Ten post jest odświeżeniem mojego tekstu z maja 2017 roku, w którym pisałam o mojej samodzielnej nauce języka hiszpańskiego. Starą wersję tekstu znajdziesz tutaj. Przypomnę, że w 2017 roku mieszkałam w Meksyku. Wszystkie posty o moim życiu w Meksyku znajdziesz tutaj.
Nowe uwagi dodałam pogrubioną czcionką.
Dzisiaj napiszę kilka słów o tym, czy moim zdaniem warto jest uczyć się języka obcego samodzielnie, bez chodzenia na kurs. Przytoczę tu moje doświadczenia.
Całkowicie samodzielnie nauczyłam się języka hiszpańskiego. Tę historię opowiem Wam w dwóch aspektach: najpierw dzieląc na etapy, następnie na zalety i wady.
Samodzielna nauka języka obcego to wielkie wyzwanie, ale nie jest to pomysł niemożliwy do realizacji.
Etapy:
Jak już wspominałam, moja fascynacja językiem hiszpańskim zaczęła się, kiedy miałam jakieś 11-12 lat, od telenowel latynoskich. Kto pamięta takie jak „Słodką zemstę”, „Niebezpieczną” albo „Gorzkie dziedzictwo”? Ja tak 🙂 Oglądałam telenowele przez lata w telewizji, a kiedy nadeszła era Internetu, wtedy właśnie w Internecie, ale już tylko w oryginalnej wersji. Wtedy już wszystko rozumiałam. Z powodu telenowel zawsze miałam więcej styczności z hiszpańskim latynoskim niż z tym z Hiszpanii. – Tak jest do dzisiaj. Język używany w Hiszpanii znam trochę gorzej, jednak nadal nad tym pracuję, dużo czytając w Internecie. Czytam głównie wiadomości i artykuły.
Mniej więcej w roku 2001 lub 2002 postanowiłam uporządkować swoją wiedzę i zacząć uczyć się z książek (np. Oskara Perlina). Wtedy byłam nieco zaskoczona tym, że w podręcznikach widziałam inne słowa niż znałam z telenowel i uświadomiłam sobie, że hiszpański za oceanem jest trochę inny. Wtedy nie było takiej oferty w księgarniach jak dzisiaj i wyszukiwałam książki w bibliotekach.
Z hiszpańskim nie rozstałam się nigdy. W ciągu lat był to język, z którym zaraz po niemieckim miałam najwięcej kontaktu. Zawsze dużo czytałam po hiszpańsku i zawsze mniej lub więcej oglądałam telenowele. Hiszpański zawsze był bliski mojemu sercu tak samo jak niemiecki, a być może nawet bardziej. – Bardziej pewnie jednak nie, bo niemiecki to nadal mój ukochany język numer 1.
Nigdy jednak nie miałam okazji porozmawiać z rodzimym użytkownikiem języka. Dawno temu poznałam w Rzeszowie pewnego Meksykanina, ale on chciał rozmawiać ze mną po angielsku. – Było to na kursie angielskiego w szkole językowej. On miał dwa języki ojczyste – angielski i hiszpański i mieliśmy z nim zajęcia jako native speakerem angielskiego. Fajnie się z nim rozmawiało po angielsku, jednak widać było, że nie jest nauczycielem z zawodu i że nie ma przygotowania pedagogicznego.
W 2010 roku zapisałam się w Niemczech na kurs hiszpańskiego, ale nie nauczyłam się na nim niczego, czego bym wcześniej nie wiedziała. Tempo było dla mnie ślimacze i dlatego nie zaliczam go do nauki. – Kurs ten prowadziła Peruwianka, która wyszła za Niemca. Też zdecydowanie było widać, że nie jest nauczycielką z zawodu. W niektórych momentach było też widoczne, że nie zna dobrze zasad swojego języka. Chyba nie było jej też łatwo nauczać europejskiego wariantu języka hiszpańskiego. W tej grupie akurat tak się złożyło, że inni uczestnicy zaczynali całkiem od zera, nie mieli wcześniejszej wiedzy i nauka szła im bardzo powoli. Z tego powodu nudziłam się jak mops.
Kiedy w sierpniu zeszłego roku okazało się, że wyjeżdżam do Meksyku, byłam bardzo szczęśliwa z tego, że uczyłam się hiszpańskiego i z tego, że lepiej znam odmianę latynoską. – Mam tu na myśli rok 2016. W listopadzie 2016 wyjechałam do Meksyku i spędziłam w tym kraju ponad rok.
Na początku bałam się trochę tego, czy poradzę sobie z mówieniem, skoro nigdy z nikim po hiszpańsku nie rozmawiałam. Jednak lata mówienia do siebie po hiszpańsku (bo taką miałam metodę) przyniosły dobry rezultat. Nie mam problemu z porozumiewaniem się z Meksykanami i dobrze ich rozumiem. Cieszę się, że poprzez telenowele całkiem nieźle osłuchałam się z językiem. Cieszę się, że bardzo dobrze porozumiewam się z ludźmi. – Potwierdzam to również z perspektywy czasu. Wtedy sama byłam zaskoczona tym, że rozumiem Meksykanów nawet, jeśli mówią bardzo szybko.
Uczę się dużo potocznych słów – trochę znałam, ale oczywiście nie wszystkie, a poza tym do języka cały czas dochodzi coś nowego. Codziennie dużo się uczę, powtarzam i notuję ciekawe zwroty, które słyszę od Meksykanów. Chcę ten pobyt wykorzystać do tego, żeby doszlifować znajomość języka i za jakiś czas sama go nauczać. – Prowadziłam notatnik z nowym słownictwem. Kiedy usłyszałam coś nowego, to zapisywałam to (oczywiście, kiedy miałam taką możliwość). Zwracałam uwagę na napisy na mieście, w sklepach czy w urzędach.
Zdecydowałam się tutaj na kurs – robię go w pracy, w centrum językowym VW. Na początku chciałam uczestniczyć w codziennym kursie grupowym i miałam test plasujący. Byłam dumna z tego, kiedy okazało się, że samodzielnie osiągnęłam poziom B2/4 (każdy poziom podzielony jest na sześć mini-poziomów). Potem okazało się jednak, że kurs nie pasuje w mój plan. Z jednej strony szkoda, bo nie musiałabym za niego płacić. Zdecydowałam się wobec tego na kurs indywidualny, za który muszę płacić – dlatego tylko godzina w tygodniu. Jestem jednak zadowolona z takiego obrotu spraw, ponieważ nareszcie mam nauczyciela, z którym mogę ustalić, co chcę powtórzyć i którego mogę o wszystko zapytać. Na kursie grupowym nie zawsze jest na to czas. Nawet jedna godzina w tygodniu bardzo dużo mi daje i mam zamiar kontynuować. – Ten nauczyciel był bardzo kompetentny, potrafił odpowiedzieć na każde pytanie i bardzo dużo się z nim nauczyłam.
ZALETY samodzielnej nauki:
- Mogłam dowolnie planować, wymaga to jednak sporej dawki motywacji i systematyczności.
- Mogłam wybrać materiały, które najbardziej mi się podobają.
- Mogłam poświęcić na interesujące mnie zagadnienia tyle czasu, ile mi potrzeba.
WADY samodzielnej nauki:
- Nigdy nie miałam nauczyciela, którego mogłabym zapytać, jeśli miałam wątpliwości.
- Do wszystkiego musiałam dochodzić sama, chociaż nie jest to dla mnie wyłącznie wada.
- Czasami okazywało się, że wybierałam materiały, które nie do końca były dobre.
Kilka rad ode mnie, jeśli ktoś z Was też jest samoukiem:
- Wybierz dobre materiały, poradź się. O tym, jak wybierać materiały do nauki, pisałam tutaj.
- Zrób dobry plan nauki, staraj się nie robić dłuższych przerw w nauce.
- Nie zaniedbuj żadnej ze sprawności językowych – mów (w ostateczności do siebie), pisz, słuchaj, czytaj. Dzisiaj, w dobie Internetu, można znaleźć tyle materiałów, że naprawdę szkoda nie korzystać z tych zasobów.
- Poszukaj w Internecie osób, które uczą się tego samego języka – np. na forach.
- Czytaj komentarze na blogach dotyczących danego języka – może tam znajdziesz kogoś, kto wspomni, że chciałby stworzyć tandem.
- Na pewno zdarzy się, że będziesz mieć wątpliwości albo będziesz chciał/a, żeby ktoś sprawdził Twój tekst. Jeśli nie znasz nikogo, kto mógłby Ci pomóc, może warto wziąć nawet jedną na 2 miesiące lekcję na Skype.
- Sprawdź się – dąż do tego, żeby pojechać do kraju, w którym mówi się danym językiem, jeśli tam nie mieszkasz.
Jeśli chodzi o powyższe zalety, wady i rady, to nic bym tu nie zmieniła. W tej chwili nie uczę się intensywnie żadnego języka, gdyż w mojej obecnej sytuacji życiowej nie jest to możliwe. Uczę się jednak mniej intensywnie, żeby nie zapomnieć hiszpańskiego i fińskiego. O mojej nauce fińskiego pisałam tutaj.
Napiszę jak było w moim przypadku.Kupilam sobie kurs niemieckiego i od podstaw przerabialam to sama na platformie.Chodzilo w nim przede wszystkim o zrozumienie gramatyki ,naukę słówek ,a na końcu każdej lekcji był test 20 zdań po polsku do przetłumaczenia na niemiecki.I jakie z tego wnioski:uczyłam się dużo, goniłam z materiałem,żeby odhaczyć, że zrobione,tylko mało co przyswajałam, a jak już trafiłam na trudniejsze zagadnienia,to straciłam motywację na długi czas i odłożyłam naukę.Po czasie wzięłam nauczyciela i uczyliśmy się przez Skype,ale z tego powodu ,że jakąś wiedzę posiadałam,tylko jej nie używałam,gdyż zawsze brakowało mi jakiegoś słówka i bardzo mało rozmawiałam.Nastepnie zdecydowałem się na inny kurs,gdzie naprawdę codziennie ,regularnie uczę się małymi porcjami i mam też konwersacje raz na 2 tygodnie.Reasumujac ,uważam że podstaw mozna uczyc sie samemu,ale jednak warto mieć nauczyciela,który podpowie,poprawi.
Też tak myślę. Na pewno łatwiej jest opanować samodzielnie podstawy, ale jednak najczęściej nadchodzi taki moment, kiedy potrzebny jest kierunek nauczyciela. I oczywiście potrzeba kogoś, z kim można rozmawiać.
Dziękuję za komentarz!
Hej,
bardzo ciekawy artykuł. Samodzielna nauka, tak jak piszesz, ma swoje wady i zalety (jak chyba wszystko 😉 ). Dużym plusem jest na pewno tempo, które dostosowujesz do samej / samego siebie (czyli tematyka lekcji, materiały, ilość czasu, który poświęca się nauce). Niestety, dużym minusem, zwłaszcza na samym początku może być to, że po prostu nie wiemy jak zacząć, ani od czego, ani z czego itp. Wiem to, bo próbowałam zacząć samodzielnie naukę j. niemieckiego, zupełnie od podstaw. Niestety, nic z tego nie wyszło, choć wykułam na blachę dialogi z trzech pierwszych lekcji jakiegoś podręcznika. Za to, pod kierunkiem nauczyciela, na kursie grupowym, poszło jak z płatka. Uważam, ze samodzielna nauka to dobry pomysł od poziomu A1 – A2, gdy już z grubsza człowiek ogarnie się w języku i wie gdzie szukać materiałów dodatkowych itp. Tak uczyłam się j. angielskiego, którego naukę przeplatałam z nauką pod kierownictwem nauczyciela (np. rok nauki samodzielnej – pół roku pod kierunkiem nauczyciela). Wszystko zależy, przede wszystkim od kwestii finansowej i osobistego zaangażowania osoby uczącej się. Z drugiej strony, nawet najlepszy kur, czy najlepsze zajęcia indywidualne nie pomogą osobie, która nie chce nauczyć się języka lub która bazuje tylko na tym, co omawia z nauczycielem. Nauka języka wymaga dużego zaangażowania w naukę, często samodzielnego wyszukiwania i korzystania z materiałów dobieranych sobie samodzielnie. Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby po lekcjach sięgnąć dla przyjemności po Easy Readera, w języku którego się uczymy, obejrzeć jakiś (dłuższy lub krótszy) filmik na YT na interesujący nas temat (polecam zacząć oglądać filmy dla dzieci, potem dla nastolatków, a dopiero, przy wyższych poziomach – dla dorosłych) lub posłuchać piosenek pop. A dopiero to, plus nauka z podręcznika (samodzielnie) / na kursie / z nauczycielem daje najlepsze efekty. Przynajmniej tak było u mnie.
Dziękuję za komentarz! Pozostaje mi się tylko z nim zgodzić, chociaż ciekawe jest stwierdzenie, że lepiej zacząć samodzielną naukę, kiedy ma się A1-A2. To zależy od osoby, ale często właśnie na początku nauki języka dobrze jest mieć kogoś, kto pomoże zrozumieć jego strukturę. Oczywiście warto sięgać do autentycznych materiałów i do tego, co nas interesuje. Ja też zawsze chętnie czytałam i oglądałam w języku obcym rzeczy, które mnie interesują.
A jak u Ciebie wygląda/wyglądała z nauką fińskiego?
Powtarzam materiał z ulubionego podręcznika, kiedy tylko mam na to trochę czasu 🙂