Dzisiaj chciałabym wspomnieć o mojej nowej pracy. Nie zmieniłam pracy, lecz doszło mi nowe zajęcie. Bardzo się cieszę, gdyż moja nowa praca jest pracą w moim zawodzie, czyli nauczycielki niemieckiego jako języka obcego, a to jest to, co lubię robić najbardziej.
Kiedy kilka tygodni temu byłam przedstawić się w urzędzie ds. migrantów w Trier, dowiedziałam się, że jest ogromne zapotrzebowanie na osoby w moim zawodzie. Oglądam codziennie wiadomości w niemieckiej telewizji, słyszę o setkach tysięcy uchodźców, ale nigdy nie pomyślałam, że mogłaby to być szansa dla mnie. Nawet jeśli taka myśl się pojawiła, to przy mojej wypełnionej dobie nie miałam nawet czasu się tym zająć. Zapytano mnie, czy mogę uczyć niemieckiego w trzech szkołach (jedna w moim mieście, dwie w innym). Oczywiście odpowiedziałam twierdząco. Dostałam więc łącznie 12 godzin w tygodniu.
W jednej szkole mam grupę polskich dzieci, w dwóch pozostałych dwie grupy uchodźców. Na razie mogę opisać moje pierwsze wrażenia. Są to ludzie z Syrii, Erytrei, Somalii, Iraku, Afganistanu. Dodatkowo są także osoby z Turcji. Uczą się oni zawodu.
Kiedy poszłam na pierwsze zajęcia, to nie miałam pojęcia, jaki poziom mają moje grupy. Jako doświadczona nauczycielka niczego się nie bałam. Miałam ze sobą materiały na każdy poziom, a poza tym mogę poprowadzić każdą lekcję spontanicznie. Wystarczy, że ustalę jej temat. Wszystkie pomysły są w mojej głowie.
W jednej grupie są osoby będące już dłużej w Niemczech. Znają już trochę niemiecki. Polubiłam tę grupę, jak na razie dobrze się razem uczymy i bawimy. Ostatnio pracowaliśmy nad rozumieniem tekstu czytanego, poziom A2. Robię z nimi również ćwiczenia ortograficzne i gramatyczne.
Druga grupa jest zupełnie inna. Są to osoby, które nie umieją czytać i pisać. Tylko jeden chłopak umiał pisać, lecz w swoim języku ojczystym – perskim – w nim są bardzo dziwne dla mnie znaki. Prowadzę więc kurs niemieckiego z alfabetyzacją, co jest dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem. Już zaopatrzyłam się w moje podręczniki, ale większość treści lekcji to i tak moja inwencja twórcza.
Na zajęciach z nimi cały czas coś mnie zaskakuje i widzę, jak bardzo muszę się pilnować. Na początku trudno było mi się od nich dowiedzieć, które to imię, a które nazwisko. W końcu się udało 🙂 Wcześniej mieli już kilka lekcji z alfabetu łacińskiego, ale dalej litery im się mylą, opuszczają je przy przepisywaniu. Trudno im połączyć głoskę z literą lub literami. Musimy dojść małymi krokami do celu.
A dlaczego muszę się pilnować? Zdałam sobie sprawę, że europejski sposób nauczania jest dla nich całkiem obcy. Jednym razem chciałam z nimi ułożyć domino do tematu „Tiere”, a okazało się, że oni w ogóle nie znają czegoś takiego jak domino. Cały czas mi je rozwalali 🙂 W końcu jakoś im pokazałam, żeby nie dotykali tych karteczek i sama ułożyłam to domino, to wiedzieli, o co chodzi 🙂
Na tej samej lekcji pokazywałam im obrazki z meblami i sprzętami domowymi. Nazywaliśmy rzeczy na obrazkach. Na jednym z nich był dywan, więc powiedziałam: „Das ist vielleicht ein Teppich” (To może dywan). Nie wiem dlaczego powiedziałam „vielleicht” (może), bo jasne, że na obrazku był dywan. Spontanicznie. Oni więc pomyśleli, że „dywan” to po niemiecku” Vielleichtteppich” (możedywan) i cały czas tak potem mówili 🙂 Musiałam im wytłumaczyć, że „dywan” to tylko „Teppich”.
Na razie bazuję na wizualizacji. Ostatnio pokazywałam rzeczy znajdujące się w klasie i różne, które miałam ze sobą. Jak zawsze nazywaliśmy je po niemiecku. Uczniowie pozytywnie mnie zaskoczyli, pokazując mi na długopisy i zeszyty i dając w ten sposób znak, że chcą te wyrazy też napisać. Miło 🙂 Chłopak z drugiej grupy sam pytał mnie, czy może długi tekst przepisać 2 razy, bo musi ćwiczyć pisanie po niemiecku. Bardzo miło 🙂
Na co dzień słyszy się o analfabetach, ale nie można zdawać sobie sprawy, co to właściwie znaczy. Oczywiście nie mogę wczuć się w sytuację uczniów z drugiej grupy, ale mogę próbować sobie wyobrazić, jak trudno musi być, jeśli można zdawać się tylko na rozpoznawanie symboli…
Jestem szczęśliwa, że mogę zdobyć takie doświadczenia zawodowe. Od czasu do czasu będę zdawać relację.
Na kursie alfabetyzacji korzystam np. z następujących podręczników:
Poza tym z wielu innych materiałów, które zgromadziłam przez lata nauczania.
W tym miejscu pragnę podziękować wszystkim, którzy dali mi na Facebooku rady dotyczące alfabetyzacji 🙂
Miałam również napisać o obiedzie, na który zostałam zaproszona przez znajomego Niemca. Obiecał, że będzie coś polskiego do jedzenia i słowa dotrzymał. Wszystko mi smakowało, ale najbardziej mięso z sosem. Było tak, ponieważ smak był identyczny jak u mojej mamy. Wielokrotnie próbowałam go sama odtworzyć, ale nigdy nawet nie zbliżyłam się do tego smaku. Byłam bardzo zaskoczona, że gdzieś może smakować tak samo. Poza tym były ziemniaki z jakąś polewą. Nie pytałam, jaką, bo było tyle tematów do rozmowy, że nie zapytałam o jedzenie. Poza tym rosół, który bardzo, bardzo mi smakował. Prawie jak u mamy 🙂
Gratuluję! Miło czytać, że ktoś się spełnia zawodowo 🙂
Ciężko mi było wyobrazić sobie naukę języka kogoś, kto nie potrafi czytać i pisać. Ale to może kwestia doświadczenia?
Czekam na kolejne relacje po kilku tygodniach.
Tak, wszystko jest kwestią doświadczenia. To trochę jak z dziećmi, chociaż jest mimo wszystko inaczej, bo są to dorośli ludzie. Muszą się uczyć równocześnie czytać i pisać, a poza tym po niemiecku. Jest to konieczne, ponieważ uczą się zawodu, dlatego nie mogę czekać z czytaniem i pisaniem.
Bardzo ciekawe, czekałam na relację się doczekałam. Ja kiedyś uczyłam uchodźców, ale to byli uczniowie z Czeczenii, piszący I czytający. I w polskiej szkole, wśród naszych uczniów. Nie było z nimi łatwo. Podziwiam Cię za entuzjastyczne podejście.:-)
Dzięki. Mam nadzieję, że entuzjazmu mi wystarczy, ale myślę, że tak, bo lubię uczyć 🙂
Cześć !
Ja także czekam na relacje !
Pozdrawiam
Naprawdę ciekawe, słysząc wcześniej już o tym doświadczeniu na facebooku bardzo czekałam na tą relację. To dobrze, że wszystko się świetnie udaje i że przede wszystkim nie obiłaś się o różnice kulturowe – na przykład jeśli chodzi o postrzeganie kobiet w kulturze Bliskiego Wschodu.
Jeśli chodzi o ten "vielleichttepich" to ja miałam podobnie z przedszkolakami. Zapytałam: "Yes or no?" I dzieci mi odpowiedziały: "Orno!" Później musiałam długo walczyć, żeby ich tego oduczyć 😉
Tak to jest, trzeba się pilnować 🙂 O różnice kulturowe pewnie się jeszcze obiję.
Będą 🙂
Ciężkie wyzwanie przed Tobą. Ciekawa jestem czy się uda i czy faktycznie tej drugiej grupie uda się nauczyć alfabetu w obcym kraju a dalej języka. Bardzo ciekawa relacja. Pozdrawiam.
Ciężkie, ale bardzo ciekawe 🙂
Próbuje sobie wyobrazić nauczenie kogoś z kim nie mogę się w sumie komunikować, bo dopiero uczy się języka wspólnego dla nas a do tego nie znającego nawet alfabetu… to dla mnie coś trudnego do ogarnięcia.
Powodzenia Magda. Czekam na kolejną relacje 🙂
To rzeczywiście trudne, ale nie jest niemożliwe. Daję radę 🙂
Bardzo lubię czytać Twoje relacje z różnych przygód. Zawsze jestem ciekaw jakie poglądy mają obcokrajowcy na różne tematy światowe. Jak nauczysz uchodźców trochę niemieckiego to możesz ich popytać o jakieś doświadczenia życiowe. To również mogą być ciekawe historie. Równie dobre co te opowiadane przez Niemców pamiętających jeszcze czasy II wojny światowej.
Swoją drogą zawsze się zastanawiam jaka liczba uchodźców pracuje tudzież zamierza podjąć pracę a jaka liczy tylko na ten syty niemiecki socjal. Ciekawe czy są na ten temat jakieś badania. Muszę poszukać ;-))
Czekam na dalsze relacje!
Nie wiem, czy są jakieś badania na ten temat, ale wynik zapewne byłby ciekawy. Zapewne jakaś część liczy na pomoc społeczną i ją dostanie. Kilka dni temu w wiadomościach mówili o tym, że trudno będzie przystosować tych ludzi do potrzeb niemieckiej gospodarki.
Faktem jest, że ludzie protestują. U mnie też się zaczęło…
Hej Magda. Wchodzę coraz częściej na Twój blog i uważam, że posty są bardzo ciekawe. Mam ogromną prośbę, opisz proszę jak " zwykli" Niemcy reagują na coraz większą falę uchodźców, co sądzą o polityce kanclerz Merkel? Niestety media w Polsce nie są obiektywne…a w kraju demonstracje, protesty i rosnąca niechęć do islamu. Myślę, że wielu zainteresuje ten temat.
To naprawdę odpowiedzialne zadanie. Podziwiam Twój zapał i motywację 🙂
Pozdrawiam!
http://joanna-mirek.blogspot.com/
http://kaiserin-sissi.blog.onet.pl/
Bardzo ciekawe wyzwanie przed Tobą, które na pewno jeszcze bardziej uwrażliwi Cię na ucznia i wpłynie na Twoje postrzeganie roli nauczyciela. Czekam na ciąg dalszy 😀
Na pewno o tym napiszę 🙂
Będę zdawać relację co 2-3 tygodnie 🙂
Dzięki 🙂
Witam, jak można napisać do Pani prywatną wiadomość ? Jesli była by Pani tak miła proszę podać maila 🙂
Pozdrawiam!
Można napisać do mnie na adres: msurowiec2010@gmail.com
Dopiero trafilam na tego bloga poprzez Jo ze Szwajcarskiego Blabliblu i pewnie zostane na dluzej 🙂
Bardzo ciekawy temat, mam nadzieje, ze bedziesz relacjonowac postepy uczniow! Od kilku tygodni jestem zaangazowana w podobna inicjatywe, jest to niemiecki Stammtisch dla uchodzcow. Zalozenie jest takie, ze przychodza wolontariusze i, najlepiej 1:1 rozmawiaja z uczacymi sie dopiero niemieckiego. Poziom jest bardzo rozny, od osob nieznajacych alfabetu do wladajacych jezykiem na poziomie B2 i szykujacych sie pewnie do studiow.
Ja sama jestem w Niemczech od 3.5 roku, caly czas ucze sie niemieckiego, robie nadal pewnie mase bledow ale mimo wszystko zdecydowalam sie na wolontariat w tej inicjatywie. Oczywiscie nigdy nie ucze, czegos, czego nie jestem pewna, prosze tez o osoby poczatkujace (ale nie analfabetow lub nigdy nie majacych kontaktu z jezykiem niemieckim poniewaz bez przygotowania pedagogicznego po prostu nie dalabym sobie rady). Pamietam swoje poczatki z jezykiem niemieckim i staram sie w prosty sposob uczyc takich zyciowych rzeczy – sytuacje w sklepie, umawianie wizyty itd. (jako uczennica nienawidzilam wkuwania slowek bez kontekstu, uwazam ze zamiast uczyc sie z kartki np. nazw warzyw lepiej wybrac sie na rynek).
Nie znam historii wszystkich osob przychodzacych na Stammtisch ale musze powiedziec, ze wiekszosc jest bardzo zmotywowana do nauki. Mimo braku pieniedzy, materialow do nauki ucza sie sami, np. z lekcji na YouTube i czesto po zaledwie kilku tygodniach w Niemczech sa w stanie porozumiewac sie w jakims podstawowym stopniu. Dla mnie te spotkania sa bardzo motywujace do dalszej nauki 🙂
Chwalebna inicjatywa. Muszę powiedzieć, że uchodźcy z moich dwóch grup też są zmotywowani do nauki. Jest to bardzo miłe 🙂
Fajnie, że trafiłaś na pracę w zawodzie. To musi być niesamowite wyzwanie uczyć ludzi czegoś prawie jak z kosmosu…
Bardzo ciekawy opis sytuaji z perspektywy nauczyciela. Ja obecnie uczę się szwedzkiego od podstaw w szkole dla imigrantów i tutaj też są takie grupy gdzie niektóre osoby dopiero uczą się pisać i czytać. To ogromna praca do wykonania, po obu stronach. Podziwiam Wasz – nauczycieli zapał i bardzo się cieszę że trafiają się ludzie z wielką w pasją w tym zawodzie. Dla mnie np. niesamowite jest to, że zawsze dbają tutaj aby w sali było dwóch nauczycieli – jeden który mówi oprócz szwedzkiego po angielsku, a drugi który mówi po arabsku, żeby tej najbardziej licznej grupie osób tłumaczyć trudniejsze momenty lekcji w ich języku.