Póki jeszcze mam wenę, to napiszę kilka słów o tłumaczeniach ustnych. Wielu osobom się wydaje, że tłumaczenia pisemne są łatwiejsze, bo jest wtedy czas na zastanowienie się i na dokładną analizę każdego zdania. Ja myślę jednak, że łatwiej jest tłumaczyć ustnie. Często to robię i nie sprawia mi to żadnej trudności. Tłumaczyłam ustnie już w różnych miejscach: na konferencji, na delegacji, w urzędach, w szpitalu albo w Caritasie. Wielu Polaków często prosi mnie, żebym z nimi poszła na rozmowę do urzędu, do lekarza, do banku itp. Do tłumaczeń ustnych trzeba znać język naprawdę płynnie. Nie wystarczy znać go powierzchownie, bo wtedy wychodzą głupoty, ale jeszcze kiedyś o tym napiszę. Nieraz byłam zaskoczona rzeczami, których dowiedziałam się od innych, a które mijały się z prawdą. Często okazywało się, że tłumaczył Polak, który znał niemiecki ze słuchu.
Tłumaczenie w urzędach jest bardzo proste. Trochę trudniej jest w szpitalu albo u lekarza, bo trzeba znać fachowy język. Wystarczy jednak trochę przygotować się ze słownictwa i można tłumaczyć bez problemu. Znam całkiem nieźle słownictwo medyczne z kilku dziedzin.
Często tłumaczyłam dla dyrekcji niemieckiej szkoły, w której pracowałam, kiedy były wymiany z polską szkołą.
W zeszłym tygodniu miałam okazję tłumaczyć dla nadleśnictwa w moim mieście, które gościło delegację z Polski, a dokładniej z Wisły. Potrzebowali tłumacza ustnego. We wtorek tłumaczyłam w muzeum wulkanów. W pobliskich górach Eifel jest dużo wulkanów. Teren ten jest pod tym względem niezwykły, gdyż znajdują się tu specyficzne wulkany. W muzeum tłumaczyłam o tym, jak powstają wulkany, o skamieniałościach itp. Potem byliśmy oglądać wulkany. Słownictwo z zakresu geologii też nie jest mi obce, także wszystko się udało.
W środę tłumaczyłam zaś w lesie: gatunki drzew, drzewostany itp. Było zabawnie, gdyż strasznie lało i byłam cała w błocie. No cóż, do wyposażenia tłumacza nie wliczają się kalosze. Dobrze przynajmniej, że szef nadleśnictwa wcześniej uprzedził mnie przez telefon o wycieczce do lasu, bo inaczej zjawiłabym się tam w butach na obcasach. Wesoło tłumaczyłam więc o gatunkach drzew, kiedy zdałam sobie sprawę, że znam nazwy drzew po niemiecku, ale nie wiem nawet, czym różni się buk od dębu. Zwierzyłam się z mojego dylematu niemieckiemu leśniczemu, na co on zerwał liście z drzew i wyjaśnił mi, jak wygląda buk, a jak dąb. Człowiek uczy się przez całe życie. W tamtym momencie śmiałam się sama z siebie, ale cóż: czasy, kiedy robiło się zielniki na biologię, dawno już minęły. Odróżniam drzewa liściaste od iglastych i to musi wystarczyć. Następnie tłumaczyłam funkcjonowanie Harvestera, czyli maszyny używanej tutaj do ścinania drzew na zboczach. Słownictwo z zakresu maszyn też znam, także tłumaczyłam na luzie. Niesamowite było zobaczyć z bliska, jak ta maszyna ścina drzewo. Będę szczera, kiedy powiem, że było to zachwycające. Przy okazji poznałam tutejszego dyrektora nadleśnictwa oraz leśniczych z okolicy. Byli bardzo zadowoleni z mojej pracy i ja też byłam z siebie zadowolona. Tłumaczenie ustne jest dla mnie bardzo przyjemne, więc czułam, jakbym dostała pieniądze za nic. Odpowiada to mojej dewizie życiowej: robię tylko to, co chcę robić i nic nie muszę.
W zakresie tłumaczeń ustnych trzeba się cały czas rozwijać. Od czasu do czasu siadam i uczę się słówek z różnych fachowych dziedzin, bo takiego słownictwa po prostu się nie zna. Gdybym nagle miała tłumaczyć np. na konferencji matematyków, to oczywiście wcześniej musiałabym się odpowiednio przygotować. Wulkany i las to znajome mi tematy, ale nie na każdej dziedzinie można się znać. Fakt, że lubię tłumaczyć ustnie, przyczynia się być może do tego, że nie odczuwam wtedy żadnego stresu i że szybko znajduję w głowie słowa. Być może byłoby inaczej, gdybym tłumaczyła np. w jakiejś instytucji, gdzie chodziłoby o wielkie pieniądze, ale pewnie jeszcze się o tym przekonam.
Szkoda, że tutejsze nadleśnictwo pewnie nieprędko będzie znowu miało delegację z Polski. Okazja do tłumaczenia ustnego na pewno trafi się znacznie szybciej. Podczas takiej pracy można się wiele nauczyć, bo skąd bym inaczej wiedziała, jakie drzewa dominują w okolicznych niemieckich lasach, jakie są rodzaje wulkanów albo jak wyglądał pierwszy gatunek konia, który zjawił się na naszej planecie?
Man lernt nie aus.
Świetne doświadczenie! W pracy z językami to właśnie jest fajne, że często nie ograniczasz się do jednej dziedziny. Mi zdarzyło się tłumaczyć rozmowę biznesową po kostki w błocie, także znam ten ból ;).
Jeśli chodzi o różnicę między tłumaczeniami ustnymi i pisemnymi to jedna z moich wykładowczyń na uni powiedziała na ten temat kiedyś coś ciekawego i myślę, że prawdziwego – i jeden i drugi rodzaj tłumaczeń może być trudny i wyczerpujący, zależy na jaki temat się trafi. Ale w dłuższej perspektywie to tłumaczenia pisemne są bardziej rozwijające niż ustne. Człowiek ma czas, żeby sprawdzić słownictwo i struktury gramatyczne i się czegoś przy okazji nauczyć. W tłumaczeniach ustnych tylko się produkujesz, nie ma czasu sprawdzać po słownikach nowych słówek (nie mówimy tu o wcześniejszym przygotowaniu, z resztą nie można wszystkiego przewidzieć), a czasem dochodzi też jeszcze do tego stres, który swoje robi.
Tak, masz racje. Ja i tak duzo tlumacze pisemnie, chociaz ustne tlumaczenia to moim zdaniem wieksza przygoda. Mam nadzieje, ze niedlugo znowu sie trafi. Gdyby nie tlumaczenia ustne, to wielu rzeczy bym nie zobaczyla. Mnie takie tlumaczenie w ogole nie stresuje, no ale zapewne zalezy to od sytuacji.
Tłumaczenia i ustne, i pisemne, niesamowicie rozwijają człowieka, bo poszerzają słownictwo, polepszają pamięć i wiele wiele innych plusów.
Ja osobiście mam jakiś lęk przed tłumaczeniem ustnym. Może za mało ćwiczeń? Jak się do takich tłumaczeń przygotowujesz? Jak się ich uczyłaś na początku swojej drogi?
Tłumaczenie ustne dostarczają jedynych w swoim rodzaju emocji – super doświadczenie. Bardzo wciągająca sprawa – chcesz coraz więcej i coraz większych konferencji 😉