Dzisiaj napiszę parę słów na temat „potrzebności” i „niepotrzebności”. Czasami słyszę od moich uczniów, że dane słowo jest „niepotrzebne” albo „tego nie potrzebuję”. Dlaczego zasadniczo się z tym nie zgadzam?

  1. Oczywiście nie można nauczyć się wszystkiego naraz, to niemożliwe. Należy jednak stopniowo poszerzać słownictwo. Wiadomo, że na poziomie podstawowym poznaje się najbardziej potrzebne słownictwo. Nie można jednak na tym poprzestać, jeśli chce się dobrze opanować język.
  2. Jestem zawsze za uczeniem się również takich słów, które wydają się być niepotrzebne na co dzień. My nie musimy ich używać, ale może się zdarzyć, że ktoś użyje ich w naszej obecności i wtedy nie wiadomo, o co chodzi. Zawsze rozumie się więcej niż się umie powiedzieć. Często słyszę od ludzi: „rozumiem, co on powiedział, ale sam bym tak nie powiedział”. No cóż, to zupełnie normalne.
  3. Jeśli komuś nauka języka obcego przychodzi trudno, to zawsze można wybrać to, co jest mniej potrzebne, np. ograniczyć nieco naukę idiomów i nauczyć się tych najczęściej używanych (w niemieckim np. „am Ball bleiben”, „Hahn im Korb sein”, „mit Mann und Maus”, „zwei linke Hände haben”).

Jeśli ktoś uczy się niemieckiego, żeby pojechać do pracy fizycznej w Niemczech czy Austrii, to zapewne obejdzie się bez Konjunktivu II.

  1. Jeśli uczący się ma dobrze opanowane podstawowe słownictwo, to potem łatwiej przychodzi mu zrozumienie nowych słów z kontekstu i nauczenie się języka specjalistycznego z danej dziedziny. Można oczywiście połączyć naukę języka od samego początku z językiem specjalistycznym, są odpowiednie podręczniki z wielu dziedzin.

Moim zdaniem w trakcie nauki warto zadać sobie pytania:

  1. Po co uczę się języka? Wiem z doświadczenia, że łatwiej jest, kiedy człowiek chce się uczyć, a nie kiedy musi. W chwili obecnej mam tę satysfakcję, że uczę się tylko tego, czego chcę. W takiej sytuacji nastawienie do nauki jest zupełnie inne. Inaczej jest, kiedy ktoś musi się uczyć języka, np. do pracy. No cóż, wtedy wiele zależy od nauczyciela. Oby trafił się taki, który nie zniechęci.
  2. Czego potrzebuję? Tutaj też wiele zależy od nauczyciela. Jeśli jest on osłuchany z językiem, to podpowie – które słowa są używane na co dzień, a bez których można się obejść, przynajmniej na początku? Co brzmi bardziej naturalnie, a co sztucznie?
  3. Jak zastosować to, czego się uczę? O tym już dużo pisałam. Czegokolwiek się uczymy – ćwiczenie czyni mistrza.

Tak jak wcześniej napisałam – nie zgadzam się z tym, że coś jest niepotrzebne. Wszystko jest potrzebne. Pamiętam, że dawno temu denerwowałam się, kiedy moja mama mi tak mówiła, a teraz wiem, że miała rację. Nie chciałam kiedyś uczyć się pewnych rzeczy. Dopiero dwa lata temu nauczyłam się prać, prasować i gotować. Prawa jazdy nie mam do dziś, a 12 lat temu rodzice mówili: „zrób, przyda ci się”. Myślę, że tak samo jest w nauce języka. Nie chodzi o to, żeby nauczyć się od razu wszystkiego, ale raczej o to, żeby dodawać kolejne elementy układanki, nie lekceważąc niczego.