Na blogu pisałam już kilka razy o kursach polskiego, jakich udzielam w Volkshochschule w Wittlich. Prowadziłam je od początku 2013 roku i teraz do jesieni czeka mnie przerwa, aż zbierze się nowa grupa. Mam więc czas na analizę i ewaluację.
Pisałam już, że uczenie polskiego jest bardzo trudne. O wiele trudniej jest uczyć swojego języka ojczystego niż obcego. Było wiele detali z gramatyki, z których ja sama sobie nie zdawałam sprawy, ale tak to właśnie jest w języku ojczystym – nie poddajemy analizie tego, co mówimy i nie zastanawiamy się nad tym.
Może przejdę do tego, co dało mi prowadzenie kursów polskiego:
1. Poznałam wspaniałych ludzi. Kursanci byli osobami, które jeszcze podczas wojny lub krótko po wojnie urodziły się w Polsce i których rodziny zostały wypędzone. Opowiadali mi bardzo ciekawe historie, których nie mogłabym nigdzie przeczytać.
2. Dowiedziałam się wiele o moim ojczystym języku. Dopiero ucząc go, zdałam sobie sprawę z tego, jaki jest skomplikowany. Jest tu więcej wyjątków niż reguł. Mimo to starałam się to wszystko przedstawiać logicznie.
3. Opracowałam samodzielnie cały kurs polskiego. 99% ćwiczeń było moimi autorskimi pomysłami.
4. Zdobyłam niesamowite doświadczenie zawodowe i zobaczyłam, jak to jest uczyć innego języka oprócz niemieckiego.
5. Wyraźnie dostrzegłam różnice pomiędzy polskim a niemieckim.
6. Kursantami były głównie osoby starsze – zobaczyłam, jak to jest je uczyć i że jest to zupełnie inne od uczenia młodych osób. Musiałam dostosować metody pracy, także tempo.
Muszę na koniec powiedzieć, że naprawdę podziwiam moich kursantów za wytrwałość. Myślę, że naprawdę wiele się nauczyli. Patrząc wstecz na te 2 lata, sądzę, że dobrze wywiązałam się z zadania, a także kierownictwo VHS zawsze było zadowolone z mojej pracy. Najbardziej liczy się jednak dobry kontakt z uczącymi się – był on idealny mimo różnicy pokoleń (najstarszy kursant miał 88 lat – wielki szacunek dla niego, niesamowicie inteligentny człowiek, był najlepszy ze wszystkich).
Dzisiaj, na początek ostatniego spotkania, zapytałam uczestników o opinię na temat kursu. Na szczęście była ona pozytywna, ale ja sama zawsze to czułam. Jedyne, co bym chciała zmienić, to żeby następnym razem było więcej mówienia. Nie jest to jednak proste w realizacji, także ze względu na specyfikę kursów w VHS. Robiłam dużo powtórek, było to konieczne. Ogólnie uczestnicy byli za tym, żeby zajęcia odbywały się w plenum. Nie chcieli za bardzo robić ćwiczeń w parach, a to byłyby dobre okazje do mówienia. Wiadomo, jak to jest w całej grupie – nie każdy ma okazję coś powiedzieć. Następnym razem opracuję nowe metody.
Spotkam się z uczestnikami raz jeszcze. Po zakończeniu każdego kursu organizujemy spotkanie w kawiarni. Także do 11 lutego 🙂
Teraz robię sobie małą przerwę od uczenia polskiego, potrzebuję jej. Na jesieni do tego wrócę z wielką chęcią i energią 🙂
Każde doświadczenie jest cenne 🙂 A jak spodobał im się kalendarz? 🙂
Spodobał się bardzo. Powiedzieli, że patrząc codziennie na niego, łatwiej będzie im zapamiętać nazwy dni tygodnia i miesięcy 🙂
Praca ze starszymi uczniami jest świetna. Miałam kilka razy tę przyjemność i wspominam ją do dziś bardzo miło. Masz rację z trochę innym prowadzeniem zajęć i sposobem nauki (starsi uczniowie dużo chętniej robili w domu pisemne ćwiczenia). I też zauważyłam taką zależność, że im uczeń starszy, tym większe robi postępy 🙂 i często prześciga młodszych kolegów i koleżanki. Swoją drogą to ciekawe, że w Twoich okolicach znalazły się chętne osoby do nauki polskiego. Miałaś w ogóle jakichś młodszych uczniów? Zgłaszają się do Ciebie nowi emigranci, którzy chcieliby żebyś uczyła ich dzieci nie tylko niemieckiego ale też polskiego?
Ja mam niestety nienajlepsze doswiadczenia z VHS. Uczeszczalem w minionym roku na kurs niemieckiego, B1 (Koblenz) i mimo faktu, ze zaplacilem za niego z wlasnej kieszeni i naprawde chcialem cos z tego wyniesc to po dwoch miesiacach dalem sobie spokoj, szkoda bylo mojego czasu. Na kurs majacy w zalozeniu przygotowac do egzaminu na Zertifikat Deutsch zostaly poprzyjmowane osoby, ktore ocenilbym na naciagane A1- . Ponadto prowadzaca nie przejawiala najmniejszej ochoty do motywowania bardziej leniwych osob "Nie nauczyliscie sie tabelki rodzajnikow? zaden problem, poswiecimy na to przekomplikowane zagadnienie kolejna lekcje 🙂 " I tak w kolo macieju. Znacznie wiecej daly mi indywidualne korepetycje 60 min. raz w tygodniu jeszcze w Polsce niz VHSowskie 2 x 1,5 h w Reichu.
P.S. Przepraszam za brak polskich znakow.
P.S.2 Pani Magdo, czytam Pani blog juz od dawna i dziekuje za niesamowita dawke wiedzy jaka tu znalazlem, oby tak dalej!
Też się zdziwiłam swego czasu, że powstała grupa. Teraz muszę czekać, aż powstanie następna, ale to akurat dobrze, bo potrzebuję przerwy 🙂
Miałam też młodszych uczniów – 2 dziewczyny, które miały mężów Polaków.
Nie miałam do czynienia z emigrantami, którzy chcieli, żebym uczyła ich dzieci polskiego. Zwykle dzieci uczą się w domu od rodziców, chociaż znam też dzieci, które nie mówią po polsku. Są to głównie dzieci Polek, które wyszły za Niemców i zrobiły się nagle wielkimi Niemkami. Udają, że nie znają polskiego, a po niemiecku robią błąd za błędem. Śmiać mi się z tego chce. Są też ludzie, którym nie zależy, żeby dzieci mówiły po polsku. Szkoda, bo to bardzo źle dla dziecka, no ale tak jest.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Tak to jest w VHS. Tempo jest zwykle powolne – jeśli ktoś uczy się szybko, to lepiej pójść na indywidualny kurs i zapłacić więcej. Wielu ludzi mi to mówiło. W VHS jest wielu ludzi, którzy nie chcą się uczyć, a musieli pójść na kurs.
Wielu Polakom wydaje się, że język polski jest taki prosty i logiczny. Za to niemiecki jest trudny i zagmatwany. A tak naprawdę jest zupełnie odwrotnie. Tylko, że wielu naszym rodakom ciężko to uświadomić. W j. polskim wyjątek goni wyjątek. W niemieckim masz "szablon" i podkładasz (prawie) wszystko do wzoru. I koniec. 😉
A jest u Ciebie w okolicy jakaś polska szkoła? Taka np sobotnia? Z opowieści znajomej ze Stanów (ale w Europie pewnie bywa podobnie) kojarzę, ze jej córki do takiej sobotniej szkoły chodziły. Obie mówią po polsku, jedna lepiej, druga gorzej, ale zdaje się, że rozumieją wszystko. Z tym, że w tej polskiej szkole były/są też chyba zajęcia np z historii, nie tylko sam język polski.
Moja kumpela opowiadała mi to samo. VHS to chyba bardziej miejsce do towarzyskich spotkań, niż do jakiejś sensowniejszej nauki 😉
Tego bym nie powiedziała, bo właśnie VHS jest w wielu miejscowościach jedynym miejscem oferującym takie możliwości. Na kursach można wiele się nauczyć – na wszystkich oprócz kursów niemieckiego. Z tego, co słyszałam od ludzi, to na kursach niemieckiego nauczyli się tyle co nic, ponieważ byli tam ludzie z kilku krajów. Kurs prowadził Niemiec albo Niemka i ludzie nie mogli nawet o nic zapytać, bo przecież nie wiedzieli jak, a Niemiec nie rozumiał, dlaczego Polak robi takie błędy, a Chińczyk takie. Inne kursy, gdzie są sami Niemcy, są ok moim zdaniem. Tylko właśnie tempo jest wolniejsze – także dlatego że kursy odbywają się wieczorem, ludzie przychodzą do pracy i też nie mają tyle wolnego czasu, aby się uczyć.
*po pracy
To prawda. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, bo wiedzą niewiele o swoim własnym języku, szkoda.
Tak, takie szkoły są też w Niemczech, ale oczywiście tylko w wielkich miastach. Poznałam kiedyś nauczycielkę, która w takiej uczy. Niestety nie mam z nią teraz kontaktu.
Hm… Z jednej strony podziwiam i gratuluję, że sama opracowałaś 99% cały kurs. Trochę to mnie jednak dziwi – mam wrażenie, nie obraź się, że wyważasz otwarte drzwi. Wiem, że z tych kursów nie ma kokosów i pewnie przygotowanie zajmuje Ci mnóstwo czasu. Od jakiegoś czasu jednak mamy na rynku szereg świetnych pomocy i podręczników. Mam nadzieję, że znasz choćby Hurra po polsku, Polski krok po kroku, Start, serię do gramatyki i słownictwa Prologu, zbiory zadań Universitasu, np. Gramatyka – czemu nie A1… To tylko jedne z bardzo wielu przykładów, niektóre do nabycia tylko w PL, inne dostępne też w DE. Te książki, o których pisałaś w jednym z poprzednich wpisów, to albo starocie o podejściu głównie gramatyczno-tłumaczeniowym, albo podręczniki dla niemieckiej publiczności (książki tylko po polsku też się świetnie sprawdzają, choć trzeba rozwiać obawy kursantów), ale wątpliwej wartości metodycznej. Nie znam żadnego profesjonalnego lektora, który by był zadowolony z Witam i z niego korzystał. Tj. znam ze słyszenia, są to głównie osoby, które nie mają orientacji w nowościach – z różnych przyczyn, ewentualnie którym Witam narzuciło siłą kierownictwo VH. Pracę z Razem też trudno mi sobie wyobrazić. Dla usystematyzowania wiedzy i nowego spojrzenia na polską gramatykę polecam biblię lektora jpjo, czyli Gramatykę języka polskiego dla obcokrajowców Bartnickiej i Satkiewicz. I gorąco zachęcam do wstąpienia w szeregi Bundesvereinigung der Polnischlehrkräfte! 🙂