, ale czasami nie mam pojęcia jak daję radę i jak to wszystko ogarniam. Gdybym mogła, to tylko bym się uczyła.
Nowe języki zawsze będą jakby w oddzielnej przegródce (choć nie w oddzielnym obszarze mózgu). O ile więc hiperpoliglota jest w stanie opanować wiele języków, żadnego z nich nie będzie znał w takim stopniu jak ojczysty. Inna trudność w byciu hiperpoliglotą polega na tym, że języki to nie tylko słowa i struktury gramatyczne, ale także kontekst kulturowy, w którym występują. Opanowanie języka wymaga więc też ogromnej wiedzy, a nabycie jej wymaga czasu. Im więcej zna się języków, tym trudniej znaleźć emocjonalny kontakt ze wszystkimi kulturami, które te języki reprezentują.
Oczywiście tak, język ojczysty rządzi w naszym mózgu. Ja często myślę po niemiecku, ale wynika to z tego, że w tym języku mówię najwięcej. Często chcę coś przetłumaczyć z niemieckiego na polski. Wiem, co dane słowo oznacza, ale polski odpowiednik za nic nie przychodzi mi do głowy. Częściej używam słownika niemiecko-polskiego niż polsko-niemieckiego. Kontekst kulturowy oczywiście nie powinien być zaniedbywany w procesie nauki, bez niego nie nauczymy się języka obcego skutecznie.
Na końcu artykułu znajdziecie garść praktycznych porad, ja o moich pisałam już wielokrotnie:
Przyszła mi do głowy metoda, o której jeszcze nie pisałam, a która jest bardzo ciekawa. Dla mnie zawsze była oczywista i myślałam, że wszyscy robią tak samo, ale okazało się, że wcale tak nie jest. Napiszę o niej niedługo.
Nauka wielu języków i hiper poliglotyzm zawsze mnie fascynowały. Nie marzyłam nigdy o 30-50 językach, ale mam około 10, w których chciałabym się swobodnie komunikować i czytać teksty i oglądać filmy. Czytałam niedawno artykuł, w którym autor twierdził (na pewno nie on jeden), że nie da się opanować kilku-kilkunastu języków na podobnym, wysokim poziomie. Szlifowanie wymaga czasu, a jeśli dołożymy do tego naukę nowych, to może nam nie starczyć czasu na rozwój już nauczonych języków.
Też jestem z tych, którzy chyba nie mają innych talentów. Nauka, szczególnie niemieckiego, zawsze sprawiała mi dużo mniej kłopotów niż nauka np fizyki czy matematyki.
Natomiast nie uważam, aby tylko osoby o tzw talencie językowym były w stanie w satysfakcjonujący sposób nauczyć się jednego lub więcej języków. Ten talent to 1%, a 99% to ciężka praca i każdy, kto się przyłoży jest w stanie osiągnąć zadowalające wyniki. Z tym że niektórzy muszą włożyć więcej wysiłku niż inni.
Również zapoznałam się z tym artykułem. Na ogół zgadzam się z tezami tam zawartymi. Jednak nawet dla najbardziej wytrwałych barierą jest czas. Chyba, że wykonujemy pracę związaną tylko i wyłącznie z językami obcymi.
Ponadto myślę, że hiperpoligloci są teraz w modzie. Zwłaszcza, że wiele osób na świecie może pochwalić się znajomością kilku języków obcych – nie przyciąga to już tak bardzo uwagi innych.
Zgadzam się z Tobą. Każdy jest się w stanie nauczyć, jeśli ciężko pracuje. Ja w szkole więcej wysiłku musiałam wkładać w matmę czy fizykę, do tej pory mam fatalne wspomnienia z tamtego czasu…
Zgadzam się też z tym, że nie da się opanować więcej niż powiedzmy, trzech języków, na biegłym poziomie.
Ja znajduję tyle czasu, ile tylko mogę. Normalnie pracuję od 7 do 21:30, od poniedziałku do niedzieli, także uczę się wtedy, gdy przypadkiem uda mi się mieć wolną chwilę 🙂 Gdybym miała czas, to już nawet hindi bym znała 🙂
Widzę, że dzisiaj dzień pisania wpisów na podstawie polecanych przeze mnie na Facebooku artykułów 😀
Zauważyłam, że coraz więcej jest osób, które znają po kilka języków. Dwa języki obce to już norma i "nie ma się czym chwalić". Ja bardzo chciałabym nauczyć się jeszcze jakiegoś języka, ale ciągle brakuje mi na to czasu. Poza tym nie wiedziałabym, który ostatecznie wybrać.
Chyba muszę sobie postawić przed sobą cel typu "Przed 30-stką naucze się języka X" 😉
Ja sobie postawiłam cel, żeby do trzydziestki nauczyć się pięć języków obcych 🙂
Kurde znam tylko trzy…. trzeba się wziąć do pracy!
Też mam podobny cel, by do 30stki znać co najmniej 5 języków.
Ale to jeszcze 3 lata więc sporo czasu ;-))
Mi z kolei dużo pomaga mówienie i słuchanie. Czytanie jakoś nie pomaga mi w utrwalaniu słówek. A wystarczy, że w rozmowie czy w telewizji usłyszę jakieś słowo raz i potrafię je zapamiętać. Chyba jestem bardziej słuchowcem… Trzeba metody nauki dopasować do samego siebie. Na każdego działa co innego.
Ja nie jestem ani wzrokowcem, ani słuchowcem. Uczę się na zasadzie skojarzeń, zawsze tak robiłam.
Wiem z własnego doświadczenia, że nie ma innej wiedzy która tak szybko wyparowuje z głowy jak język obcy. Zdawałam maturę z francuskiego, czytałam w tym języku swobodnie a dzisiaj nie jestem w stanie sklecić poprawnie zdania. Nauczyć się to jedno a utrzymać język w dobrej kondycji to druga sprawa. Jak dbasz o dobrą formę twojej piątki?
Co prawda, to prawda. Organ nieużywany zanika. Z niemieckim, wiadomo, mam kontakt codziennie. Po angielsku rozmawiam ze znajomymi Anglikami, oglądam seriale po angielsku i uczę się z nich. Codziennie czytam wiadomości po angielsku. Po hiszpańsku oglądam seriale i czytam. Po francusku czytam rzadziej, ale słucham dużo muzyki po francusku i staram się rozumieć, o czym śpiewają. Co do fińskiego, to co tydzień mam lekcję z dobrą nauczycielką.
Aha, seriale oczywiście w oryginale. Jeśli z napisami, to tylko z angielskimi czy hiszpańskimi.
Jak tak myślę o tym – nauce i podtrzymywaniu języka – to chyba faktycznie nie zostaje mi nic innego jak zacząć oglądać seriale 🙂 Muszę sobie coś znaleźć dobrego. Co polecasz z seriali po niemiecku, angielsku i francusku?
Pozwolę sobie częściowo odpowiedzieć na Twoje pytanie, Beata :).
Z niemieckich seriali najbardziej przypadł mi do gustu Der Tatortreiniger. Odcinki są krótkie i mega zabawne. Dużą popularnością cieszy się też kryminalny kultowy serial Der Tatort i zakończony satyryczno-prześmiewczy Stromberg. Z krótszych bardzo podobał mi się Das Adlon. Eine Familiensaga. Trochę słabszy, ale za to z epoki jest Weissensee (rzecz się dzieje ok 1980 roku w DDR). Do tego dochodzą te wszystkie seriale, które można czasem obejrzeć w Polsce o dziwnych porach: Alarm für Cobra 11, Komissar Rex itp. Zależy, jakie klimaty Cię interesują :).
Kryminał to jak najbardziej moja bajka 🙂
Obyczajowy też może być.
Współczesne, by język był nie jakiś tam z epoki dam i książąt.
Zgadzam się z opinią, że ludzie dzielą się na tych z talentem do nauki języków i tzw. beztalencia. Zgodzę się również, że dzięki ciężkiej pracy nawet "beztalencie" nauczyć się obcego języka może – jest taki okaz w mojej rodzinie. Ale znam też osobę, która bardzo szybko uczy się języków obcych ze słuchu i nie wykonuje w tym kierunku żadnego wysiłku. Więc ta proporcja wcześniej cytowana, czyli 1% talent 99% ciężka praca są w tym wypadku mocno zachwiane.
No właśnie, przypadek. Wyjątki od reguły oczywiście zawsze są 🙂
Ja najbardziej lubię filmy i seriale historyczne, także trudno mi polecić jakiś współczesny, w sumie tylko Der Tatort trochę znam.
No widzisz. A ja mam tak, że jak coś usłyszę to od razu kojarzy mi się z konkretną sytuacją przez co lepiej to pamiętam. Coś na podobnej zasadzie jak piosenki. Nie uczę się na pamięć a zapamiętuję mimo woli.
Grunt to odkryć metodę dla siebie. Niestety w szkołach jest to moim zdaniem zaniedbywane
Jeśli masz Netflixa albo Amazon Prime to Der Tatortreiniger tam jest. A jeśli nie to na próbę obejrzyj sobie pierwszy odcinek na Youtubie. Przy czym ja się wkręciłam w ten serial tak od 2-3 odcinka :).
Niemcy (zakładam, że Austriacy też) uwielbiają kryminały, w każdej formie. Książek jest w bród, a z seriali sprawdź sobie jeszcze Mord mit Aussicht (kryminalno-komediowy), Im Angesicht des Verbrechens, KDD – Kriminaldauerdienst, Heiter bis tödlich.
Weissensee jest o tyle kostiumowy, że akcja dzieje się w latach '80, ale język jest współczesny :).
Kryminały w Polsce też są chyba teraz dosyć popularne. Nie mam niestety czasu na oglądanie, ale może kiedyś 🙂
Oj, ta notka przypomniała mi, kiedy pisałam swoją maturę z niemieckiego, bo uczyłam się tego języka intensywnie w liceum :)) dawno temu…. Pierwszy raz z moją z klasą w 2009, ale postanowiłam poprawić wynik po dwóch latach i to z sukcesem. Myślę, że było warto bo za wynikiem dwucyfrowym 94% przez ten cały okres szkoliłam słownictwo, powtarzałam gramatykę i skupiłam się na słuchaniu nagrań z podręczników do nauki języka niemieckiego, część pochodziła z PWN i dzięki temu miałam kontakt z językiem, bo jak wiadomo na studiach jest z tym co raz gorzej, a zajęcia lektoratu często są tragiczne tak, jak na moim uniwerku.
Niebawem zbliża się urlop i postanowiłam powtórzyć mój niemiecki! dzięki za cenne rady i refleksje,
Podobno rozmowa jest też dobrą lekcją języka obcego jak się już ma w coś w głowie i człowiek wie co nie co na czym polega sprechen. Ale tak na dobrą sprawę jak ktoś nie jest zmuszony (jak np. ludzie żyjący w BRD na stałe) to nie rozmawia (choć jak wynika również z Pani blogu, to nie koniecznie). Paradoksem jest to, że mieszkając przy granicy (jak ja) teoretycznie ma się możliwość obycia z rozmówcą i jest to dobry grunt jeśli chce się tam pracować czy wyjechać i żyć na stałe. Ale tyle z teorii, no bo jakie mamy możliwości rozmowy?, jedynie chyba w sklepie-jak już koniecznie trzeba się o coś spytać. Ale temat zakupów to raczej nie cały niemiecki. Mam jakąś tam znajomość języka(dla mnie to jest więcej niż podstawowa ale duuużo mniej niż komunikatywną-komunikatywnie to rozmawiają ze sobą Niemcy) ale brak mi tego cholernego osłuchania, oswojenia z językiem, to frustrujące. Nie będę zaczepiał przecież ludzi na ulicy (!). A druga sprawa jest taka, że jak ktoś nie jest komunikatywny w swoim języku (nie mylić z mówieniem poprawną polszczyzną-wygadany) to wydaje mi się, że ciężko mu będzie się otworzyć w obcym języku-ja tak bynajmniej mam. Gdzieś przeczytałem wypowiedź jakiejś germanistki, że Ci co się boją mówić-są najgorsi do nauki. Mnie jak jakiś Niemiec nawet zapyta o drogę to najpierw myślę jak by tutaj wyjść z twarzą i nie zrobić z siebie niemowy ale jednocześnie podświadomość mówi mi, żeby nie wchodzić dalej w rozmowę, sprawić wrażenie, że nie mam czasu. Przy takiej rozmowie i tak gdzież z 30% moich umiejętności językowych uchodzi z głowy, bo stres itd. Ile razy tak miałem, że po czasie do mnie dochodziło, co kto ode mnie chciał i jak mogłem mu lepiej tego nie wyjaśnić, mój mózg nie nadążył z przetwarzaniem danych:]. Mogę sobie jedynie porozmawiać sam ze sobą, powielając nieświadomie pewne błędy. Dobra wylałem swoje żale, dziękuję za uwagę.