Kurs polskiego w VHS

Kurs polskiego w VHS

Na blogu pisałam już kilka razy o kursach polskiego, jakich udzielam w Volkshochschule w Wittlich. Prowadziłam je od początku 2013 roku i teraz do jesieni czeka mnie przerwa, aż zbierze się nowa grupa. Mam więc czas na analizę i ewaluację.

Pisałam już, że uczenie polskiego jest bardzo trudne. O wiele trudniej jest uczyć swojego języka ojczystego niż obcego. Było wiele detali z gramatyki, z których ja sama sobie nie zdawałam sprawy, ale tak to właśnie jest w języku ojczystym – nie poddajemy analizie tego, co mówimy i nie zastanawiamy się nad tym.

Może przejdę do tego, co dało mi prowadzenie kursów polskiego:

1. Poznałam wspaniałych ludzi. Kursanci byli osobami, które jeszcze podczas wojny lub krótko po wojnie urodziły się w Polsce i których rodziny zostały wypędzone. Opowiadali mi bardzo ciekawe historie, których nie mogłabym nigdzie przeczytać.
2. Dowiedziałam się wiele o moim ojczystym języku. Dopiero ucząc go, zdałam sobie sprawę z tego, jaki jest skomplikowany. Jest tu więcej wyjątków niż reguł. Mimo to starałam się to wszystko przedstawiać logicznie.
3. Opracowałam samodzielnie cały kurs polskiego. 99% ćwiczeń było moimi autorskimi pomysłami.
4. Zdobyłam niesamowite doświadczenie zawodowe i zobaczyłam, jak to jest uczyć innego języka oprócz niemieckiego.
5. Wyraźnie dostrzegłam różnice pomiędzy polskim a niemieckim.
6. Kursantami były głównie osoby starsze – zobaczyłam, jak to jest je uczyć i że jest to zupełnie inne od uczenia młodych osób. Musiałam dostosować metody pracy, także tempo.

Muszę na koniec powiedzieć, że naprawdę podziwiam moich kursantów za wytrwałość. Myślę, że naprawdę wiele się nauczyli. Patrząc wstecz na te 2 lata, sądzę, że dobrze wywiązałam się z zadania, a także kierownictwo VHS zawsze było zadowolone z mojej pracy. Najbardziej liczy się jednak dobry kontakt z uczącymi się – był on idealny mimo różnicy pokoleń (najstarszy kursant miał 88 lat – wielki szacunek dla niego, niesamowicie inteligentny człowiek, był najlepszy ze wszystkich).

Dzisiaj, na początek ostatniego spotkania, zapytałam uczestników o opinię na temat kursu. Na szczęście była ona pozytywna, ale ja sama zawsze to czułam. Jedyne, co bym chciała zmienić, to żeby następnym razem było więcej mówienia. Nie jest to jednak proste w realizacji, także ze względu na specyfikę kursów w VHS. Robiłam dużo powtórek, było to konieczne. Ogólnie uczestnicy byli za tym, żeby zajęcia odbywały się w plenum. Nie chcieli za bardzo robić ćwiczeń w parach, a to byłyby dobre okazje do mówienia. Wiadomo, jak to jest w całej grupie – nie każdy ma okazję coś powiedzieć. Następnym razem opracuję nowe metody.

Spotkam się z uczestnikami raz jeszcze. Po zakończeniu każdego kursu organizujemy spotkanie w kawiarni. Także do 11 lutego 🙂

Teraz robię sobie małą przerwę od uczenia polskiego, potrzebuję jej. Na jesieni do tego wrócę z wielką chęcią i energią 🙂

O kursach polskiego ponownie

O kursach polskiego ponownie

Prowadzenie bloga stało się dla mnie w ostatnim czasie trochę bezcelowe, bo widzę, że prawie nikt nie komentuje. Nie wiem, czy to co piszę, komukolwiek się podoba lub kogoś interesuje. Jeśli ja poświęcam sporo czasu na napisanie posta, to cieszyłabym się, gdyby czytelnicy poświęcili minutę na napisanie komentarza… Tym bardziej że piszę raz na tydzień, maksymalnie dwa, żeby było na to wystarczająco dużo czasu. Niby ktoś zagląda na tego bloga, ale nie wiem, czy ktoś czyta. Blog ma co prawda dużo wyświetleń, ale nie wiem, ile osób zagląda na niego celowo, a ile przypadkiem…

Dzisiaj napiszę o moim kursie polskiego, o którym pisałam już tutaj:

Kurs polskiego

Jak już wspominałam, uczę polskiego dorosłych w VHS (Volkshochschule). Nowa edycja kursu rozpoczęła się 19 lutego. Tym razem prowadzę 2 kursy: pierwszy to kontynuacja, drugi dla początkujących. Są to małe grupy, co ma zarówno zalety, jak i wady. Naprawdę muszę powiedzieć tu jedno: nie ma wystarczającej liczby materiałów do nauczania polskiego na rynku. Istnieją co prawda niemieckie podręczniki do nauczania polskiego, z których korzystam, ale muszę bardzo modyfikować treści w nich zawarte. Nie chodzi o to, że podręczniki są złe, lecz raczej o to, że muszę ograniczać gramatykę do minimum. Gramatyka polskiego jest bardzo, bardzo, bardzo skomplikowana i gdybym zaczęła zajmować się na kursie końcówkami, to myślę, że uczestnicy szybko by się zniechęcili. Nie są w końcu studentami polskiego jako języka obcego, chcą się nauczyć komunikować. Jak już nieraz wspominałam, nie jestem zwolenniczką wykluczania gramatyki, absolutnie nie. Chodzi raczej o to, że nauczanie w VHS jest bardzo specyficzne. Na kursach jest dużo starszych ludzi i mają oni po prostu inne cele.

90% ćwiczeń opracowuję więc sama, cały czas myśląc o tym, gdzie Niemcy mogą mieć wątpliwości, czego nie rozumieć. Zawsze zastanawiam się nad tym, żeby przypadkiem nie umieścić gdzieś czegoś, co samej mi byłoby trudno wytłumaczyć, np. dlaczego mówi się „mam dwóch synów”, ale „mam czas” itp. W ogóle w polskim jest więcej wyjątków niż reguł i im dłużej uczę swojego języka ojczystego, tym bardziej odkrywam, że słuszność ma tu moje przysłowie „od każdego wyjątku jest reguła”…

Ostatnio zajmowałam się na kursie „zaawansowanym” powtórzeniem zaimków dzierżawczych, a na początkującym powtórzeniem podstawowego słownictwa, wykorzystując samodzielnie opracowane ćwiczenia.  Niedawno udało mi się dorwać do bardzo ciekawego podręcznika, a mianowicie „Polska po polsku”:

Mam 2 tomy tego podręcznika i muszę tutaj powiedzieć to, co od dawna twierdzę, czyli: stare podręczniki są najlepsze. Nowe podręczniki są czasami zbyt nowoczesne… W starych podręcznikach co prawda pojawiają się czasami słowa, które dzisiaj nie są często używane, ale można je wykluczyć. Podręcznik „Polska po polsku” wydawnictwa Interpress skupia się na komunikacji. Wyjaśnienia są w trzech językach: polskim, angielskim i francuskim. Spotkałam już kilku Niemców uczących się polskiego, którzy powiedzieli mi, że to najlepszy podręcznik, z jakim mieli do czynienia. Teraz można go kupić chyba tylko na Allegro. Ja mam wydanie z 1986 roku. Układ jest bardzo przejrzysty, logiczny, także korzystam z niego bardzo chętnie.

Ciekawy jest również podręcznik „Wir lernen Polnisch” wydawnictwa Wiedza Powszechna. Wydawnictwo wydało podręczniki do polskiego nie tylko dla Niemców, lecz także dla Anglików, Rosjan, Hiszpanów czy Włochów. Część pierwsza to teksty, część druga zawiera wyjaśnienia gramatyczne. Na moich kursach korzystam z obu części. Pod każdym tekstem jest słowniczek polsko-niemiecki. Słownictwo jest autentyczne, nie abstrakcyjne, co zdarza się w niektórych podręcznikach.

O niemieckich podręcznikach, „Witam” wyd. Hueber i „Razem” wyd. Klett już pisałam, więc nie będę się tu powtarzać.

Jeśli chodzi o „Witam”, to częściej niż z samego podręcznika korzystam z zeszytu ćwiczeń, w którym znajdują się dosyć praktyczne, pożyteczne ćwiczonka.

Czy znajdę tu kogoś, kto również naucza polskiego i mógłby wymienić się ze mną doświadczeniami lub też kogoś, kto zna obcokrajowców uczących się polskiego? 

Zdjęcia:

Polska po polsku

Wir lernen Polnisch

Razem

Witam

Kurs polskiego w VHS

Lądowanie w Niemczech. Cz. 2

Jak już wspomniałam, w 2010 roku wyjechałam do Niemiec na stypendium Comeniusa. Cieszyłam się, że wyjeżdżam. Stypendium było na rok. W niemieckim gimnazjum prowadziłam samodzielne lekcje. Były to pomocnicze lekcje niemieckiego, ale obowiązkowe. Przeszłam prawdziwą szkołę życia, gdyż uczyłam dzieci w wieku 10-14 lat, co na początku było dla mnie bardzo trudne. Przeżyłam wiele ekstremalnych sytuacji, np. kiedy jedna uczennica chciała wyskoczyć z okna na drugim piętrze. To tylko jeden przypadek, ale nie będę się tutaj rozpisywać o innych, równie ekstremalnych. Podczas stypendium Comeniusa zgromadziłam niesamowite doświadczenia zawodowe, nie tylko prowadząc lekcje, ale także prowadząc polskie kółko, inicjując różne projekty czy partnerstwo szkół. O szczegółach można poczytać na blogu Asystentury Comeniusa. Odsyłam do moich postów:

Moja asystentura

Po roku pracy jako asystentka Comeniusa myślałam, że wrócę do Polski i nawet wróciłam. Naiwnie sądziłam, że znajdę pracę w Polsce. Byłam nawet na trzech rozmowach kwalifikacyjnych, które były tak abstrakcyjne i oderwane od rzeczywistości (chociaż w znanych firmach międzynarodowych), że stwierdziłam, że nigdy więcej nie pójdę na żadną inną rozmowę w Polsce. Tego się trzymam. Dalsze poszukiwanie pracy nie było konieczne, gdyż dostałam wiadomość z niemieckiej szkoły, że zatrudnią mnie na kolejny rok, podczas którego nadal gromadziłam doświadczenia zawodowe i który był dla mnie tak samo wspaniały jak pierwszy. Eh, to były czasy. Skończyły się one jednak z nadejściem nowego dyrektora. Wiedziałam wtedy, że nie mam co liczyć na kolejną umowę, gdyż on mnie w ogóle nie znał, a poza tym miałam umowę na czas określony. Nie jest to miejsce, żeby rozpisywać się o innych czynnikach.

Od tamtego czasu minęły już 2 lata. Radzę sobie, ucząc niemieckiego i polskiego oraz robiąc różne inne rzeczy. Języka polskiego zaczęłam uczyć ponad rok temu. Pisałam już o tym na blogu. Robię to do dzisiaj. Tydzień temu zaczęłam prowadzić w pobliskim mieście 2 nowe kursy. Byłam zaskoczona, że w tym regionie Niemiec w ogóle znaleźli się chętni na naukę polskiego. Kursy są oczywiście małe, co dla mnie nie zawsze jest proste. Na początku nie lubiłam uczyć polskiego, ale po jakimś czasie się z tym oswoiłam. Na pewno wiem jedno: uczenie swojego ojczystego języka jest trudniejsze niż uczenie języka obcego. Na ten temat będą jeszcze posty.

Podczas tych lat w Niemczech przeżywałam wzloty i upadki. Był np. miesiąc, kiedy skończyło mi się ubezpieczenie zdrowotne, zostałam na lodzie i nie miałam pieniędzy, żeby opłacić je z własnej kieszeni. Normalnie chodzę po ulicach bardzo szybko, prawie biegam, ale wtedy chodziłam wyjątkowo powoli, żeby broń Boże np. nie złamać nogi w biegu. Był również czas, kiedy rozpaczliwie poszukiwałam nowej pracy. Złożyłam swe podanie np. w fabryce Oetkera, wymazując studia i wszelkie doświadczenia zawodowe. Nie dostałam tej pracy, ale to lepiej, bo być może do dzisiaj pracowałabym na produkcji pizzy. Po jakimś czasie odbiłam się od dna i teraz bezpiecznie dryfuję na tratwie (pływać nie umiem). Był czas, kiedy omal nie popełniłam samobójstwa, skacząc do rzeki, ale to wszystko jest już za mną. Z tamtych czasów został mi nałóg obsesyjnego oszczędzania i gromadzenia pieniędzy. Nie kupuję sobie praktycznie nic oprócz tego, co jest konieczne.

Od tamtego czasu żyję sobie bezpiecznie, nadal przeżywając wzloty i upadki. Z każdej złej sytuacji jakoś wychodzę. Jest osoba, której wiele zawdzięczam, ale chyba nie chciałaby, abym tu o niej pisała. Ciągle uczę niemieckiego i polskiego, poza tym też tłumaczę. Angażuję się też w szkole, w której kiedyś uczyłam.

Wsiąkłam w Niemcy. Kiedy raz na rok jestem w Polsce, to wszystko jest dla mnie obce. Zanim się przyzwyczaję, to muszę już wracać do Niemiec. Nie wiem, czy na zawsze zostanę w Niemczech. Moje życie nie jest proste, gdyż mieszkam sama i ze wszystkim muszę sobie radzić sama, ale wychodzi mi to na dobre, ponieważ nauczyłam się wielu pożytecznych rzeczy, np. zmieniać żarówkę, podłączać Internet i telefon albo gotować jajko. Tyle kobiet radzi sobie bez pomocy mężczyzn, więc kiedyś stwierdziłam, że i ja sobie poradzę.

To by było na tyle mojej niemieckiej historii. Mam nadzieję, że moje opowieści nie były nudne, ale chciałam tutaj pokazać, że nigdzie nie jest kolorowo. Mimo wszystko przy porównaniu z Niemcami (np. służba zdrowia, kultura pracy, traktowanie pracowników, pensje) Polska traci tak wiele, że nie ma po co wracać. Na pewno mogę powiedzieć to, co chyba mało osób może powiedzieć: nie żałuję niczego.

Kurs polskiego w VHS

Jak znalazłam się w Niemczech? Cz. 1

Powyższe pytanie wiele razy pojawiało się w komentarzach, więc postanowiłam tu opisać moją drogę.

Czy chciałam wyemigrować? Odpowiedź jest tylko jedna: nie. Po studiach chciałam znaleźć pracę w Polsce. Okazało się to jednak niemożliwe, gdyż nie miałam znajomości, a w moim regionie Polski bezrobocie jest wysokie. Np. na mojej dawnej ulicy już prawie nie ma młodych ludzi, bo wszyscy wyjechali do Anglii do pracy. Ci, którzy zostali, kombinują, jak związać koniec z końcem. Dziękuję za takie życie. Wiem, bo dosyć nasłucham się komentarzy od znajomych: „żałuję, że po studiach nie zrobiłem tak jak ty i że nie wyjechałem”.

Ok, wracam do tematu. Kiedy byłam na III roku studiów, to stwierdziłam, że nie będę dobrą germanistką, jeśli nie spędzę dłuższego czasu w kraju niemieckojęzycznym. Złożyłam więc podanie w ramach stypendium Erasmus i oczywiście je otrzymałam. Rok na uniwersytecie Bielefeld spędziłam bardzo produktywnie, dużo się ucząc i zbierając materiały do pracy magisterskiej. Nie imprezowałam, lecz starałam się nauczyć jak najwięcej, a to, czego się nauczyłam, było dla mnie nieocenione, gdyż zobaczyłam, jak naprawdę wygląda życie w Niemczech i jak Niemcy naprawdę mówią. Udział w zajęciach na niemieckim uniwersytecie był niesamowitym doświadczeniem, gdyż – jak wiadomo – w Niemczech studiuje wielu obcokrajowców i było tym bardziej ciekawie. Poza tym Uniwersytet Bielefeld ma bardzo szeroką ofertę różnych zajęć dla studentów i chodziłam np. na kurs fińskiego. W drugim semestrze już nie miałam czasu na to, ponieważ stypendium było niskie i już nie wystarczało na utrzymanie się. Pracowałam więc codziennie po zajęciach jako sprzątaczka w klinice dentystycznej. Wracałam padnięta do mieszkania, a uczyłam się na weekendzie. Było ciężko, ale dałam radę.

Po roku studiów w Niemczech wróciłam na piąty rok do Polski, aby skończyć studia magisterskie. Cieszyłam się, że zdecydowałam się na studia w Niemczech. Może moje zdanie wyda się w tym momencie kontrowersyjne, ale nie rozumiem, jak ktoś może uczyć np. angielskiego, a był w Anglii np. tylko na kilka dni. Wtedy nic się nie wie o tym kraju ani tym bardziej o języku mówionym. Nie bez powodu w wielu krajach zachodniej Europy istnieje obowiązek spędzenia semestru zagranicą, jeśli studiuje się język.

Wracając do tematu… Na V roku studiów zachowałam się jak głupek, gdyż sądziłam, że znajdę pracę w szkole jako nauczycielka niemieckiego. Pamiętam to jak dziś – zima 2010 roku była okropna. Minus 20 stopni w ciągu dnia, śnieg po kolana, a ja jak ostatni głupek jeździłam autobusami do okolicznych szkół i składałam podania. Przez cały styczeń i pół lutego jeździłam codziennie po szkołach. Na każdy dzień układałam sobie plan. Z perspektywy czasu oceniam, że w zasadzie najgłupsze było stracenie pieniędzy na drukowanie podań. Do dzisiaj mnie to boli.

Po kilku miesiącach od skończenia studiów zrozumiałam jeszcze raz, jakie to było głupie. Dowiedziałam się, że w jednym z gimnazjów, gdzie złożyłam swoje podanie, pracę dostała moja koleżanka z roku, która ledwo skończyła studia i Niemiec na oczy nie widziała. Dlaczego ją dostała? Bo dyrektorka tej szkoły była jej ciotką. Współczuję dzieciom, które są uczone przez taką nauczycielkę. Później dowiedziałam się jeszcze o kilku podobnych sytuacjach.

W czerwcu 2010 roku ukończyłam studia magisterskie. W momencie obrony wiedziałam już, że wyjeżdżam. Mniej więcej w połowie ostatniego roku studiów zobaczyłam na uczelni ogłoszenie o stypendium Comeniusa. Można było wyjechać do innego kraju i uczyć tam w szkole. Pomyślałam, że muszę spróbować. Pozbierałam opinie od wykładowców i od dziekana, złożyłam wniosek, którego o mało bym nie złożyła. Wniosek był bardzo długi. Trzeba było dokładnie opisać swoje doświadczenia i plany, cele. Ja zostawiłam to na ostatni dzień, a tamtego dnia akurat miałam bardzo mało czasu. Zmobilizowałam się jednak i wypełniłam ten wniosek błyskawicznie, bez zastanawiania się. Może to właśnie urzekło komisję w Warszawie? Że pisałam prostym językiem i nie wymyślałam nie wiadomo czego? Kilka miesięcy później dowiedziałam się, że otrzymałam stypendium. Nie wiedziałam, do jakiego kraju wyjeżdżam ani w jakiej szkole będę uczyć. Wiedziałam tylko, że wyjeżdżam. Tylko to się liczyło – świadomość, że mam jakąś przyszłość i że nie muszę iść na kasę do jakiegoś supermarketu. Chyba 2 miesiące później dostałam wiadomość, że wyjeżdżam do małej miejscowości Traben-Trarbach w Niemczech. Zobaczyłam na mapie, gdzie jest ta mieścinka, nawiązałam kontakt ze szkołą i ostatnie wakacje w Polsce beztrosko spędziłam z rodziną.

W połowie sierpnia 2010 roku bez obaw wyjechałam do Niemiec i już tam zostałam. Dalszy ciąg moich perypetii w następnym tekście, za kilka dni.

Kurs polskiego w VHS

Kurs polskiego

Jest niedziela, a ja wstałam o 7:50. No cóż, muszę iść do pracy. Pracuję, kiedy mi się podoba, więc dzisiaj pójdę sobie wcześniej. To nie może zaszkodzić.

O tym, że uczę polskiego w Volkshochschule, pisałam już tutaj:

Doświadczenia zawodowe. Cz. 4

Jesienny kurs zaczął się 4 września. Pierwsze dwa spotkania poświęciłam na powtórki, gdyż jest to kontynuacja kursu zimowo-wiosennego. Miło było po 4 miesiącach spotkać się z uczestnikami i stwierdzić, że wszyscy przyszli ponownie. Teraz zaczęłam korzystać z nowych podręczników:

„Razem”

Podręcznik „Razem” uważam za ciekawy i nowoczesny, chyba trochę lepszy od „Witam” wydawnictwa Hueber, chociaż metodyka jest dosyć podobna. Jest w nim jednak wiele ćwiczeń, jakich nie widziałam nigdy wcześniej, chociaż miałam styczność z setkami podręczników do nauki niemieckiego. Widać, że autorzy zadali sobie dużo wysiłku, żeby jak najbardziej ułatwić Niemcom naukę polskiego.

Kiedy byłam w Polsce, to kupiłam podręczniki „Wir lernen Polnisch” Wiedzy Powszechnej:

„Wir lernen Polnisch”

W cz. 1 znajdują się dialogi i krótkie teksty, pod spodem zawsze jest słowniczek z tłumaczeniem na niemiecki. W cz. 2 znajdują się objaśnienia i ćwiczenia gramatyczne, wszystkie objaśnienia oczywiście po niemiecku. Podręcznik z dialogami uważam za pożyteczny, gdyż postępuje dosyć łopatologicznie, a czasami tego potrzeba.

Bardzo dużo ćwiczeń piszę sama, ostatnio korzystam przede wszystkim właśnie z nich. Kiedy przychodzi co do czego, to stwierdzam, że tylko moje ćwiczenia pozwolą na dokładną powtórkę tego, co było. Z gramatyki na razie zrobiłam koniugację czasowników -am/-asz (w polskim są 4 koniugacje), czasownik „być” i trochę odpowiedzi na pytania „gdzie?” i „dokąd?”. Obecnie zastanawiam się, jak „ugryźć” rodzaj rzeczownika i zaimki dzierżawcze.

Tu jeszcze wstawiam przykładowe ćwiczenia napisane przeze mnie:

Czasowniki -am/-asz
nazywać się
(ja) nazywam się
(ty) nazywasz się
(on, ona, ono) nazywa się
(my) nazywamy się
(wy) nazywacie się
(oni, one) nazywają się
1.   „nazywać się”
a)    (ty) Jak ________________?
b)   (pani) Jak ____ pani ____________?
c)    (my) _______________ Kasia i Michał.
d)   To są dziewczyny. One _________________ Ewa i Beata.
e)    (wy) _____________ Paweł i Jakub?
f)     Jak _____________ twój syn?
g)   Miasto _____________ Koblencja.
h)   Stolica Niemiec ______________ Berlin.
i)     Nauczyciel ______________ Schneiders.
j)     Jak _____________ pies?
2.   „sprzątać”
a)    (ja) __________ mój pokój.
b)   (ona) __________ mieszkanie.
c)    (wy) __________ dom i ogród.
d)   (oni) _________ ulicę.
e)    Kiedy __________ pani pokój gościnny?
f)     Dzieci __________ pokój.
g)   Sąsiedzi ____________ garaż.
h)   Kto ___________ dzisiaj pokój dziecinny?
i)     My __________ garaż, a oni ___________ ogród.
j)     Ludzie __________ dworzec.
3.   „mieszkać”
a)    (ty) Gdzie ___________?
b)   To są Beata i Irena. _____ ______________ w Polsce.
c)    (ja) ____________ w Monachium.
d)   Gdzie ___________ twoja córka?
e)    Państwo Kowalscy ______________ tutaj.
f)     Sąsiad ___________ mieszka obok.
g)   Moja rodzina ___________ w Polsce.
h)   Jego brat __________ w Niemczech, a jego siostra w Anglii.
i)     (my) ____________ na wsi, a (wy) ___________ w mieście.
4.   „mieć”
a)    (ty) _______ czas?
b)   On ________ pieniądze.
c)    (wy) Czy _________ słownik?
d)   (my) _________ dom, ale nie _________ ogrodu.
e)    (państwo) Czy __________ państwo zegarek?
f)     (ty) Gdzie ___________ bilet?
g)   (ja) Nie _________ teraz czasu. ________ czas potem.
h)   Kto _________ samochód?
5.   „znać”
a)    (ja) Nie ________ ciebie.
b)   (ty) Skąd mnie __________?
c)    (my) __________ dobrze to miasto.
d)   ________ pan moje nazwisko?
e)    (wy) Nie ________ nas?
6.   „witać”
a)    (ja) __________ was serdecznie.
b)   (my) ___________ cię w domu.
c)    Oni ___________ nas bardzo miło.
d)   (wy) Kogo ___________ tak serdecznie?
e)    Państwo ___________ nas.
7.   „czytać”
a)    (ty) __________ chętnie?
b)   (ja) Codziennie __________ gazety.
c)    Kto _________ teraz wiadomości?
d)   Dzieci __________ bajki.
e)    Co oni ___________?
f)     (wy) ____________ chętnie gazety.
g)   Co ___________ pani często?
8.   Uzupełnij tekst właściwymi formami czasowników! (być, nazywać się, sprzątać, mieszkać, mieć, witać, znać, czytać)
_________________ Magda. ____________ w Niemczech, ale ____________ z Polski. Mój kraj ___________ Polska. Moje miasto ____________ Głogów.
___________ niezamężna. Moja rodzina ___________ w Polsce. __________ siostrę i brata. _________ Niemcy dobrze. ___________ w Traben-Trarbach, ale _________ też Wittlich całkiem dobrze. Nie _________ Bernkastel.
Często _____________ moje mieszkanie. Ono ________ małe, ale wygodne. Moja ulica ______________ Wildbadstraße. Czasami _________ czas i wtedy ___________ książki albo gazety. Codziennie rano ____________ wiadomości. Wiadomości ___________ w gazecie i w Internecie.

____________ serdecznie gości. 
Kurs polskiego w VHS

Doświadczenia zawodowe. Cz. 4

Dzisiaj chciałabym napisać o mojej pracy jako lektorka polskiego w Volkshochschulen. Volkshochschule tłumaczy się na polski jako „uniwersytet ludowy”. Są to instytucje prowadzone najczęściej przez gminy i zajmujące się dokształcaniem dorosłych. Oferowane są kursy języków obcych, księgowości, zajęcia sportowe, komputerowe, z dziedziny zdrowia, różne kursy zawodowe. Volkshochschulen w dużych miastach mają bardzo szeroką ofertę. Znajdują się one również w małych miastach, gdyż są to instytucje bardzo popularne w całych Niemczech. Skrót „VHS” rozumie każdy i to nim wszyscy się posługują. Ponieważ są to szkoły dla dorosłych, to zajęcia odbywają się wieczorem. Do VHS przychodzą ludzie głównie po to, aby rozwijać swoje hobby. Nie jest to nic w stylu polskiego wieczorowego liceum. Sama chodziłam kiedyś na kurs do VHS, żeby rozwinąć swoje umiejętności jako nauczyciela.

Kiedy zgłosiłam się rok temu jako lektorka polskiego do VHS w Wittlich, pobliskim mieście, nie liczyłam się z tym, że kurs polskiego się odbędzie, to nie jest to znowu aż tak duże miasto (20.000), a poza tym mieszkam przecież na zachodzie Niemiec. Kto w takiej wiejskiej okolicy interesowałby się polskim? Grupa się jednak zebrała i kurs się odbył. Dyrektor VHS bardzo się ucieszył, że po raz pierwszy w historii szkoły polski będzie w ofercie.

Moją bazą był podręcznik „Witam” wydawnictwa Hueber:

„Witam”

Dokupiłam jeszcze ćwiczenia i płytę CD, chociaż było to niepotrzebne, bo teksty do słuchania ze rozumieniem sama odczytywałam na głos.

Uczenie w VHS nie jest proste. Trzeba nastawić się na specyfikę tej szkoły. Na fakt, że mam na kursie ludzi dorosłych, którzy często przychodzą zaraz po pracy i nie mają dużo wolnego czasu, żeby się uczyć. W związku z tym tempo nie może być szybkie. Skończyło się na tym, że nie zawsze wykorzystywałam podręcznik. Musiałam przygotowywać dużo powtórek i w związku z tym sporządzać dużo autorskich ćwiczeń, co zajmuje trochę czasu. Nieraz musiałam znacznie zwalniać planowane tempo.

Najwięcej czasu poświęcałam na wymowę, bo polska wymowa jest ogromnie trudna dla Niemców. W ogóle gramatyka naszego języka jest strasznie skomplikowana i moim uczniom niesamowicie trudno było pojąć wiele rzeczy, np. fakt że słowo „Sie” ma kilka odpowiedników w polskim, że mamy tyle rozmaitych końcówek albo że nazwy miast czy imiona się odmieniają.

Przy okazji sama musiałam się uczyć zasad polskiej gramatyki, bo wcześniej nie miałam przecież pojęcia, ile typów koniugacji jest w polskim, dlaczego wiele czasowników w zdaniach twierdzących łączy się z biernikiem, a w przeczących z dopełniaczem albo jakie czasowniki są wyjątkami. Teraz to wiem i muszę stwierdzić, że bardzo ciekawie jest uczyć się swojego języka. Prowadzenie kursów w VHS bardzo wzbogaciło mnie w sensie zawodowym.

Na moim kursie polskiego byli głównie starsi ludzie, którzy jeszcze w czasie wojny albo zaraz po wojnie urodzili się w Polsce i których rodziny zostały wypędzone. Naprawdę podziwiam takie osoby, że mają ochotę na naukę polskiego. Jeden z moich uczniów był już po 70-tce, nigdy nie był w Polsce, a mimo to chciał się uczyć. Kurs zmobilizował go do tego, żeby w końcu wybrać się do Polski. Tak też zrobił i potem opowiadał nam o swoich wrażeniach i też o śmiesznych sytuacjach, jakie go spotkały. Były też jednak młode osoby.

Na koniec dodam, że zawsze opowiadam pozytywnie o swoim kraju, nawet jeśli nie jest to tylko prawda. Na kursie opowiadałam wiele o Polsce, pokazywałam filmiki czy zdjęcia. Na co dzień staram się opowiadać Niemcom tylko dobre rzeczy o Polsce. Czasami koloryzuję albo mówię, że nie jest tak źle, jak jest, bo nie chcę jednak narzekać na swój kraj. Nic mi to nie da, a lepiej, żeby Niemcy myśleli o Polsce pozytywnie. Kto będzie mówił o naszym kraju dobrze, jeśli my nie będziemy tego robić? Oczywiście w moich opowieściach nie przesadzam, bo Polska to w końcu nie Norwegia, ale wychodzę z założenia, że w Polsce jest tyle pozytywnych rzeczy, że zawsze znajdzie się coś, o czym można opowiedzieć Niemcom, zamiast tylko podkreślać wady.

Tutaj jeszcze oferta moich kursów na kolejny rok szkolny:

Polnisch in Wittlich

Polnisch in Traben-Trarbach

Frühling in Polen

Frühling in Polen

Postanowiłam dzisiaj umieścić na blogu kolejną prezentację Power Point o Polsce. Poprzednia znajduje się pod tym linkiem:

Ciekawe tradycje

Tym razem zamieszczam prezentację pt. „Fruehling in Polen”, czyli „Wiosna w Polsce”. Znajdują się w niej informacje na temat ciekawych polskich zwyczajów, po niemiecku oczywiście. Myślę, że jest to ciekawe dla uczących się niemieckiego, gdyż wiele osób nie ma pojęcia, jak opowiedzieć po niemiecku o topieniu Marzanny czy o zwyczajach związanych z Wielkanocą. Na ostatnich slajdach znajduje się krótki test wiedzy. Ze swojej strony muszę wspomnieć, że takie słownictwo jest najczęściej bardzo zaniedbywane w nauczaniu niemieckiego i w efekcie uczący się nie wiedzą, jak powiedzieć Niemcowi, jakie potrawy spożywane są na Wigilię Bożego Narodzenia, jakie zwyczaje wiążą się z ukończeniem szkoły albo co robi się w Lany Poniedziałek.

Zapraszam do zapoznania się z treścią prezentacji, z której można nauczyć się bardzo przydatnego słownictwa. Mi już nieraz przyszło opowiadać Niemcom o polskich zwyczajach, więc na pewno warto to potrafić: