Dzisiaj przygotowałam dla Was post z moimi refleksjami po ponad ośmiu miesiącach pobytu w Meksyku. Ciekawe jest to, że moje reflekcje pokrywają się z uwagami Polaków dłużej tu mieszkających (czytam ich trochę w Internecie).

Na początek kilka słów o pogodzie. Kiedy tu przyjechałam, byłam zaskoczona tym, że wcale nie jest tutaj tak ciepło. Czytałam co prawda o tym, że bardzo rzadko robi się tutaj gorąco, także ze względu na to, że Puebla znajduje się na 2200 m wysokości. Spodziewałam się jednak, że jest cieplej. Zaskoczyło mnie to, że poranki są dosyć zimne, czasem nawet około 0 stopni, a dopiero w ciągu dnia temperatura skacze do 25 stopni. Teraz, w porze deszczowej, jest dużo chłodnych dni. W mieszkaniu zawsze siedzę w dwóch swetrach i trzech parach skarpetek. Ogrzewanie jest mało gdzie, a przydałoby mi się w tych dniach.

Zaskoczyło mnie to, że podczas pory deszczowej bardzo często pada grad. Deszcz pada najczęściej późnym popołudniem, chociaż czasami wcześniej. Prawie codziennie są burze.

Od razu rzuciło mi się w oczy, że w Meksyku jest bardzo dużo psów. Prawie każdy ma psa, a po ulicach chodzi sporo bezpańskich. Nie podoba mi się to, bo nie znoszę psów. Tęsknię za porządkiem, który panuje pod tym względem w Niemczech.

Zaskoczyło mnie to, że prawie wszędzie ludzie coś sprzedają. Na ulicach jest bardzo dużo stoisk, najczęściej z jedzeniem. Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że ludzie chodzą nawet pomiędzy samochodami, żeby coś sprzedać, najczęściej lody, słodycze, zabawki albo kwiaty. Podobnie jak to, że są ludzie zajmujący się wykonywaniem różnych sztuczek (np. żonglowanie, chodzenie na szczudłach) przed samochodami czekającymi na zmianę świateł. Liczą oczywiście na mały zarobek od kierowców. Zapewne wynika to z biedy.

Od samego początku zauważyłam, że w dużych supermarketach są starsi ludzie zajmujących się pakowaniem zakupów dla klientów. Na początku sądziłam, że są oni zatrudnieni przez sklepy, chociaż wydawało mi się to dziwne. Potem ktoś mi powiedział, że te osoby utrzymują się z pakowania zakupów, więc zawsze im za to płacę. Zawsze są to starsi ludzie, przynajmniej ja dotąd takich tylko widziałam.

Zaskoczyło mnie to, że Meksykanie prawie wszystko jedzą z sosami. Uważam zawsze na to, żeby nie dodać za dużo sosu, gdyż są one zawsze mniej lub bardziej pikantne. Kiedy kupuję gotowe jedzenie, to czasami proszę o przyrządzenie go bez pikantnego dodatku. Przyzwyczaiłam się już do obecności chile i limonki prawie we wszystkim, łącznie z lodami. Teraz zupy też jem z limonką.

Wiele znajomych obcokrajowców narzeka na jakość chleba. Rzeczywiście trudno tu kupić dobrej jakości chleb i znaleźć dobrą piekarnię. W supermarketach są chleby, które po dotknięciu nieraz przypominają mi poduszkę. Wolę kupować bułki, które też nie są idealnej jakości, ale przynajmniej są lepsze niż chleb. Mam trochę szczęścia, gdyż codziennie około 10:00 do Volkswagena przyjeżdża niemiecki piekarz. Nie mogę nigdy wyjść, żeby coś kupić, bo o tej godzinie zawsze mam zajęcia, ale zawsze proszę innego nauczyciela, żeby kupił mi dobry chleb. Wypieki tego piekarza smakują jak w Niemczech. Ostatnio zajadałam się pysznym preclem 🙂

Co do kwestii bezpieczeństwa, to różne opinie czyta się o Meksyku: kartele narkotykowe, porwania, zabójstwa, gwałty, porwania dla organów. Cieszę się, że nie mieszkam w bardzo niebezpiecznej części kraju (zresztą wtedy na pewno bym nie wyjechała). Tutaj w Puebli też słyszy się różne historie i to miasto na pewno jest mniej bezpieczne niż jeszcze kilka lat temu, ale nie jest jednak tragicznie. Ja jestem zdania, że zawsze i wszędzie trzeba uważać. I w Europie jest nieciekawie, szczególnie ostatnio. Czasami wystarczy pójść na koncert, żeby zginąć i chyba nigdy nie można ustrzec się w 100%. Można jednak unikać niebezpiecznych dzielnic czy samotnych wypraw.

W pracy zaskoczyło mnie to, że Meksykanie mówią, że język niemiecki bardzo ładnie brzmi. Jak miło usłyszeć taką opinię 🙂