Zasadniczo nie lubię krytykować innych ludzi, ale zrobię to zanim przejdę do dalszej części postów dotyczących słownictwa.

Moje postanowienie adwentowe było takie, żeby pisać na blogu codziennie, ale już poszło się grzebać. No cóż, jak w ciągu dnia mam godzinę dla siebie, to jest to już znaczny postęp… Eh, nie mogę się już doczekać jazdy do Polski na święta i tych 22 godzin w autobusie. W końcu sobie odpocznę 🙂

Piszę ten post jednak po to, żeby podzielić się z kimś sytuacją, która mnie ostatnio załamała. Nie rozumiem, dlaczego ludzie mający dzieci nie chcą uczyć się niemieckiego. Z dziećmi jest przecież tyle spraw do załatwienia. Poza tym – jeśli nie zna się języka, to nie można pomóc im potem w szkole…

2 tygodnie temu miałam okazję rozmawiać z pewnym polskim małżeństwem. Ludzie jak (prawie) wszyscy – coś tam dukają po niemiecku i nie zależy im, z super podejściem do sprawy: „Po angielsku szybko by mi weszło do głowy, a po niemiecku jakoś nie chce”. No cóż, samo się nie zrobi! Trzeba jeszcze ruszyć mózgiem. No ale przejdę do sedna sprawy:

Ja: No to jak pomożecie waszemu synowi jak pójdzie za parę lat do szkoły?
Oni: Nie pomożemy. (śmieją się)

Congratulations… Pragnę w tym momencie zaznaczyć, że dziecko ma dopiero 2 lata i rodzice mogliby się sporo nauczyć, zanim pójdzie do szkoły.

Podobnie denerwuje mnie, kiedy ludzie pytają mnie: „A skąd ty znasz tyle języków?” Znam, bo się nauczyłam!!! Taka jest tajemnica. Samo mi do głowy nie weszło. Nie istnieje żaden eliksir, który wypiłam i który magicznym sposobem zapewnił mi znajomość języków obcych. Siedziałam i zakuwałam!!! Dlatego komunikuję się w kilku językach obcych. Nadal się intensywnie uczę – wkuwam odmiany fińskich czasowników, fińskie przypadki i listy słówek. Tak to się robi. Trzeba się trochę wysilić!!! Niestety nie każdy jest w stanie to pojąć…

Nie wiem, może ja jestem nienormalna, ale jestem pewna, że dla mojego dziecka byłabym w stanie zrobić absolutnie wszystko, a tym bardziej ruszyć mózgiem i nauczyć się języka obcego.